niedziela, 28 czerwca 2015

Mecz Quidditcha

          Draco zaraz po lekcjach wrócił do dormitorium razem z Blaisem. Oboje byli nieźle poobijani, a Terrence tylko wyśmiewał się z ich wyglądu. Najchętniej i jemu by przyłożyli, aby również poczuł się jak panda z dwoma sińcami pod oczyma, ale darowali sobie. Nie chcieli już więcej takich akcji. Przynajmniej nie dzisiaj, ponieważ Draco już teraz wiedział, że nie odpuści tak łatwo Potterowi. Po wojnie myślał, że go przeprosi, że jakoś zaczną się dogadywać, ale najwidoczniej Wybraniec czuł się jak gwiazda i myślał, że wszystko mu wolno. Niech do cholery robi co chce, ale nie miał prawa obrażać jego ojca. Owszem, on też nie zachował się w porządku, wygadując o Bogu ducha winnej Ginny Weasley takie rzeczy, ale nie dbał o to. Musiał przecież jakoś się zemścić na Potterze.
- Zabiję tego rudzielca, przysięgam. – warknął Zabini, nie mogąc się pogodzić z porażką w potyczce. Przyłożył różdżkę do rany, aby zmniejszyć troszkę obrzęk, ale i tak mało co mu to pomogło.
          Draco rzucił się na łóżko przyjaciela, a ten popatrzył na niego spode łba. Na jego czole pojawiły się niewielkie zmarszczki, jakby mu coś nie pasowało.
- Najpierw się odkaź, zanim na cokolwiek się położysz, a tym bardziej jak chcesz leżeć na moim łóżku.
- O co ci chodzi? – spytał Draco, nie rozumiejąc reakcji przyjaciela.
- A o to, że ta szlama Granger na tobie leżała. Ja bym chyba zwymiotował.
- Bez przesady – powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Blaise spojrzał na niego jak na kosmitę.
- Chyba za mocno uderzyłeś się w głowę podczas upadku. – skomentował, siadając obok przyjaciela. – Co ty w ogóle jej na końcu powiedziałeś? – zainteresował się Zabini, a Malfoy uśmiechnął się.
- Wspomniałem, że na jej miejscu bałbym się zasnąć.
Blaise podniósł się do pozycji siedzącej, a na jego twarzy zagościł szatański uśmiech.
- Masz zamiar coś jej zrobić?
Malfoy uśmiechnął się tajemniczo.
- Sam jeszcze nie wiem, szczerze mówiąc nie omieszkałbym się zajrzeć do jej sypialni.
- Wyczuwam podły plan – w oczach Blaise’a tańczyły ogniki, a w głowie Dracona kumulowały się najróżniejsze myśli. Może rzeczywiście powinien przestraszyć Granger dzisiaj w nocy?
- Niee… - mruknął pod nosem. – Trzeba osłabić jej czujność, a tymczasem niech chodzi niewyspana po zamku.
- Idealnie – przybili razem piątkę, puszczając w niepamięć ślady bójki i ból.
          Nagle Blaise spoważniał i spytał się go:
- Zwróciłeś może uwagę na Catherine? Patrzyła się?
- Stary, każdy się patrzył.
- Widziała moją porażkę? – jego głos jakby lekko zgasł, a w głowie zdawały się rodzić coraz to nowe myśli.
- Tak jak wszyscy – dokuczył mu Draco i po chwili wybuchnął śmiechem. – Weasley ma chyba mocny prawy sierpowy, no nie?
- Zamknij się, kretynie. – skrzywił się Blaise, ponieważ ból na policzku ponownie powrócił, na co Draco jeszcze bardziej zaczął się śmiać.
- Jak ja jej się teraz pokażę z taką twarzą.
- Wyglądasz lepiej niż wyglądałeś – zakpił sobie Malfoy, przez co oberwał w ramię. – Serio, Rudzielec zrobił ci darmową metamorfozę twarzy.
- Jesteś beznadziejny, Draco, dlaczego ja cię jeszcze nazywam swoim przyjacielem.
- Bo jestem twoim jedynym przyjacielem.
- Nieprawda.
- No dobra, w takim razie jestem najlepszym z tych wszystkich.
          Zabini westchnął, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu. Wciąż dręczyła go myśl przegranej i to, że Catherine Roiiaz widziała jego porażkę. Dlaczego to musiało wydarzyć się na jej oczach?
Draco podniósł się z łóżka i podszedł do lustra, aby przyjrzeć się swoje twarzy. Nie było jeszcze tak źle, jeden mały siniak i pręga nic nie znaczyły. Wygrał z Potterem i gdyby nie Granger, ten już dawno leżałby u stóp martwy. Może nie powinien być tak gwałtowny, ale kiedy chodziło o bliskie mu osoby, nie potrafił się opanować. Zdał sobie sprawę, że Granger już drugi raz obroniła Pottera od zadania mu ostatecznego ciosu. On chyba by schował głowę w piasek, gdyby to dziewczyna go obroniła, ale w sumie czegoż to spodziewać się po Potterze. Zawsze chował się za plecami lepszych. A oni wszyscy nazywają go bohaterem! Już ten cały Weasley wykazał więcej odwagi w bójce niż święty Potter.
Jak on nienawidził tego człowieka…
          A ta pyskata Granger powinna znać swoje miejsce! To, jak się rzuciła w obronie Harry’ego wciąż robiło na nim wrażenie, ale nie chciał się do tego przed samym sobą przyznać. Granger już od dawna była dla niego zamkniętym tematem i nie miał zamiaru, aby ten rozczochrany kołtun ponownie przysłonił mu widok na cały świat.

          Hermiona była zdezorientowana. W jednej chwili zaczyna się bójka, wpada na Malfoya, chwilę potem znajduje się w pokoju, gdzie Harry kłóci się zaciekle z Ginny, a jej prośby o uspokojenie się nic nie dają. Harry, gdy tylko się otrząsnął pobiegł wściekły do dziewczyny, żądając jak natychmiastowego wyjaśnienia sprawy.
- Z nikim się nie umówiłam, czy ty do reszty zwariowałeś?! – piekliła się rudowłosa.
- Jak mam ci wierzyć, skoro dookoła ciebie ciągle widzę to nowych mężczyzn?! – bulwersował się Wybraniec, nie mogąc sobie wyobrazić sytuacji, w której jego dziewczyna mogłaby trafić w ręce innego chłopaka.
- Cóż – w jej głowie dało się słyszeć nutkę ironii. – Tak się składa, że jestem na kierunku, gdzie studiują przeważnie sami chłopcy.
- Od początku nie podobał mi się ten pomysł…
- To niech ci się spodoba, bo ja nie mam zamiaru rezygnować z marzeń.
Harry milczał przez chwilę.
- Ale Malfoy…
- Malfoy gada różne rzeczy, a ja się dziwię, że wierzysz jemu a nie mi – Ginny była zawiedziona. Jej twarz była cała czerwona ze złości. Prawie nigdy nie kłóciła się z Harrym, ale kiedy przyszło co do czego, ściany pękały i sufity odpadały od ich podniesionych głosów.
          Hermiona wyszła z pokoju, nie chcąc przeszkadzać w poważnych rozmowach dwojga ukochanych ludzi. Wargę miała lekko spuchniętą od uderzenia podczas upadku na ramię Malfoya. Miała nadzieję, że ten kretyn uszkodził się o wiele bardziej i bolało go dziesięć razy mocniej niż ją.
          Spotkała po drodze Rona, który przykładał lód do nosa i wargi. Przestał już krwawić, ale paskudne siniaki powoli zaczynały pokrywać jego uroczą, piegowatą twarz.
- Jak się czujesz? – spytała, siadając obok niego. Uśmiechnął się.
- Bywało gorzej. Jak Harry i Ginny?
- Nie najlepiej, ale pogodzą się, zawsze to robią – powiedziała i spojrzała na przyjaciela. – Macie dziewiętnaście lat, a wciąż dajecie się prowokować do bójek.
- Proszę, nie zaczynaj… - Ron złapał się za głowę, która zaczynała go boleć od jej gadania.
- Ja się po prostu zastanawiam, kiedy wy w końcu dorośniecie, bo ja nie mam zamiaru brać udziału w waszych durnych potyczkach.
          Ron obrzucił ją pełnym wyrzutu spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Machnęła na niego ręką i wstała, aby wyjść, kiedy usłyszała, jak ktoś ją woła:
- Hermiono? Masz wolną chwilkę?
Odwróciła się, dostrzegając Teodora i uśmiechnęła się lekko, co utrudniła jej boląca warga. Podeszła do chłopaka, a ten wziął ją lekko za rękę i poprowadził na górę po schodach, ku dormitorium chłopców.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- Do mojego pokoju. – odpowiedział krótko.
- Po co? – miała wielką ochotę się zatrzymać, ale podążała dalej za chłopakiem.
