Hermiona obudziła się w swoim łóżku
z ogromnym bólem głowy i dziwnym uczuciem. Musiała zdecydowanie wczoraj
przesadzić z alkoholem. Odsunęła baldachim, a na jej twarz padły oślepiające
promienie słońca. Zapewne dochodziło już południe, ponieważ w pokoju nie było
ani Ginny ani Luny. Przeciągnęła się rozkosznie i wstała z łóżka. Machnęła
różdżką, a pościel sama zaczęła się składać.
Wyjęła
z szafy szare spodnie i czarny sweterek, ponieważ w murach zamku robiło się
coraz chłodniej. Poszła do łazienki i zrzuciła z siebie koszulę, która robiła
za jej piżamę. Wzięła szybki prysznic, myśląc o wczorajszej nocy. Nie mogła
uwierzyć, że dopuściła do czegoś takiego. Na jej ciele pojawiła się gęsia
skórka, kiedy sobie przypomniała smak ust Malfoy’a. Mimo to czuła lęk. Nie
chciała, aby ktokolwiek się o tym dowiedział, dopóki sama nie zdecyduje się
tego powiedzieć. Miała nadzieję, że Malfoy zachował to wszystko dla siebie i
nie wykorzysta przeciwko niej… Co było bardzo prawdopodobne i sprawiało, że
czuła się obnażona ze swoich tajemnic.
Wyszła spod prysznica i szybko
wysuszyła ciało, a następnie zarzuciła na siebie ubrania. Podeszła do lustra,
aby umyć zęby i ogarnąć włosy. Jej twarz promieniała, a oczy błyszczały.
Rozczesała włosy i spięła w kucyka. Jej oczom nie umknęła sina plamka na szyi.
Przybliżyła się do lustra i przyjrzała się jej. No tak, Malfoy musiał zostawić
swój ślad, aby tak prędko nie zapomniała o wczorajszej nocy, a malinka na szyi
była dla niej przypominajką. Zaklęła pod nosem. Musiała rozpuścić włosy, aby czyjeś
niepożądane oczy tego nie dostrzegły. Nawilżyła twarz kremem i leciutko
pomalowała rzęsy, a następnie wyszła z łazienki.
Pokój Wspólny jak zwykle był
zaśmiecony po imprezie, jednak nie tak jak zazwyczaj. Zapewne skrzaty uwinęły
się już z połową roboty. Poczuła nagły przypływ współczucia dla tych istot.
Codziennie ta sama praca bez jakiegokolwiek wynagrodzenia. Czarodzieje
koniecznie potrzebowali paru zmian w swoim prawie. Dostrzegła swoich
przyjaciół, którzy odpoczywali w kącie pokoju. Ron jadł czekoladową żabę, Harry
bawił się złotym zniczem, a Ginny czytała jakąś książkę od quidditcha. Wszyscy
dyskutowali o czymś z uśmiechami na twarzy.
Nagle drogę zagrodziła jej
Catherine, a burza czarnych loków zasłoniła jej widok.
-
Hermiono! Jak doskonale cię widzieć! – przytuliła ją i popatrzyła na twarz. –
Świetnie wyglądasz.
-
Dziękuję – powiedziała Hermiona, próbując złapać oddech po tym niespodziewanym
powitaniu. Cath jak zwykle prezentowała się bezbłędnie. Jej uroda przyćmiewała
wszystko dookoła. Dostrzegła za jej plecami Pansy Parkinson i Milicentę
Bulstrode. Pansy patrzyła na Hermionę z ciekawością, a Bulstrode z niechęcią.
-
Pomyślałam, że może cię poznam z dziewczynami… - zachęciła ją Catherine, a
Hermiona mimo wszelkich starań nie potrafiła się nie skrzywić na tę myśl. – No
dalej, dość tych wszystkich konfliktów.
-
Catherine, Granger nie ma na to ochoty, więc dajmy jej spokój… - mruknęła
niezadowolona Pansy, patrząc na Cath znacząco.
-
Nie mam zamiaru się z nią godzić – odpowiedziała Milicenta, patrząc na nią jak
na coś obrzydliwego. Hermiona zabiła ją spojrzeniem.
- Sama widzisz, twoje starania nic nie dadzą –
poklepała Catherine po ramieniu. – Życzę wam miłego dnia – uśmiechnęła się
sarkastycznie do dwóch Ślizgonek i wyminęła je, aby dołączyć do przyjaciół.
Zachowanie Catherine bardzo ją
zaskoczyło. Osobiście jednak wolała, aby nigdy więcej już nie próbowała
pogodzić jej i dziewczyn z paczki Malfoy’a.
-
Co to w ogóle miało być? – zarechotała Ginny, która najwyraźniej widziała całą
scenę.
-
Catherine próbowała mnie z nimi pogodzić – mruknęła Hermiona, siadając na
kanapie obok Ginny, która roześmiała się.
-
Jest przemiła, ale czasami bardzo głupiutka. No cóż, w końcu Ślizgoni i Gryfoni
nigdy w życiu się ze sobą nie pogodzą.
-
Są wyjątki… - wtrąciła Hermiona, na co Ginny jej przerwała.
-
No tak, ty i Nott, ale wy zdecydowanie należycie do wyjątków. – mrugnęła porozumiewawczo
i wtuliła się w bok Harry’ego. Pocałowała go w policzek, na co Ron odchrząknął,
a Ginny wywróciła oczyma i ponownie spojrzała na Hermionę, która patrzyła ślepo
przed siebie, najwyraźniej mocno zamyślona.
-
Tak właściwie, to wczoraj Catherine mnie odwiedziła, ponieważ nie wiedziała, w
co się ubrać na randkę z tym swoim księciem z bajki. Cóż, ja nigdy bym tak nie
nazwała Zabiniego. – powiedziała mimochodem rudowłosa, wzdrygając się z
obrzydzenia. Hermiona wyrwała się z zamyślenia.
-
Zabiniego? – spytała.
-
No tak, widziałam ich razem jak się obściskiwali na korytarzu. Dlatego
przestałam cokolwiek jej mówić. Brata się z naszym wrogiem, który bez problemu
mógłby coś z niej na nasz temat wyciągnąć. Tobie też radzę, abyś już nie mówiła
jej nic ważnego.
Hermiona
zmarszczyła brwi.
-
Masz rację… Pansy i Milicenty się nie obawiam, ale Zabini… no cóż, ostatnimi
czasy wolałabym nie stanąć na jego drodze.
-
Myślisz, że to on wszedł do naszego dormitorium? – oczy Ginny pojaśniały, jakby
wpadła na genialną myśl. Hermiona pokręciła głową.
-
Niby jak miałby to zrobić? Nie ma pozwolenia, aby się do niego dostać.
Zamilkły na chwilę, zastanawiając
się nad czymś. Hermiona spojrzała na Ginny. To zadziwiające, że jeszcze nie
spytała się jej, jak przebiegło wczorajsze spotkanie z Malfoy’em. Zazwyczaj
była tak ciekawska, że nie dałaby jej żyć, a tymczasem zupełnie jakby
zapomniała. Zapewne chodziło tutaj o bliskość Harry’ego i Rona, którzy o niczym
nie wiedzieli.
-
Jestem pewna, że to Malfoy… - odpowiedziała Ginny, jakby czytała jej w myślach.
– Nie chciałaś się z nim spotkać, więc jakoś musiał ci to wynagrodzić. Swoją
drogą, nie spotykaj się z nim.
-
Słucham? – zdziwiła się Hermiona, patrząc na przyjaciółkę jak na wariatkę.
Ginny jednak odpowiedziała jej tym samym.
-
A co, chcesz się spotkać z tym szmaciarzem, który obraża cię na każdym kroku? –
spojrzała na nią wojowniczo. Hermiona złapała ją za ramię.
-
Musimy koniecznie porozmawiać. – szepnęła, a Ginny z dziwną miną odeszła z nią
do dormitorium. Tylko tam mogły bezpiecznie porozmawiać, nie obawiając się o
podsłuchanie.
-
O co chodzi? – spytała zaskoczona rudowłosa, siadając na swoim łóżku. Hermiona
jednak stała. Coś jej tutaj nie pasowało. Wczorajsze zachowanie Ginny… Od
zawsze nienawidziła Malfoy’a, dlaczego więc proponowałaby jej spotkanie się z
nim?
-
Powiedziałaś, żebym się z nim nie spotykała?
-
No tak, co w tym dziwnego? – wzruszyła ramionami.