- Pogadamy na miejscu.
         Nie naciskała. Kiedy doszli prawie do końca korytarza, Teodor otworzył drzwi i puścił ją przodem. Weszła niepewnie. Pokój wyglądał zupełnie tak samo jak pokój Malfoya, Zabiniego, Harry’ego i Rona. Innymi słowy – wyglądał jak każdy inny pokój chłopaków i Isellnar. Była wdzięczna, że nikogo nie było w środku. Zżerała ją ciekawość, co też Teodor ma jej do powiedzenia.
- Czy ty już kompletnie zwariowałaś? – spytał na wstępie i podszedł do szafki, gdzie trzymał piwo kremowe. Hermiona stanęła jak głupia, nie wiedząc, o co chłopakowi chodzi.
- Co masz na myśli? – zaczęła niepewnie.
- Wdałaś się w bójkę z Malfoyem.
- Niekoniecznie ja. – broniła się. Usiadła na kanapie, splotła palce ze sobą i spuściła wzrok na swoje dłonie. -  Po prostu stanęłam w obronie przyjaciela.
- Nie masz pojęcia jak się tym samym naraziłaś Draconowi i Blaise’owi.
Oburzyła się. Tego było za wiele, przecież ona nic nie zrobiła, nie ona rozpoczęła tą głupią sytuację.
- Czemu niby to JA się im naraziłam? – podniosła głos zdenerwowana. – To Malfoy, ten idiota zaczął denerwować Harry’ego.
- Owszem, ale słuchałem już tego wszystkiego, co mówił po lekcjach Draco. Jest wściekły, że stanęłaś mu na drodze. Miał Pottera w garści, a ty ponownie go obroniłaś.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Malfoy najwidoczniej postradał wszelkie zdrowe komórki. Przed jej oczami stanął obraz znienawidzonego mężczyzny i to, jak na nią patrzył, kiedy razem upadli na posadzkę.
Teodor podszedł do niej i usiadł obok, a ona uniosła lekko głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Ujął delikatnie jej podbródek, aby przyjrzeć się rozciętej wardze i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Po prostu martwię się o ciebie. – mruknął. Skrzywiła się delikatnie.
- Nie masz o co, jestem dorosła, dam sobie radę. – odpowiedziała.
          Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich blondwłosy chłopak. Nie musiała dostrzec jego twarzy, aby wiedzieć, kim on jest. Natychmiast odsunęła się od Notta, jednak nie uszło to uwadze cudownych szarych oczu.
- Proszę, proszę, czyżbym przeszkodził? – wszedł do środka, trzaskając drzwiami przy zamykaniu. Jego ton był opryskliwy, a na twarzy malował się szorstki uśmiech. Jego prawa brew była delikatnie podniesiona, gdy na nią spojrzał.
          Teodor podniósł się z kanapy spokojnie i powoli. Hermiona podziwiała go, że tak bardzo panował nad emocjami. Była pewna, że wpadnięcie Malfoya go zdenerwowało.
- Do siedemnastej jeszcze trochę czasu, Draco, a nie przypominam sobie, bym ci pozwolił przybyć wcześniej – jego głos był ostry niczym brzytwa.
- Rozumiem, że byłeś zajęty swoim uroczym gościem? – podkreślił jadowicie, obrzucając ją nieodgadnionym spojrzeniem.
- W rzeczy samej, byliśmy zajęci – Nott podszedł do wielkiego kredensu, z którego wyjął parę opasłych tomów i zeszytów, a następnie położył je na biurko. Zaczął powoli przeczesywać środek książek, jakby czegoś szukał. Hermiona zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Z jednej strony chciała zostać, aby pobyć jeszcze z Nottem, z drugiej zaś wzrok Malfoya był tak przeszywający, że uciekłaby stąd jak najdalej.
- Ładna warga, Granger. Opowiesz mi skąd masz to rozcięcie? – zaczepił ją, siadając obok niej.
- Daj mi spokój… - westchnęła.
- Zawiedziona, że przerwałem wam i przeszkodziłem w miłym spotkaniu? – zniżył głos tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć. Spojrzała na niego z politowaniem. W jej brązowych oczach błysnęły tajemnicze iskierki, co bardzo przykuło uwagę siedzącego obok arystokraty.
- Tym razem nie miałeś szczęścia, Malfoy, ponieważ nie przeszkodziłeś nam. Zdążyliśmy już zrobić to, co chcieliśmy i był cudownie. – nie mogła się powstrzymać. Zagryzła lekko wargę i uśmiechnęła się delikatnie. Obserwowała uważnie każdy ruch Malfoya.
- Ach tak… to… dobrze – uśmiechnął się, co wyszło mu trochę krzywo. Hermiona zauważyła jak jego mięśnie się napinają i musiała przyznać, że podobało jej się wpędzanie go w taki stan. Zdmuchnął z czoła lekko opadające kosmyki włosów.
- Coś ty taki spięty, Malfoy? – nie mogła ukryć rozbawienia. Chłopak spojrzał na nią i już miał odpowiedzieć, kiedy…
- Znalazłem – usłyszeli głos Notta, który wyjął jakieś notatki z zeszytu. Malfoy wstał z kanapy i schował papiery do kieszeni spodni, skąd wystawała różdżka.
- Dzięki, stary, odwdzięczę się kiedyś – Draco klepnął go po plecach i wyszedł w pokoju, zostawiając ich samych.
          Teodor spojrzał na nią pytająco, widząc jej delikatny uśmiech. Poprawiła brązowe loki, które wpadały jej do oczu i na twarz.
- Skąd to zadowolenie? – spytał, a kąciki jego ust podniosły się delikatnie do góry. Hermiona spojrzała na niego lekko speszona, a na jej twarzy wciąż gościł ten słodki uśmiech. – Znam ten wzrok i uśmiech, Hermiono, co znowu przeskrobałaś? – zainteresował się.
- Zabijesz mnie… - zaczęła.
- W życiu, tego nigdy bym nie zrobił – zaprzeczył, siadając obok niej. – No gadaj, co już powiedziałaś przy Malfoyu.
Odchrząknęła, wciąż speszona. Wiedziała, że musi się przyznać Nottowi do tego, co właśnie palnęła Malfoyowi, ale było to o wiele trudniejsze niż myślała.
- Cóż… chyba niechcący powiedziałam coś nawiązującego do nas… - spuściła wzrok, doskonale wiedząc, że nie musi wyrażać się dokładniej, aby brunet zrozumiał.
- Niechcący? – w jego głosie usłyszała rozbawienie. Spojrzała na niego, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Przepraszam – wydukała niepewnie, ale Teodor tylko pokręcił głową.
- Jesteś niemożliwa, przysięgam.
- Nie gniewasz się?
- Oczywiście, że nie, niech Malfoy sobie myśli co chce. Nic dziwnego, że wyszedł stąd taki spięty – zauważył słusznie, a Hermiona spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Skąd u niego taka reakcja?
- Mogę się tylko domyślać – mruknął, a ton głosu miał niechętny. Uznała, że nie będzie naciskać.                 Teodorowi uśmiech zniknął z ust, był teraz jakiś przygaszony.
Uznała, że czas się zbierać, chociaż bardzo by chciała zostać z chłopakiem o wiele dłużej. Był o wiele mężniejszy i doroślejszy od Harry’ego i Rona, którzy dla niej nadal byli jeszcze dziećmi. Kochała ich jak braci i nigdy nie zamieniłaby ich na nikogo innego. To samo zaczynała czuć do Teodora i zaczynała się obawiać. Nie mogła przecież za bardzo się przywiązywać do kogoś, kogo przyjaźni nie była pewna. Jeszcze bardziej męczyła ją myśl, że w końcu przyjaźń między mężczyzną a kobietą może zostać zastąpiona przez coś zupełnie innego.

          Pierwszy mecz quidditcha w tym sezonie wypadał w środku pażdziernika. Wdowy przeciwko Błyskawicom. Hermiona siedziała na trybunach, obserwując jak jej przyjaciółka Ginny Weasley mknie za chłopakiem z przeciwnej drużyny i siedzi mu na ogonie. Jeden porządny ruch i kafel był już jej. Mknęła jak błyskawica ku bramkom, kiedy nagle ktoś wyrwał jej kafla. Harry zaklął obok. Był niezwykle przejęty, chociaż Hermiona wiedziała, że jest lekko zazdrosny, gdyż i on chciałby zagrać w drużynie. Starał się o miejsce od początku roku i jak na razie dowiedział się tylko tyle, że będzie mógł zastąpić kogoś, kto z danych powodów nie będzie w stanie zagrać na miejscu szukającego.