-
Wczoraj natomiast powiedziałaś, abym to zrobiła.
Ginny
popatrzyła na Hermionę i zaśmiała się.
-
Dlaczego miałabym to robić? Doskonale wiesz jak go nie znoszę i zdaję sobie
sprawę, że nigdy byś nie chciała się z nim zobaczyć.
Hermiona
milczała.
-
Nie chciałabyś…
Hermiona
spuściła wzrok. Ginny zatkała usta rękoma.
-
Spotkałaś się z nim?!
-
Sama powiedziałaś, abym to zrobiła! – krzyknęła Hermiona płaczliwym głosem. Ginny
wstała z łóżka, niczego nie rozumiejąc.
-
Nigdy nic takiego nie powiedziałam.
-
Och, Ginny. – Hermiona usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach. – Co się
dzieje?
Przyjaciółka
usiadła obok niej i objęła ją ramieniem.
-
Hermiono, jesteś pewna, że to ci się nie przyśniło?
Brązowowłosa
spojrzała na nią z determinacją.
-
Wiem, co mówię. Najwyraźniej ktoś znowu sobie z nas zadrwił. – powiedziała ze
złością. W jej oczach płonęła żądza mordu. Ginny nie wiedziała, co ma zrobić.
Okazało się, że wczoraj zrobiła coś, czego nie pamiętała. Ale dlaczego niby
miałaby namawiać Hermionę do spotkania z Malfoyem?
-
To jego robota… - szepnęła groźnie Hermiona, zaciskając pięści. - Rzucił na
ciebie jakiś urok… Tylko on jest do tego zdolny.
Ginny wstała z łóżka, podchodząc do
przyjaciółki, która wychodziła z siebie. Również była wściekła, ponieważ
najwyraźniej stała się narzędziem z jakiejś grze, co niezbyt jej się podobało.
Dlaczego nie wyczuła skutków zaklęcia? Jak to możliwe, że ktoś miał nad nią
kontrolę, a ona o tym nie wiedziała? A co jeśli i teraz znajduje się w rękach
jakiegoś uroku, który kontroluje jej myśli? To powoli zaczynało ją przerażać.
Mimo to odrzuciła od siebie wszystkie myśli i skupiła się na Hermionie, która
dygotała na całym ciele.
-
Jak mogłam dać się tak oszukać… - powtarzała niczym mantrę. Czuła się
wykorzystana, nie potrafiła znieść myśli, jak doskonale udało się Malfoyowi
zmanipulować nią i Ginny. Obiecała sobie, że zemści się za to, gdy tylko znajdą
się na osobności.
-
Tak mi przykro, kochanie – Ginny przytuliła do siebie przyjaciółkę.
-
Nie przytulałabyś mnie, gdybyś tylko wiedziała o wszystkim – po policzkach
Hermiony poleciały łzy, a z gardła wyrwał się szloch. – Ginny, jestem taka
głupia.
-
Nie mów tak, jesteś najmądrzejszą kobietą jaką znam. – Ginny pogłaskała ją po
włosach. Serce bolało ją na widok płaczącej dziewczyny.
-
Ale jak każda z nas mam taką samą słabość – mruknęła, a Ginny po chwili
zrozumiała, o co Hermionie chodzi. Odsunęła się od niej, aby spojrzeć na
zapłakaną przyjaciółkę.
-
Spotkałaś się z nim wczoraj i do czegoś doszło, prawda? – spytała Ginny, a w
jej głosie dało się słyszeć niedowierzanie. Modliła się w myślach, aby to nie
było prawdą. Bała się, że Hermiona zrobiła coś potwornie głupiego, czego będzie
żałować do końca życia.
-
Tak, Ginny, my… - głos jej utknął w gardle i ponownie się rozpłakała. Rudowłosa
zrobiła wielkie oczy.
-
Spaliście ze sobą?! – była
przerażona. Nie potrafiła sobie wyobrazić Hermiony i Malfoy’a razem, a znając
go był zdolny do uwiedzenia nawet takiej dziewczyny jak jej przyjaciółka. Gdy
czegoś chciał, to osiągał to nawet w najokrutniejszy sposób.
-
Nie, na Merlina, Ginny, co ty wygadujesz! – wykrzyknęła Hermiona.
Ginny
odetchnęła z ulgą.