Hermiona widziała jak Catherine dopinguje drużynę Ginny, która grała w Błyskawicach. Wynajęli ją jako nową maskotkę i jak widać całkiem dobrze jej szło, gdyż przedstawienie łączone z tańcem i magią było doskonałym rozpoczęciem tego szalonego meczu. Już teraz trafiła się jedna bójka zakończona gwizdkiem trenera. Rezultatem była mocno krwawiąca warga przeciwnika. Studenci byli bardziej bezpośredni, a co z tym idzie - w grze bardziej brutalni. Dlatego już teraz Hermionie nie spodobał się ten sport. Quiditcha w Hogwarcie tolerowała, gdyż nauczyciele dbali o bezpieczeństwo uczniów, a tutaj? Tutaj liczyła się jedynie wygrana.
          Harry i Ron darli się w niebogłosy, dopingując drużynę białych, w której grała Ginny. Zawodnicy ubrani na czarno jednak wygrywali, co jeszcze bardziej podjudzało białych do brutalniejszej gry. Pokręciła głową i rozejrzała się po trybunach. Neville był tak podekscytowany, że prawie wypadał za barierki, Luna czytała książkę, co jakiś czas wpatrując się w niebo i na wynik gry. Teodor rozmawiał z kolegami z trzecich klas, a jego twarz była niezwykle poważna, jakby chodziło o coś ważnego. Tuż obok niego siedziała cała banda byłych Ślizgonów. Malfoy z innymi oczywiście kibicowali czarnym zawodnikom. Blaise przeklinał za każdym razem przeciwnika, kiedy ten leciał wystarczająco blisko, aby go usłyszeć. Terrence śpiewał jakąś dziwną piosenkę, której słówa rozmywały się i dochodziły do niej już jako niewyraźne echo.
Ron widząc, że Hermiona rozgląda się po trybunach i nie jest zainteresowana grą spytał się:
- Hermiono, czy mogłabyś nam przynieść trochę piwa kremowego? Tam jest budka z żarciem. - pokazał palcem na straganik z przekąskami. Hermiona uznała, że pójdzie, jednak oczekiwała jednego słowa. Rudzielec widząc, że nie idzie, domyślił się, o co chodzi i dodał:
- Bardzo cię o to proszę.
- Teraz lepiej - mruknęła z uśmiechem i wstala z ławeczek, ruszając w kierunku straganu. Przeciskała się przez uczniów, którzy denerwowali się, gdy przesłaniała im widok, ale miała to szczerze daleko gdzieś. Niestety musiała przejść przez tłum Ślizgonów, oraz wyminąć wystawioną nogę Pansy Parkinson i Milicenty Bulstrode, które bardzo chciały, aby się wywróciła. Udało jej się jednak dojść do stoiska z piciem bez potknięcia. Zakupiła trzy piwa kremowe i machnęła różdżką tak, aby utrzymały się w powietrzu. Tak będzie jej o wiele lepiej przejść przez tłum rozszalałych jak małpy w dżungli kibiców.
          Szła właśnie obok gangu Malfoya, kiedy Wdowy zdobyły punkt. Podnieśli się z miejsc, aby wiwatować. Na nieszczęście nie zwróciła uwagi na ponowną przeszkodę w postaci podstawionej nogi Pansy. Potknęła się i upadła na kolana, a różdżka wypadła jej z ręki, przez co całe piwo kremowe poleciało na grupę wrednych dziewczyn. Śmiech Pansy i Milicenty natychmiast przerodził się w krzyki i przekleństwa pod jej adresem.
          Odnalazła różdżkę i cała wściekła wstała. Miała odejść, kiedy mocny uścisk Milicenty, która wciąż bardziej przypominała chłopaka, złapał ją za ramię i zaciągnął z powrotem na miejsce.
- Przepraszaj nas natychmiast, szlamo! - warknęła swoim donośnym, grubym głosem, czym zwróciła uwagę paru osób siedzących obok. Nikt jednak nie mial odwagi się odezwać. Milicenta wyglądała jak córka Aresa, boga wojny. Jednym uderzeniem mogła doprowadzić kogoś do utraty przytomności.
- Niby za co? - warknęła Hermiona czując, jak rumieńce wściekłości pojawiają się na jej twarzy.
- Nie udawaj głupiej, idiotko, patrz co zrobiłaś - warknęła Pansy, szturchając ją. Hermiona nie dała się wyprowadzić z równowagi. Mocniej wbiła się w posadzkę, aby nie upaść pod wpływem pchnięcia. Czuła, jak różdżka piecze ją w dłoń. Wystarczyło jedno słowo...
- Nie będę przepraszać za coś, czego nie zrobiłam. Same do tego doprowadziłyście, podstawiając mi nogę. - odparła hardo. Malfoy, Zabini i Higgs odwrócili się, aby posłuchać, o co też kłócą się dziewczyny.
- Było patrzeć pod nogi, ślepoto - zakpiła Pansy, wyciskając piwo kremowe z mokrych włosów.
- To już wasz problem - wzruszyła ramionami Hermiona i już miała odejść, gdy Milicenta ponownie ją szarpnęła. Syknęła z bólu.
- Taka z ciebie mądralińska? Zobaczymy jak teraz się zachowasz - popchnęła ją z całych sił, a niczego nie spodziewająca się Hermiona poleciała do tyłu. Mocno zacisnęła powieki, a serco podskoczyło jej do gardła. Już szykowała się na bolesny upadek, kiedy poczuła, że ląduje w czyichś mocnych i silnych ramionach.
          Otworzyła oczy, cała roztrzęsiona. Jak się okazało, tuż za nią stał Terence Higgs, który uratował ją przed połamaniem kości. Postawił ją bezpiecznie na ziemi, a jej serce wciąż szybko biło ze strachu.
- Dziękuję - wyjąkała, a ten uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma za co, panienko - puścił do niej oczko. Hermiona otrząsnęła się, kiedy usłyszała podniesione głosy dwóch dziewczyn, Notta i Malfoya. Higgs tylko machnął ręką i wrócił do oglądania meczu, a Zabini przysłuchiwał się swoim kolegom, co jakiś czas obrzucając Hermionę pełnym pogardy spojrzeniem.
- Chyba nie będziecie bronić tej szlamy, co chłopcy? - zakpiła Pansy. - Draco, daj spokój, wyzywasz ją od najgorszych i najchętniej sam byś ją popchnął, a teraz stajesz w jej obronie?
- Daj spokój, Pansy - warknął Malfoy, a mięśnie na jego rękach napięły się gwałtownie. - Sama doskonale wiesz, że nie popchnąłbym dziewczyny, ani tym bardziej nie uderzył. Nie podoba mi się jednak to, że zganiasz na kogoś winę za coś, do czego sama się przyczyniłaś.
- Tak nagle odezwało się w tobie dobre serce? - zakpiła Milicenta i uśmiechnęła się, pokazując krzywe zęby. Hermiona dostrzegła, że brak jej jednego zęba, którego zapewne straciła w bójce.
          Hermiona nie usłyszała już, co Malfoy odpowiedział, ponieważ miała dość. Była wściekła na wszystkich i na wszystko. Ruszyła schodami na górę trybun, aby opuścić boisko i mecz, kiedy usłyszała za sobą głos Teodora.
- Zaczekaj! - zawołał za nią i zrównał z dziewczyną krok, ale ona nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
- Zostaw mnie, Teodorze. - mruknęła pod nosem, ale chłopak uparcie podążał za nią, co ją zirytowało. Chciała zostać sama, uspokoić się, ponieważ już teraz traciła panowanie nad sobą. Nie mogła wybuchnąć, nie tutaj.
- Hermiono, chyba nie pójdziesz teraz obrażona na cały świat? Nie zachowały się właściwie, bo są głupie i wredne, ale...
- Nie chcę słuchać jak ich bronisz.
- Absolutnie ich nie bronię, nie znoszę tych dziewczyn - upierał się i wciąż był w stanie zrównać z nią krok.
- Odwal się, okej?! - krzyknęła i gwałtownie stanęła. Stało się. Straciła panowanie nad sobą. Dlatego chciała być jak najdalej ludzi, jak najdalej od tych dziewczyn, aby nie rozpocząć ponownej bójki, a teraz jej cała negatywna energia została wyładowana na Teodorze.
- Co ja ci zrobiłem? - zdenerował się.
- Jesteś! Tutaj, teraz przy mnie! Nie dajesz mi spokoju! - krzyczała, a jej myśli pędziły jak szalone. Po skórze przeszedł dreszcz, kiedy Teodor spojrzał na nią jak na kogoś obcego.
- Ach tak? W takim razie czego sobie życzysz, księżniczko! - machnął na nią dłonią i wrócił zdenerwowany w stronę boiska, gdzie dochodziły krzyki i wiwaty z powodu zdobytych punktów.
- Nie mów tak do mnie!
- Będę mówił jak mi się żywnie podoba - odwarknął i już go nie było. Zniknął w tłumie, zostawiając ją rozpaloną i zdenerwowaną.
          Ruszyła w stronę lasu, który szumił złowieszczo. Jej kroki były gwałtowne, a oddech przyśpieszony. Po chwili jednak uspokoiła się, a kiedy doszła na skraj lasu, osunęła się po pniu drzewa i poczuła pustkę w sercu oraz ogromne wyrzuty sumienia.
          Teodor był jedyną osobą, która zobaczyła, że coś się stało, która za nią poszła i chciała ją pocieszyć. A ona tak brutalnie go odrzuciła. Zabolało ją serce, kiedy przypomniała sobie jego chłodny wzrok. Właśnie pokłóciła się z przyjacielem z powodu sprzeczki z bezwartościowymi dziewczynami. Doszły ją krzyki i oklaski dla wygranej drużyny. Nawet nie chciało jej się zastanawiać, czy drużyna Ginny wygrała. Nie interesowała jej impreza dla zwycięzców, zabawy ani to, że przyjaciele będą się zastanawiać, gdzie też się podziewa.
Chłodny wzrok Teodora wciąż przewiercał jej myśli na wylot.

wtorek, 23 czerwca 2015

Groźba

Stanęła jak wryta, widząc Hermionę w silnym uścisku ręki Malfoya. Jej oczy lekko pociemniały, a na policzkach pojawiły się rumieńce, ale nic nie powiedziała i weszła do środka. Malfoy, chcąc nie chcąc, musiał puścić Hermionę, która z wielką ulgą wyszła z jego pokoju.
  Kiedy tylko drzwi się zamknęły, Catherine posłała Malfoyowi niechętne spojrzenie i spytała tylko:
- Gdzie jest Blaise?
- Myślałem, że jest z tobą – odpowiedział, siadając na łóżku, po czym uśmiechnął się paskudnie. – Nie przyszedł na spotkanie?
- Nie o to chodzi… - zaczęła Catherine, a widząc jego uśmiech dodała. – Zapewne bardzo się z tego cieszysz, bo sam chciałbyś dzisiaj mieć przy sobie taką dziewczynę jak ja.
Malfoy jedynie uśmiechnął się tajemniczo.
- Możliwe… - powiedział, chociaż wiedział, że odpowiedź i tak brzmi „nie”.
- Co Hermiona robiła w waszym dormitorium? – zainteresowała się Hiszpanka, siadając na krawędzi łóżka Blaise’a, które stało tuż obok łóżka Dracona. W jej głosie słychać było pewne napięcie i ciekawość.
- Wpadła na miłą pogawędkę – odpowiedział jej Malfoy, rozciągając, wyciągając różdżkę, aby pobawić się paroma zaklęciami. Na twarzy Catherine pojawił się powątpiewający grymas.
- Nie wierzę.
- Nie musisz – wzruszył ramionami i kontynuował zaklęcia. Zastanawiał się, czy jeśli zbliży się do brunetki, to dowie się, czy Granger jest z jego przyjacielem. Nie miał pojęcia, czemu go tak to interesowało. Może dlatego, że Nott zawsze był niechętny wobec ludzi, a przy Granger potrafił się śmiać i żartować? Widział go w bibliotece jak siedzieli przy jednym stoliku. Wydawał się być innym chłopakiem. Trochę go to irytowało. Jak to możliwe, że Ślizgon potrafił zbliżyć się do Gryfonki? Przecież to przeczyło prawom natury.
Catherine wstała z łóżka i podeszła do lustra, by poprawić wygląd. Miała już wychodzić, kiedy on postanowił wcielić w życie swój plan.
- Skoro Blaise nie przyszedł na spotkanie, to może my gdzieś wyjdziemy? – zaproponował, chowając różdżkę do kieszeni spodni i wstał z łóżka. – Szkoda marnować twojego pięknego wyglądu – rzucił komplement i wiedział, że mu się udało. Catherine uśmiechnęła się promiennie.
- Jak tak bardzo chcesz, to przecież nie odmówię. – odpowiedziała, a Ślizgon ledwo co nie powstrzymał się od wrednego uśmiechu. Może nie było fair robić dziewczynie nadzieję, ale on musiał dowiedzieć się prawdy, a wiedział, że ani Teodor ani Granger mu jej nie wyjawią. Mógł co prawda też zbliżyć się do Ginny Weasley, w końcu ona wiedziała o wiele więcej o Granger, możliwe, że więcej niż jej brat i Potter, ale zbliżenie się do nich mógł porównać do podejścia do rozdrażnionej smoczycy bez różdżki z zamiarem odebrania jej jaja.
Wyszli na błonia, aby przejść się wzdłuż ogromnego jeziora. Nie wiedział za bardzo, o czym gadać z dziewczyną, ponieważ nie mieli zbytnio wspólnych tematów, ale jakoś udawało mu się ciągnąć rozmowę. Dawno już nie umówił się na takie spotkanie z dziewczyną, ponieważ nie miał za bardzo na to ochoty, a przede wszystkim brakowało normalnych dziewczyn, które by go interesowały. Myślał, że może gdy uda się do Isellnar zobaczy kogoś interesującego, ale do tej pory mu się to nie zdarzyło...
- Możesz mi powiedzieć prawdę po co tutaj jesteśmy sami? – spytała w końcu Catherine stanowczo. – Nie jestem głupia, wiem, że masz w tym jakiś cel…
Draco zdziwił się słysząc jej słowa.
- Chciałem spędzić z tobą trochę czasu.
- Kłamiesz – zmrużyła gniewnie oczy. – Ostatnim razem jak do ciebie przyszłam, to mnie wyrzuciłeś z pokoju, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że cię nie interesuję.
Jej wypowiedź trochę zbiła go z tropu, ale ciągnął dalej.
- Każdy ma prawo dostać swoją drugą szansę, wtedy nie miałem humoru.
Patrzyła na niego badawczo, ale wiedział, że wygra. W końcu on tutaj był urodzonym kłamcą i nikt nie rozszyfruje go tak łatwo. Catherine jednak wciąż nie była przekonana. Stanęła przy różanym krzewie, który rósł obok kamiennej ścieżki, którą właśnie chodzili. Zdawała się być niezadowolona z jego słów.
- Wracajmy do zamku, Hermiona na mnie czeka. - powiedziała i zawróciła. Nie miała ochoty przebywać w jego towarzystwie ani chwili dłużej.
- Umówiłyście się? – zainteresował się Malfoy. Cath pokiwała głową.
- Ostatnimi czasy nie miałyśmy sposobności porozmawiać, a teraz nadarzyła się okazja, z której muszę skorzystać. - wytłumaczyła.
- Granger nie ma czasu? Przecież ta dziewczyna nie ma życia, czym ona się niby zajmuje? – spytał ironicznie, próbując podejść jakoś Catherine. Ta uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak się składa, że ma życie mimo tego, że ciągle się uczy.
- Jakaś sympatia? Nie wierzę… - mruknął, a jego uwaga wytężyła się momentalnie. Może teraz w końcu dowie się, czy jej przyjaciel jest związany z tą szla… Granger. Dopiero początek roku, nie jest za późno, by zwrócić go ze złej drogi. Granger była cwana i każdemu byłemu złamała serce. Nie zwracała uwagi na osoby, które były w niej zauroczone. Niestety wiedział coś o tym i cholernie się tego wstydził, że jego pierwszym zauroczeniem była ta cholerna Gryfonka. Na szczęście nawrócił się i był już czysty. Nie miał zamiaru ponownie zwracać uwagi na Granger.
- Nie musisz, ale wydaje mi się, że Hermiona ma kogoś, swoja drogą, szybko kogoś znalazła… - dodała po chwili.
- Wiesz może kto to? – spytał niby od niechcenia.
- Twój kolega Nott – powiedziała bez zastanowienia, co jeszcze bardziej utwierdziło Malfoya w tym, że jednak Nott poddał się urokowi tej wiedźmy. W końcu na własne oczy widział, jak pocałował ją w policzek na pożegnanie wtedy w bibliotece. Poczuł lekki gniew, nie wiedząc za bardzo skąd on się wziął. Musiał się martwić o przyjaciela… Tak, na pewno dlatego był taki zdenerwowany, innego wyjaśnienia nie było.

  W Pokoju Wspólnym Catherine poszła do swojego dormitorium, a on usiadł obok Terrence’a, aby powiedzieć mu o swoich przypuszczeniach. Przyjaciel jednak lekko go wyśmiał, co niezbyt mu się spodobało.
- I uważasz, że trzeba Theo ściągnąć ze złej drogi? – wciąż dopisywał mu humor.
- To przecież oczywiste, Teodor pochodzi z rodziny czarodziejów czystej krwi, a Granger ma rodziców mugoli... – pieklił się. Dlaczego Terrence był taki irytujący i to do niego nie docierało?
- Słuchaj, Malfoy. Jak i wy mam czystą krew, ale mnie nigdy nie obchodziło to, kto z jakiej rodziny pochodzi. Zostaw Theo, niech sobie nawet będzie już z tą Granger, to jego życie. – wzruszył ramionami.