-
Ale… - jej przyjaciółka ponownie się spięła. – Całowaliśmy się. On rozbudził we
mnie takie uczucia, że gdybym była z nim trochę dłużej, to udałoby mu się
zaciągnąć mnie do łóżka. – głos jej zadrżał, a jej twarz oblała się rumieńcem.
Spojrzała na przyjaciółkę, która patrzyła na nią z niedowierzaniem. Wiedziała,
że tak to się skończy, powinna była milczeć i zabrać te tajemnice do grobu.
-
Przepraszam. – mruknęła Hermiona i otarła łzy. Zapadła cisza. Ginny czuła się
nieswojo. Nie czuła obrzydzenia do przyjaciółki, to oczywiste, ale sama myśl,
że ona i Malfoy… był ich wrogiem, nie mogła zrozumieć, jakim cudem doszło do
takich rzeczy.
-
Czy ktoś jeszcze wie…? – spytała. Nie zamierzała się odsuwać od przyjaciółki.
To były ciężkie chwile, a one zawsze były przy sobie w najtrudniejszych
czasach. Nieważne, co Hermiona zrobiła, zawsze będzie przy niej.
Pokręciła głową. Uspokoiła się już,
mimo to oczy nadal miała spuchnięte od płaczu.
-
Błagam, nie mów nikomu… - szepnęła, nie mogąc spojrzeć na przyjaciółkę. Czuła
się tak, jakby właśnie okropnie ją zawiodła.
-
Oczywiście, że nie powiem. Myślę jednak, że jedna osoba w szczególności
zasługuje na prawdę. – powiedziała. Uścisnęła Hermionę i wstała z łóżka, aby
wyjść z dormitorium. Obydwie potrzebowały teraz chwili samotności, aby sobie to
wszystko poukładać w głowach.
Hermiona nie wyszła z pokoju do
wieczora. Siedziała w fotelu, czytając, a kiedy uznała, że i tak nie potrafi
się skupić na niczym, poszła do łazienki i napuściła mnóstwo wody do ogromnej
wanny. Musiała pomyśleć na spokojnie, aby nie podejmować żadnych błędnych
kroków. Czuła się oszukana, a to bardzo bolało. A najgorsze w tym wszystkim
było to, że Malfoy nieważne, co by zrobił i tak będzie działać na nią w ten
sam sposób. Wiedziała, że kiedy przed nim stanie, nie będzie w stanie się
oprzeć jego dotykowi…
Musiała jednak zmierzyć się z
najgorszym. Hermiona wiedziała, o kim mówiła Ginny, kiedy wspomniała o kimś,
kto zasługuje na szczerość z jej strony. Serce pękło jej w piersi. Skrzywdziła
Teodora, chłopaka, który był jej tak oddany. Przyjaciela, który zawsze stawał
po jej stronie. Nie zdziwiłaby się, gdyby ją zwyzywał od najgorszych, ale
zasługiwała na to. Zachowała się wczoraj jak jedna z tych naiwnych lasek
Malfoya.
Gorąca woda, piana i konwaliowy
zapach sprawił, że się uspokoiła. Kiedy wyszła z wanny, była już gotowa.
Musiała stawić czoła, była Gryfonką, a zatajanie prawdy i chowanie głowy w
piasek nie leżało w jej naturze. Zapukała do drzwi Teodora, mając nadzieję, że
jest w środku. Milicenta Bulstrode zabiła ją spojrzeniem, widząc jak puka do
pokoju chłopaka, ale teraz mało ją to interesowało. Przypomniała sobie, kiedy
to ona otworzyła jej drzwi do jego pokoju. Przez długi czas zastanawiała się,
co też Milicenta robiła w dormitorium Teodora, jednak to się nigdy nie
powtórzyło, dlatego nie zamierzała się go o to pytać. Nie podejrzewała także
chłopaka o jakieś bardziej zażyłe stosunki z tą dziewczyną. Natura wynagrodziła
jej brak mózgu mięśniami i potężną posturą.
Zapukała ponownie i już miała
odejść, kiedy usłyszała za sobą czyjś głos.
-
Spokojnie, już cię wpuszczam – Teodor stał za jej plecami. Poczuła, jak serce
podchodzi jej do gardła ze strachu, ale szybko się uspokoiła. – Co ci tak śpieszno
do mnie? – uśmiechnął się. Hermiona zmusiła się na krzywy uśmiech, który z
pewnością nie wyglądał nawet w połowie tak dobrze jak jego.