- Jesteśmy jego przyjaciółmi – upierał się Draco, lekko zdenerwowany. Blaise na pewno by go zrozumiał!
- Draco, zachowujesz się jakbyś był zakochany w Teodorze i chciałbyś go odzyskać – zażartował Terrence, a Draco popatrzył na niego spode łba.
- Nie obrażaj – warknął.
- No to nie wiem, może zabujałeś się w Granger.
- To był jeszcze większa obraza – mruknął Malfoy zdegustowany. Miał nadzieję, że przyjaciel nie zacznie mu wypominać jego dwuletniego zainteresowania Gryfonką. Uznał, że musi dać temu na razie spokój. Teodor ma swój rozum, nie pozwoli się omotać jakiejś tam Granger. Nie jest dzieckiem, nie potrzebuje pomocy z nawróceniem go od tego diabła z rozczochranymi włosami. Odgonił niepotrzebne myśli i pogrążył się w rozmowie z Terrencem.

Hermiona rozglądała się po pokoju wspólnym, gdzie siedziała razem z przyjaciółmi i nowo poznanymi osobami. Zaczynało jej się podobać to, że w Isellnar uczniowie dzielili pokój. Teraz wszyscy czuli się prawie wspólnotą – oczywiście poza Ślizgonami, którzy wrogo patrzyli na osoby brudnej krwi i tak zwanych „zdrajców krwi”. Zdawałoby się, że po wojnie tolerancja powinna pojawić się u wszystkich, jednak najwidoczniej nie było to tak łatwe, jak się wydawało.
  O zachodzie słońca pokój główny wyglądał naprawdę znakomicie. Tapeta może i była stara i gdzieniegdzie obdarta, ale miała swój urok. Postacie z obrazów w złotych ramach przyłączały się do konwersacji, pomagały w zadaniach domowych i karciły uczniów. Drewniane meble obciążone były różnymi rodzaju rzeczami, takimi jak butelki po pospolitych eliksirach na sen, książki, pergaminy, pióra i kałamarze. Mało było uczniów, ponieważ z wyjściem słońca zza chmur wszyscy uciekli na dwór, aby nacieszyć się ciepłą pogodą. Mimo to prawie wszystkie beżowe kanapy były pozajmowane. Uczniowie grali w gargulki, eksplodującego durnia, szachy czarodziejów. Testowali najnowsze wynalazki ze sklepu Weasleyów oraz odrabiali prace domowe. Hermiona wygasiła ogień w kominku machnięciem różdżki, ponieważ słońce grzało mocno przez wielkie, gotyckie okna.
Postanowiła więc razem z przyjaciółmi wyjść na błonia. Kiedy już przeszli wszystkie korytarze, a Ron wpadł w jednego ducha, który przeklął go niemiłosiernie, wyszli na skąpane w złotym słońcu błonia. W powietrzu wciąż unosił się świeży zapach ozonu po burzy. Trawa lśniła od kropelek rosy, które zamoczyły im delikatnie buty.
- Udusiłbym tego ducha, gdyby już nie był martwy – odburknął Ron, wciąż czując chłód na skórze po kontakcie z istotą paranormalną. Harry wciąż się z niego śmiał.
- Daj spokój, Ronaldzie, nie jego wina, że nie patrzysz jak chodzisz – powiedziała Hermiona, osuszając różdżką ławeczkę obok jeziorka, na którym kwitły lilie, dziwne, różowe i niebieskie kwiaty oraz ogromne pałki wodne. Żaby właśnie odgrywały swój chór, a świerszcze zawtórowały im po paru minutach.
- Tak? A co niby miałem zrobić, zrobić mu miejsce na schodach? To on lata i przenika przez ściany a nie ja – skarżył się rudzielec. Harry siedział jakiś zamyślony, co przyciągnęło uwagę Hermiony.
- Coś się stało? – spytała. Nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w sylwetkę Ginny, która stała przy szatniach quidditcha i polerowała swoją miotłę po treningu. Wokół niej stało sporo chłopców, a jeden wyglądał na bardzo chętnego do pomocy. Od razu domyśliła się, o co chodzi Złotemu Chłopcu.
- Studia nie były dobrym pomysłem… - mruknął niezadowolony, a w jego głosie brzmiała zazdrość. – Ginny jest taka atrakcyjna, a wokół niej kręci się zbyt wielu palantów…
- Hej! – machnęła mu przed nosem (Ron właśnie wziął się za jedzenie wyniesionych ciastek, co zupełnie odwróciło jego uwagę od rozmowy). – Nie zapominaj Harry, że Ginny jest w tobie zakochana od drugiej klasy. Poza tym chyba nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo ona cię kocha.
- Słucham? – nadstawił uszu Ron, ale Hermiona zgrabnie go zignorowała. Harry troszkę się rozluźnił. Delikatny wiatr rozwiał jego włosy jeszcze bardziej. Przez chwilę przed jej oczami mignął ten słodki jedenastoletni chłopiec, którego spotkała w pociągu, podczas pierwszej podróży do Hogwartu i wzruszyła się. Czas leciał zbyt szybko…
- Czyli myślisz, że nie mam się czego obawiać? – spytał ją Harry, a Hermiona tylko przewróciła oczyma.
- Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się. – Jesteście najlepszą parą pod słońcem. Nie to co ja i Ron. – zażartowała, przenosząc czułe spojrzenie na Rona, który opychał się ciastkami.
- Płoszę mne ne obhadywadz – wydukał z pełnymi ustami, a Harry się zaśmiał.
W tej samej chwili podszedł do nich Thomas, co od razu przykuło uwagę trojga przyjaciół. Przywitał się z nimi i spojrzał na Hermionę.
- Cześć, możemy pogadać? – spytał, a dziewczyna pokiwała głową na znak zgody. Wstała z ławki, a po chwili Harry zerwał się i poleciał w stronę szatni, aby być przy Ginny. Ron, nie wiedząc co zrobić, poszedł za Harrym, wciąż opychając się czekoladowo-miodowymi ciasteczkami.
- Coś się stało? – zainteresowała się Hermiona, kiedy została sam na sam z chłopakiem. Ten uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Miał na sobie szare spodnie i zieloną koszulę. Był silny i zwinny – jak na gracza quidditcha przystało. Hermiona przypomniała sobie, co Teodor mówił o trzecioklasiście i zastanawiała się, czy rzeczywiście tak nieładnie kpił on sobie z osób o dużym intelekcie.
- Chciałem po prostu się z tobą spotkać, porozmawiać… spytać co u ciebie i jak ci się podoba na studiach czarodziejów – powiedział, a Hermiona zrobiła zdumioną minę. Pytanie niby proste, banalne, ale ona zupełnie się go nie spodziewała. Ruszyli przez błonia do zamku, ponieważ zaczynało się robić chłodno. Słońce schowało się za wielkimi chmurami – znowu zapowiadała się burza.
- Szczerze, to bardzo mi się tutaj podoba. Pojedynki są niesamowite, lekcje ciekawe, a teren piękny.
- Wybierasz się na mecz quidditcha, który się odbędzie w ten weekend? – spytał, przyglądając się jej uważnie. Hermiona westchnęła.
- Nie za bardzo mi się chce, ale pewnie tak, ponieważ moja przyjaciółka, Ginny Weasley będzie grać na stanowisku ścigającego.
- Ach, tak. Poznałem ją ostatnio, jest świetna, ma genialną taktykę gry, prawda?
- Cóż… - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. – Nie za bardzo się na tym znam, ale owszem, gra świetnie.
  Weszli właśnie do zamku, kiedy natknęli się na Malfoya. Blondyn automatycznie zlustrował ich wzrokiem i zatrzymał się. Czarne spodnie i koszula podkreślały to, jak niezwykle bladą ma karnację. Zdawało się, jakby cały chłód chłopaka i jego wyniosły styl bycia wymalował się na jego skórze.
- Ooo, Turner, właśnie cię szukałem…  - zagadał, podchodząc do chłopaka. Pomimo różnicy wieku Malfoy był wyższy… Hermiona nigdy wcześniej nie zwracała uwagi na to, jak wysoki jest ten arystokrata. Obrzucił ją chłodnym spojrzeniem, więc nie pozostała mu dłużna.
- O co chodzi, Draco? – zainteresował się chłopak.
- O mecz, który odbędzie się w sobotę…
- Tom, ja już chyba pójdę, mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia… - wtrąciła się Hermiona niepewnie. Thomas pokiwał głową na znak, że rozumie. Zanim odeszła zatrzymał ją na sekundkę.
- Będziesz miała czas jutro, aby gdzieś wyjść?
Zastanowiła się.
- Niestety, nie mam – powiedziała, co nie mijało się z prawdą. Jutrzejszy dzień zamierzała spędzić z Catherine i Ginny zaraz po lekcjach, poza tym nie za bardzo wyobrażała sobie spotkania z Thomasem. Owszem, był miłym chłopakiem, ale ilość ich wspólnych tematów była śmiesznie mała. Chociaż gdyby się spotkali, to by go bardziej poznała?