-
Po prostu, musimy porozmawiać. – odpowiedziała niepewnie.
-
Brzmi groźnie – zażartował.
„Nawet
nie wiesz, jak bardzo” – westchnęła Hermiona w myślach. Teodor nachylił się nad
nią i złapał za podbródek, aby zmusić ją do spojrzenia mu w oczy, jednak nie
była w stanie tego zrobić.
-
Hej, rozchmurz się… - pocałował ją delikatnie, a Hermiona poczuła łzy cisnące
się do oczu.
Usłyszeli nagle śmiechy i gwizdy, a
po chwili obok nich pojawiła się banda Malfoy’a z Zabinim na czele.
-
Theo! Stary, czyżbyś miał w planach zaliczenie szlamy? – zaśmiał się, a koledzy
mu zawtórowali. Terrence patrzył z politowaniem na kolegów i przeprosił Teodora
wzrokiem za ich zachowanie. Nott wyraźnie się napiął.
-
Nie jestem zwolennikiem waszych zabaw w „zaliczanie”, Blaise.
Blaise
zagwizdał i popatrzył z szyderczym uśmiechem na Hermionę.
-
Odkaź się lepiej zanim później do nas przyjdziesz. – powiedział do Teodora i
mrugnął porozumiewawczo do Malfoy’a, który ledwo oderwał zabójczy wzrok od
Hermiony. Wyglądali tak, jakby zaraz mieli się sobie rzucić do gardeł.
-
O mnie się nie martw, Blaise – odpowiedział Nott, a Hermiona położyła mu dłoń
na ramieniu, czując, jak bardzo jest spięty. – Hermiona przynajmniej nie spała
z tyloma facetami, co twoja Catherine. Ja bym się bał o swoją czystość, gdybym
miał jej dotknąć.
Zabini
przeklął paskudnie i już miał rzucić jakąś obraźliwą obelgę, kiedy został
powstrzymany przez pokojowo nastawionego Terrence’a.
Otworzył drzwi od pokoju, wpuścił
Hermionę przodem, a następnie trzasnął drzwiami. Usłyszeli głos Zabiniego,
który zaczął bluzgać pod adresem Notta. Hermiona usiadła na kanapie. Jeszcze
tylko tego jej brakowało. Spotkania Malfoy’a, który widział jak całuje się z
Teodorem. Dlaczego kiedy w życiu pojawiał się jeden facet, to nagle pozostali
zaczynali krążyć dookoła jak sępy?
Teodor
usiadł obok niej, aby ją pocałować, ale odwróciła głowę.
-
Dlaczego to robisz? – spytała, patrząc na niego niepewnie. – Jesteśmy dla
siebie jak przyjaciele…
-
Owszem – odpowiedział zaskoczony. – Myślałem jednak, że zgodziliśmy się na taki
układ.
Hermiona
spojrzała mu prosto w oczy. Musiała być stanowcza, nie mogła dłużej owijać w
bawełnę.
-
Czy czujesz cokolwiek, kiedy mnie całujesz?
-
Co masz na myśli? – popatrzył na nią dziwnie. Zniecierpliwiona zbliżyła się do
niego i pocałowała. Starała się włożyć w to jak najwięcej zaangażowania, ale
między nimi nie było chemii, który podsyciłaby płomyk, tworząc burzę ognia.
-
Poczułeś coś? – spytała ponownie. Teodor zmarszczył czoło.
-
Jesteś moją przyjaciółką, nie potrafię myśleć o tobie jak o kimś innym –
powiedział, a Hermiona westchnęła.
-
I właśnie o to mi chodzi. Nie ma sensu ciągnąć czegoś, co nie ma przyszłości.
-
Czekaj – przerwał jej stanowczo. – Chodzi o Dracona, tak?
-
A co on ma z tym wspólnego? – warknęła.
-
Sam chciałbym wiedzieć, a ty na pewno masz mi coś ciekawego do powiedzenia. –
powiedział twardo, nie spuszczając z niej wzroku. - Spotkaliście się wczoraj, a
dzisiaj nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że nic się między nami nie dzieje.
-
Już wcześniej to zauważyłam.