Odeszła, czując na sobie chłodny i bezczelny wzrok Malfoya, który pogrążył się w rozmowie z Thomasem Turnerem. Po jej plecach przeszły ciarki, które nie zniknęłyy nawet wtedy, gdy znalazła się już poza zasięgiem jego wzorku.

Numerologia zleciała im jak zwykle na mozolnym liczeniu i odgadywaniu szyfrów, które odkrywały przed nimi nowe zagadnienia. Ron miał dosyć. Jego twarz była czerwona z wysiłku, a Harry w połowie lekcji całkowicie sobie odpuścił czując, że jego mózg więcej tego nie zniesie. Hermiona właściwie nie dziwiła im się. Tylko i wyłącznie dzięki swojej wytrwałości w nauce przeżyła tą lekcję. Z ulgą przyjęła nadchodzące eliksiry.
  Wszyscy uczniowie, którzy kształcili się na aurorów udali się do wielkiego, chłodnego budynku, które wyglądało jak laboratorium. Ściany były kamienne i ciemne, a różne eliksiry i składniki rzucały poświatę na ponure wnętrze. Była tutaj sala z roślinami potrzebnymi do wywarów, które każdy student sam musiał sobie zerwać (przy niektórych gatunkach jednocześnie przeżyć bitwę) i przygotować eliksir. Magazyn był dwupiętrowy, jednak nie było żadnych schodów. Na nieszczęście musieli się wdrapywać po drabinie, co było bardzo niewygodne i niekiedy niebezpieczne.
  Nauczycielka od eliksirów była wymagająca, a jej ostre rysy twarzy, nieodgadnięty wzrok oraz mocno wyprostowana sylwetka od razu dawały jej etykietkę osoby, z którą lepiej nie zadzierać. Jednak profesor Ebullíre dała się lubić. Studenci mieli do niej respekt, a ona traktowała ich jak należy. Hermiona uwielbiała atmosferę na zajęciach. U Snape’a Gryfoni zawsze stresowali się przed eliksirami, zastanawiając się, ile tym razem ich dom straci bezpodstawnie punktów. Natomiast u profesora Slughorna eliksiry były sielanką, a w klasie uczniowie zachowywali się jak na przerwie.
- Pytanie na dziś – zaczęła profesor Ebullíre, a Hermiona wytężyła słuch, jak podobnie większość osób. - Co powstanie gdy wymieszamy kolpien z drillewem?
Na sekundę w klasie zapadła cisza, a po chwili ręka Hermiony wystrzeliła w górę.
- Tak, panno Granger? – nauczycielka zachęciła ją uśmiechem.
- Powstanie aromat przez który na parę dni osoba przestanie się jąkać. – wydukała cytat z książki, którą czytała na wakacjach.
- Bardzo dobrze – pochwaliła ją Ebullíre, a Hermiona wyprostowała się dumnie. Usłyszała kpiący śmiech Malfoya, który siedział z tyłu klasy i odwróciła się w tamtą stronę. Kiedy tylko go dostrzegła, spojrzała na niego jak na zdechłego robaka, ale w jego oczach wciąż paliły się iskierki rozbawienia. Prychnęła i odwróciła się ponownie do Harry’ego i Rona. Nie chciała przecież dać się wyprowadzić z równowagi komuś takiemu jak Malfoy. Właściwie on nie zasługiwał ani na krztę jej uwagi, więc uznała, że najwyższy czas przestać o nim myśleć i skupić się na eliksirze jasnego umysłu.
Natychmiast udała się do magazynku, skąd wzięła orzech włoski, skrzydła żuka turkusowego oraz dwa pióra sowy. Po chwili odłożyła składniki na miejsce swojej pracy i poszła do małej szklarni obok, aby zdobyć żeń-szeń. Podczas zrywania niechcący szturchnęła kogoś w ramię i przeprosiła. Zobaczyła, że ma obok siebie Blaise’a Zabiniego, który skrzywił się i warknął w jej stronę coś o szlamach. Jak zwykle zrobiło jej się troszkę przykro, ale nie zamierzała się tym przejmować. Z dużym żeń-szeniem wróciła do pracy, zakasała rękawy i związała swoje puszyste włosy, które od pary unoszącej się w powietrzu zrobiły się jak wata cukrowa.
  Zagotowała wodę w kociołku, tym samym siekając skrzydła żuka i obrała orzech. Usłyszała jak Blaise Zabini i Malfoy klną pod nosem jak szewc, ponieważ coś im się nie udało. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Nie życzyła ludziom źle, ale dobrze im tak.
Gdy tylko woda zaczęła wrzeć, wrzuciła do niej skrzydła i zaczęła mieszać różdżką nad kociołkiem w lewą stronę. Po dziesięciu minutach wrzuciła obrany orzech i pióra sowy. Przez chwilę myślała, że nie udało jej się. Serce stanęło na parę sekund, lecz po chwili uspokoiło się, gdy eliksir nabrał oczekiwanej, srebrnobiałej barwy. Była z siebie dumna. Pomogła trochę Ronowi, który rozgniótł swój orzech zamiast zostawić go w spokoju.
  Zgarnęła śmieci ze swojej ławki, aby je wyrzucić, a zdatne do użycia składniki poszła położyć na miejsce. Stanęła na trzecim stopniu drabiny, kiedy poczuła, że coś jej łazi po ręce. Zaczęła piszczeć, gdy zobaczyła turkusowego żuka – tego samego, który powinien być teraz w ich eliksirach. Popełniła błąd, ponieważ oderwała ręce od szczebelków, aby strzepnąć robaka, a wtedy poczuła, że upada boleśnie na podłogę. Spojrzała na śmiejącą się obok postać i krew się w niej zagotowała.
  Ten barani łeb, Draco Malfoy, stał przed nią, trzęsąc się ze śmiechu z żartu, który właśnie jej uczynił, kładąc jej żuka na rękę. Podał jej dłoń, aby pomóc wstać, lekko speszony tym, że dziewczyna spadła przez niego z drabiny, ale Hermiona ani śniła przyjąć jego pomoc. Wstała na równe nogi i otrzepała spodnie.
- Granger, nie miałem pojęcia, że tak bardzo boisz się robaków… - zaczął, ale urwał, bo Hermiona trzasnęła go w pierś.
- Ty kretynie! – krzyknęła wściekła. – Idioto! – zamachnęła się, uderzając drugi raz. Uspokoiła się, gdy chłopak złapał ją za nadgarstek i uciszył.
- Siedź cicho, bo ktoś cię usłyszy. – warknął blondyn.
- I bardzo dobrze, powinieneś dostać szlaban za to, co zrobiłeś – odparowała Hermiona, jednocześnie ściszając głos.
- A ty razem ze mną – dodał cwaniacko.
- Niby dlaczego? – zdziwiła się.
- O ile mi wiadomo, nie bije się innych ludzi. Bardzo nieładnie, panno Granger – skarcił ją. Hermiona zdała sobie sprawę z uścisku chłopaka i wyszarpała rękę. Nie stawiał zbytniego oporu, chociaż uścisk miał żelazny.
- A ładnie to tak kłaść obrzydliwego robaka na kimś?
- Zrobiłem to dla zabawy, a przez to oberwałem i teraz boli mnie żebro – poskarżył się.
- Natomiast mnie tyłek – odpowiedziała szczerze. Pośladki wciąż ją bolały po tym, jak sobie je stłukła, upadając na kamienną podłogę. Miała właśnie coś mruknąć, gdy do magazynku wszedł Harry. Przystanął, widząc Malfoya i Hermionę rozmawiających ze sobą, ale od razu dostrzegł, że nie była to miła rozmowa. Wystarczyło widzieć czerwoną twarz Hermiony, aby domyślać się, że przed sekundą przeprowadzili kąśliwą wymianę zdań.
  Harry odłożył składniki na miejsce, nie odrywając wzroku od swojego wroga. Hermiona już dawno odsunęła się od blondyna i podeszła do przyjaciela.
- Jakiś problem, Potter? – spytał Malfoy niewinnie, chociaż w jego głosie słychać było rozbawienie.
- Zastanawiam się jak to jest być taką gnidą jak ty.  – zaczepił go Harry, a Hermiona przeklęła w myślach jego głupotę.
- Nie musisz się zastanawiać, już nią jesteś, Potter.
- Ja przynajmniej nie mam takiego przegranego ojca jak ty, Malfoy.
- Harry, przestać – jęknęła Hermiona, szturchając Wybrańca w ramię, ale najwidoczniej wrogowie już się nakręcili.
- Cóż, tak się składa, że ty w ogóle nie masz ojca. – arystokrata uśmiechnął się bezdusznie.
- Mój umarł jako bohater, a twój zgnije w Azkabanie tak, jak na to zasłużył. – odwarknął czarnowłosy.
Hermiona dostrzegła, jak wszystkie mięśnie Malfoya się napinają i się zlękła.
- Jeszcze tego pożałujesz  – powiedziawszy to wyszedł z magazynku z potrzebnymi składnikami. Hermiona odetchnęła w duszy. Miała już dosyć Malfoya i jego ciągłych uwag. Jemu to się chyba nigdy nie znudzi, a nawet zdawał się rozkręcać. Coraz częściej stawał na drodze jej przyjaciół i zachodził im pod skórę. Starała się być opanowana, ale coraz gorzej jej to wychodziło.
Wrócili na swoje stanowiska. Jej eliksir był zrobiony bezbłędnie, Ron jak zawsze wyhodował dziwną substancję w swoim kociołku, a eliksir Harry’ego ponownie miał inną barwę niż mieć powinien. Zdawało się, że kwestia ich umiejętności z eliksirów nie zależała od nauczyciela, jak miał w zwyczaju mawiać Harry. Równo z dzwonkiem wyszli z klasy. Kiedy przechodzili obok grupy Ślizgonów, Malfoy specjalnie głośniej powiedział:
- Słyszeliście najnowsze wieści? Podobno Ginny Weasley umówiła się na randkę z jakimś drugoklasistą. Szczerze jej się nie dziwię, gdybym ja chodził z taką ciamajdą jak Bliznowaty, już dawno bym to zrobił.
Harry stanął jak słup soli i odwrócił się w stronę grupy, w której jak zwykle królował Malfoy. Podjudzające gwizdy poleciały w ich stronę, a Hermiona wiedziała, że w Harry już stracił panowanie nad sobą.
- Kto ci takich głupot naopowiadał? – Wybraniec chciał, aby jego głos brzmiał kpiąco i lekceważąco, ale Hermiona bez trudu dosłyszała się w nim napięcia.
- To nie głupoty, dziwie się, że ta informacja dopiero teraz do ciebie dotarła.
- To zapewne jakieś plotki… - szepnęła Hermiona, a Ron starał się powoli ruszyć Harry’ego, aby poszedł dalej.
- Ja tam w to wierzę – powiedział Malfoy z uśmieszkiem pełnym zadowolenia. – Wszyscy wiemy, że twoja Weasley ma tendencję do posiadania wszystkich chłopaków w szkole.
Harry wyrwał się w uścisku Rona i popchnął Malfoya na ścianę. Hermionie wystarczyło krótkie spojrzenie na Malfoya, aby wiedzieć, że właśnie dokonuje zemsty za słowa wypowiedziane przez Harry’ego o Lucjuszu Malfoyu.
- Nie masz prawa mówić tak o mojej dziewczynie… - wysyczał Harry, a Malfoy uśmiechnął się paskudnie.
- Chyba o twojej pannie lekkich obyczajów.
Wszystko wydarzyło się tak szybko, jakby było ułamkiem sekundy. Ron przeklął Malfoya i rzucił się w jego stronę, ale powstrzymał go Blaise Zabini, który przyłożył mu prosto w nos. Harry uderzył Malfoya, który nie pozostał mu dłużny i walka zaczęła się na dobre. Hermiona próbowała interweniować, ale kiedy w grę wkroczyły różdżki, bała się podejść, by nie oberwać zaklęciem. Uczniowie obecni przy tym zdarzeniu zaczęli wiwatować i kibicować. Tylko Catherine stała na boku, zlękniona wydarzeniem, które rozgrywało się przed jej oczami. To było dla niej nie do pomyślenia. Czy naprawdę już nikt nie ma rozumu?
Malfoy uderzył Harry’ego tak mocno, że Wybrańcowi mroczki stanęły przed oczyma. Osunął się na podłogę, a w tej samej chwili Ron powalił Zabiniego na podłogę. Malfoy podniósł różdżkę, aby rzucić zaklęciem w Harry’ego, kiedy Hermiona rzuciła się na niego z impetem. Nie mogła pozwolić na skrzywdzenie przyjaciela. Nie chciała brać udziału w tej bójce, ale to jak się potoczyła ją do tego zmusiło. Pisnęła, kiedy Malfoy potknął się i pociągnął ją za sobą, przez co oboje upadli boleśnie na kamienną posadzkę. Cóż, przynajmniej Malfoy’a bardziej bolało, ponieważ ona miała amortyzację w postaci jego ciała. Niestety uderzyła szczęką o ramię chłopaka i już czuła, że warga zaczyna jej puchnąć.
Hermiona siadła na nim okrakiem i wycelowała różdżką w jego gardło, dociskając ją dosyć mocno.
- Nigdy więcej nie mów tak o moich przyjaciołach, ani nie ośmielaj się ich krzywdzić, rozumiemy się?
Malfoy jedynie uśmiechnął się szelmowsko.
- Bo co mi zrobisz, Granger? Nie jesteś w stanie nawet muchy skrzywdzić.
- Hermiono, chodźmy już, nie warto nic robić temu śmieciowi – Ron złapał ją za ramię, próbując odciągnąć. Wargę miał rozciętą, a z nosa sączyła się krew.
- Zostaw mnie! – warknęła, wyrywając się. Ron machnął tylko ręką i podszedł do Harry’ego, który ledwo co był przytomny. Popatrzyła na Malfoya jak na coś obrzydliwego i chciała się podnieść, kiedy złapał ją za przód koszulki i przyciągnął do siebie. Była na tyle blisko, że mógł jej wyszeptać parę słów do ucha:
- Na twoim miejscu bałbym się zasnąć tej nocy, skarbie.
Hermiona nabrała powietrza w usta i odsunęła się od Malfoy’a. Jej nogi były jak z waty, kiedy wstała. On natomiast podniósł się z niebywałą gracją. Uśmiechnął się tajemniczo w jej stronę, zostawiając z ogromnym niepokojem w sercu i groźbą w wypowiedzianych słowach, które wciąż obijały się w jej uszach.

wtorek, 16 czerwca 2015

Tajemnica Malfoy'a



Hermiona po środowych zajęciach natychmiast wrzuciła książki do torby, zarzuciła ją na ramię i razem z Harrym i Ronem udała się na błonia, aby nacieszyć się przyjemnie ciepłym dniem, który należał już do wyjątków. Pogoda zmieniała się w mgnieniu oka. Coraz częściej padał deszcz i szalały burze, pod którymi uginały się ogromne drzewa.
            Razem z chłopcami usiadła pod dębem i zaczęli rozprawiać na temat nowych zdarzeń oraz pojedynków, których byli dzisiaj świadkami. Ron wciąż był wyprostowany z dumy, ponieważ dzisiaj udało mu się wkroczyć na piąte miejsce w tabeli wyników pojedynków. Hermiona była coraz lepsza, jednak nikt nie był w stanie dogonić Harry’ego. Dla niej Wybraniec był wzorem do naśladowania. Co prawda czarnowłosy upierał się, że to ona jest najlepsza, ale Hermiona wiedziała swoje. Po pierwsze wyniki nie kłamały, a po drugie Harry zawsze był dla niej najlepszy w tych sprawach. W końcu to on był ich nauczycielem w piątej klasie, gdy powstała Gwardia Dumbledore’a.
            Otaksowała spojrzeniem dwóch chłopców i musiała przyznać, że jeszcze bardziej zmężnieli od czasu zakończenia bitwy o Hogwart. Harry urósł z dobre pięć centymetrów, jednak daleko mu było do Rona, który już dawno przerósł każdego w rodzinie. Ron miał idealnie gładkie policzki, odkąd wynalazł zaklęcie przyśpieszające golenie się. Harry natomiast zawsze na twarzy miał delikatny zarost, gdyż najzwyczajniej nie miał chęci się golić. Właściwie to Hermionie podobał się w takiej wersji. Wyglądał mężniej od Rona. Wciąż jednak nosił okrągłe okulary. Zdawałoby się, że przyrosły mu one do twarzy, ale Harry po prostu bardzo je lubił i nie miał zamiaru zmieniać ich na inne.
- Brakuje mi wypadów do Hogsmeade – powiedział Ron, gdy rozłożyli się pod rozłożystym drzewem. Hermiona wyjęła książki, by zacząć odrabiać powoli zadaną pracę domową, a Harry bawił się zniczem. Pozwalał mu wzlatywać, a gdy wydawało się, że nie da rady już go złapać, automatycznie chwytał go w dłoń. Hermiona nie komentowała jednak tych wszystkich popisów. Dwie przechodzące obok dziewczyny zachichotały i zaczerwieniły się, ale Harry nawet nie zwrócił na to uwagi, gdyż był zbyt przejęty rozmową z przyjaciółmi.