-
Całowaliście się, tak? – warknął. Hermiona spłonęła rumieńcem. – Od przyjaciół
wymagam mówienia prawdy, więc mam nadzieję, że nie będziesz kręcić. – dodał,
kiedy otworzyła usta.
-
Tak. – syknęła, a Teodor się skrzywił.
-
On cię skrzywdzi – powiedział tylko.
-
Już to zrobił – zaśmiała się, jednak nie było w tym ani krzty poczucia humoru.
Teodor zacisnął szczękę.
-
O czym ty mówisz?
Hermiona
wzięła głęboki oddech. Co miała do stracenia? Opowiedziała o tym, jak Ginny
zaproponowała jej umówienie się z nim, a dzisiaj zaprzeczała, wypierając się,
że nigdy nic takiego nie powiedziała. Malfoy musiał rzucić na nią urok, aby
przekonać ją do umówienia się z nim. Co prawda tez była głupia i naiwna, że się
zgodziła i pozwoliła sprawom zajść tak daleko.
-
Skurwysyn… - warknął, a Hermiona się przestraszyła. Teodor był wściekły. – Nie
pozwolę mu ciebie skrzywdzić.
-
Teodorze… - zaczęła Hermiona, ale on nie zwracał na nią uwagi.
-
Zostań tu – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu i wyszedł z pokoju.
Cóż miała zrobić? Wybiegła automatycznie
za nim. Przedzierali się przez korytarz, zwracając uwagę uczniów po drodze.
Szedł tak szybko, że ledwo za nim nadążała. Nie powinna była mówić o swoich
podejrzeniach. Teodor był wściekły i wiedziała, że nic dobrego z tego nie
wyniknie. Co się stało z tym spokojnym chłopakiem, którego znała? Przynajmniej
zachował tyle kultury, że zapukał do drzwi. Co z tego, że tak mocno, ze prawie
wypadły z zawiasów.
-
Teodorze, błagam.
-
Nie wtrącaj się, Hermiono – warknął, odsuwając ją od siebie.
-
Nie chcę, aby wiedział, że ci powiedziałam.
-
Za późno – walnął ponownie w drzwi. Kiedy drzwi się otworzyły, powiedział tylko
– Nareszcie.
Po
czym z całej siły dał w twarz Malfoy’owi i wpadł do środka. Hermiona pisnęła i
zakryła sobie usta dłonią. Nie poznawała swojego przyjaciela. Była idiotką, jak
mogła doprowadzić do czegoś takiego.
Malfoy
zaśmiał się tylko wrednie i popatrzył morderczym wzrokiem na Teodora, który
ponownie zaatakował. Tym razem blondyn nie odpuścił i oddał przyjacielowi.
-
Co cię do mnie sprowadza, mój przyjacielu? – spytał z sarkazmem. Hermiona
próbowała ich rozdzielić, ale Teodor odepchnął ją na bok.
-
Nie pozwolę ci wykorzystać mojej przyjaciółki.
-
Przyjaciółki, czy dziewczyny? – zainteresował się Malfoy, chyląc się przed
ciosem. Uderzył Notta z całej siły w twarz.
-
Nienawidzisz jej, wiem, że chcesz ją wykorzystać tylko dla swoich przyjemności.
-
Wczoraj obydwoje zaznaliśmy przyjemności, prawda, Granger? – uśmiechnął się do
niej. Ponownie natarli na siebie. Hermiona cała wściekła wyjęła różdżkę i
rzuciła zaklęciem między chłopaków. Odrzuciło ich od siebie i oboje boleśnie
upadli na podłogę. Hermiona bez zastanowienia podbiegła do Teodora i uklękła
obok niego.
-
Och, na Merlina, dlaczego to zrobiłeś do cholery? – spytała przejęta. Podniósł
się na łokcie. Z jego policzka i brwi sączyła się krew.
-
Staję w obronie przyjaciół, Hermiono – uśmiechnął się do niej, ale natychmiast
skrzywił się z bólu i złapał za lewe żebra.
-
Ostrożnie – dotknęła delikatnie jego klatki piersiowej i zaczęła uciskać, aby
wyczuć, czy ma złamane żebro. Wyglądało na to, że jedno wymagało pomocy
Uzdrowicieli. Usłyszała, jak Malfoy podnosi się ledwo na nogi. Najwyraźniej nic
mu nie było, poza poobijanym ciałem i krwi sączącej się z łuku brwiowego.
-
Zaprowadzę cię do Uzdrowicieli. – oznajmiła, pomagając mu wstać.
-
Zaprowadź mnie do mojego dormitorium, tam jest wszystko, czego mi potrzeba.
-
Masz złamane żebro… - powiedziała stanowczo.
-
Dam sobie radę – odpowiedział, próbując podnieść się na nogi, najwidoczniej
musiał sobie skręcić kostkę, ponieważ ponownie opadł. Hermiona starał się go
utrzymać, jednak nie była wystarczająco silna.
Obok nich pojawił się Malfoy, który z
nieodgadnioną miną pomógł wstać Nottowi z lekką pomocą Hermiony.
-
Dlaczego to robisz? – warknął Teodor, kiedy kumpel zwrócił się z nim w stronę
drzwi, aby zanieść go do dormitorium.
-
Theo, jesteśmy kumplami. Nawet jeśli czasami się pobijemy, to należy sobie
pomóc w trudnej sprawie, nie? – zaśmiał się Draco. Nott wyglądał na
niezadowolonego. – Masz dobry lewy sierpowy jak na kogoś, kto ciągle siedzi w
książkach.
-
Możliwe, ale to nie ty masz złamane żebro.
Hermiona otworzyła drzwi do
dormitorium Notta, a Malfoy pomógł kumplowi usiąść na kanapie. Dziewczyna
automatycznie zaczęła szukać w półce Szkiele-Wzro i paru eliksirów, które
pomogłyby mężczyznom. Nott skrzywił się, kiedy wypił eliksir i zakasłał. Malfoy
odmówił wzięcia eliksiru.
-
Nie jest zatruty, jeśli ci o to chodzi – warknęła Hermiona. Zmrużył oczy.
-
Wystarczy mi szklanka Ognistej Whisky i ból minie – zapewnił ją i podszedł obejrzeć
zapas eliksirów przyjaciela.
-
Jak chcesz – wzruszyła ramionami i usiadła obok Teodora. Wyczarowała mokrą
ścierkę i delikatnie zaczęła ją przykładać do ran chłopaka.
-
Przestań, dam sobie radę – odpowiedział, jednak ona uciszyła go wzrokiem.
Zapadła cisza, przerywana tylko odgłosem Malfoya, który przeglądał właśnie
zawartość jakiejś buteleczki.
-
Mimo wszystko… dziękuję. Nie zasługiwałam na takie poświęcenie z twojej strony –
szepnęła, aby tylko on ją usłyszał. Uśmiechnął się.
-
Zasługujesz na dużo więcej.
-
Daj spokój, zachowałam się okropnie, a ty jeszcze mnie bronisz. – zdenerwowała się.
-
Każdy popełnia błędy, ja sam nie jestem taki nieskazitelny, jak może ci się
wydawać – mrugnął do niej.
-
Zauważyłam. Nie spodziewałam się, że możesz tak bardzo się zdenerwować –
powiedziała.
Malfoy wyszedł z dormitorium.
Hermiona została przez chwilę, aby pomóc Teodorowi położyć się na łóżku. Najwyraźniej
przeszkadzało mu to, że dziewczyna ciągle starała się mu pomagać, ponieważ za
wszelką cenę próbował pokazywać, że sam da sobie radę. W końcu uznała, że
zostawi go samego.
Pożegnawszy się opuściła jego
dormitorium i zamknęła za sobą drzwi. Miała właśnie odejść, kiedy ktoś zaszedł
ją od tyłu i przyciągnął do siebie. Męskie ręce odgarnęły jej włosy za ucho, po
czym ktoś pochylił się nad nią i szepnął.
-
Nie tak prędko, Granger – wszędzie by poznała ten głos. – Mamy chyba sobie
sporo do powiedzenia, prawda?
Wiedziała,
że właśnie wpadła w pułapkę Dracona Malfoya.
~~~~~~~~~~~~~~
Kolejna za nami. Mam nadzieję, że się podobała xd
Napisałam ją w wolnym czasie, którego mam mało, ponieważ u mnie święta nadal
trwają i ciągle siedzę z rodziną. A wy jak spędziliście swoje święta? ;)
Kochająca
Sheireen ♥