- Też chętnie bym wyskoczył od czasu do czasu poza teren Isellnar. Nie czułbym się tutaj aż tak ograniczony. – mruknął Harry i pochwycił złotego znicza. Hermiona wywróciła oczyma i westchnęła.
- Czy wy w ogóle nie czytacie informacji? – spytała, a miny chłopców mówiły same za siebie. – Będziemy mogli wychodzić do Hogsmeade w określone dni tak, jak to było w Hogwarcie, a czasami nawet dostaniemy okres, gdzie będziemy mogli ponownie zobaczyć się z rodziną.  – poinformowała ich, a na twarzach chłopców od razu zagościł uśmiech.
- Super! Harry, Hermiono, gdy tylko będzie okazja zmywamy się stąd do mnie do domu – oznajmił uradowany Ron.
- Tobie naprawdę się  tutaj nie podoba? – zagadnęła go Hermiona.
- Podoba… - mruknął, ale po chwili dodał. – Mam już jednak dość tej nauki, niepotrzebnie zmarnujemy trzy lata naszego młodzieńczego życia na naukę.
- Nauka nie jest bez sensu – odpowiedział Harry, a Hermiona i Ron wlepili w niego zdumione spojrzenie. Gryfonka nie mogła uwierzyć, że z ust Harry’ego padły takie słowa. Była z niego dumna. Ron otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale najwyraźniej rozmyślił się, gdyż wzruszył jedynie ramionami i oparł się o drzewo, przeciągając się leniwie. 
            Nagle Hermiona dostrzegła wysoką sylwetkę Teodora Notta, który szedł w kierunku biblioteki, więc natychmiast wrzuciła książki do torby i, przepraszając przyjaciół, poleciała prosto do budynku. Nie uszło to czujnym oczom Rona i Harry’ego.
- Myślisz, że oni… - zaczął rudzielec, a Wybraniec spojrzał na niego dziwnie. – No wiesz… spędzają ze sobą dużo czasu, przesiadują w tej bibliotece całymi dniami… - poddał się jednak i umilkł.
- Nie mam pojęcia – odparł Harry, chowając znicz do torby. – Nie wydaje mi się, a nawet jeśli coś jest na rzeczy, to nie powinno nas to zbytnio obchodzić.
- Mhm taa, masz rację… – mruknął zamyślony Ron, ale natychmiast na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – Wstawaj, idziemy pograć w quidditcha.

            Hermiona opowiadała Teodorowi o tym, jak spędziła czas podczas imprezy u studentów roku trzeciego, ponieważ chłopak wydawał się być tym bardzo zainteresowany.
- Poznałaś kogoś specjalnego? – spytał, skreślając zdanie i poprawiając je. Hermiona zanurzyła pióro w kałamarzu.
- Owszem, sporo osób… Megan, jej chłopaka Travisa, parę jej przyjaciółek w tym Lucy i Gabrielę, Thomasa i grupkę jego kolegów… - wyliczała i zauważyła, że Teodor spiął się delikatnie. – Coś nie tak? – spytała, skrobiąc słowa na pergaminie.
- Thomasa? Masz na myśli Thomasa Turnera?
- Tak, a co? – zainteresowała się.
- Nie chciałem tam iść właśnie ze względu na niego.
- Dlaczego? – zdziwiła się i przestała pisać wypracowanie z eliksirów.
- Powiedzmy, że miałem z nim lekką sprzeczkę, bo wyśmiewał się z tych, co poszli na prawo. Uważa, że chłopaki na tym kierunku to cieniasy.
- Ty naprawdę dałeś się sprowokować na taką zaczepkę? -  spytała z lekkim uśmiechem. Teodor spojrzał na nią chłodno, ale po sekundzie cwaniacko się uśmiechnął.
-Tak, ponieważ tak się składa, że mam bardzo dobrą kondycję i nie pozwolę, by jakiś bezmózgi mięśniak się ze mnie wyśmiewał – odpowiedział, a Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- Cóż… - nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. – Jak dla mnie jest naprawdę w porządku.
- Skoro tak uważasz, to pewnie tak jest – westchnął i pochylił się ponownie nad swoim esejem.
            Nagle do biblioteki wszedł Draco Malfoy, obrzucił ich chłodnym spojrzeniem i usiadł w oddalonym kącie biblioteki. Zdziwiła się, że Malfoy nie rzucił jakiejś kąśliwej uwagi pod jej adresem. Przesunęła niezauważalnie krzesło tak, by móc mu się lepiej przyjrzeć.
            Draco Malfoy ostatnimi czasy niezwykle się zmienił. Nie panoszył się już po szkole, nie dokuczał ani nie zaczepiał, chociaż wciąż był dla wszystkich wredny. Zdawał się być jakiś bledszy i zmęczony. Przypominał jej tego Malfoya z szóstej klasy, kiedy to Voldemort uczynił go śmierciożercą. Te myśli nie wprawiały jej jakoś w dobry humor, wręcz przeciwnie. Poczuła jakby lekki niepokój.
            Przypomniały jej się słowa Malfoya, wtedy na imprezie, gdy wspomniał o uczuciach Teodora wobec niej. Zamierzała poruszyć ten temat, nie krępując się zbytnio. Coraz bardziej traktowała Teodora jak dobrego znajomego.
- Słuchaj, Teodorze… - zaczęła. – Malfoy… – tutaj przyciszyła lekko głos –…  powiedział mi na tej imprezie, żebym za bardzo nie zbliżała się do Thomasa ponieważ… - zaczerwieniła się delikatnie mimo wszystko. – On uważa, że ty żywisz do mnie jakieś uczucia.
Teodor Nott przestał pisać i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Draco tak ci powiedział? – zainteresował się i odwrócił się w stronę Malfoya, który ślęczał nad praca domową parę stolików dalej. Miał już do niego wstać, kiedy Hermiona złapała go za rękę i ponownie sprawiła, że usiadł na swoim miejscu.
- To prawda? – spytała z naciskiem, a Teodor delikatnie się uśmiechnął.
- Słuchaj, Hermiono. Jesteś jedną z najcudowniejszych dziewczyn, jakie znam, bardzo cię lubię i traktuję jak przyjaciółkę, ale nic więcej.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Chłopak widząc to, spytał:
- Tak bardzo byś nie chciała, abym się w tobie zakochał? – uśmiechnął się.
- Mhm… znaczy nie! Znaczy się tak… och, na Merlina! – powiedziała głośniej, co sprawiło, że tłum ludzi w bibliotece spojrzał na nią z wyrzutem, a Nott z rozbawieniem. Wzięła głęboki oddech – Jesteś wspaniały, możesz mi wierzyć, ale miłość psuje przyjaźń bardzo często, a ja za bardzo cenię sobie znajomość z tobą. – wytłumaczyła się szybko, zniżając głos, ponieważ Malfoy wciąż nie spuszczał z niej wzroku.
- Draco to kretyn. Sam się w tobie podkochiwał przez dwa lata, a teraz mnie w to wrabia.
Hermiona zrobiła dziurę w pergaminie.
- Słucham? – syknęła. – Jak to się… - nie dokończyła, ponieważ Teodor zgromił ją spojrzeniem.
- Chodź, powiem ci dalej.
            Wstali od stolika, minęli parę regałów, przy których uczniowie szukali opasłych tomów. Teodor wziął ją za rękę i zaciągnął za regał, tuż przy ścianie, gdzie nikt nie mógł ich podsłuchać.
- Właściwie sam nie wiem, czemu ci to mówię, pewnie dlatego, że zaczyna mnie już denerwować… - powiedział pod nosem. – Ale jeśli musisz już wiedzieć, to pierwsze zainteresowanie wykazał w trzeciej klasie, kiedy mu przywaliłaś w twarz – uśmiechnął się z satysfakcją, a Hermiona słuchała z uwagą.
- Przyznał się do tego? – nie mogła uwierzyć.
- Oczywiście, że nie, ale ja łatwo to wypatrzyłem. Potem mu przeszło, ponieważ bardziej był na ciebie wkurzony. Następnie po Balu Bożonarodzeniowym ciągle cię krytykował, rzucał jakieś kąśliwe uwagi, ale my wszyscy widzieliśmy, że nie mógł oderwać od ciebie wzroku. Zdenerwował się jeszcze bardziej, ponieważ koledzy go wyśmiewali.
- Rzeczywiście, w czwartej klasie był nieznośny – przypomniała sobie Hermiona i poprawiła brązowe loki, które za bardzo zaczęły już żyć własnym życiem.
- Sama widzisz. Siedzieliśmy na lekcjach, wyśmiewaliśmy się z ludzi, a ten ni stąd ni zowąd rzuca uwagę na twój temat. Zdawało się, że ciągle o tobie myślał i bardzo mu się to nie podobało.
- I to naprawdę trwało przez dwa lata? – jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić. Była zauroczeniem Malfoya? Świat staje na głowie!
- Tak, przeszło mu w szóstej klasie, ale to raczej oczywiste. Widział cię z Krumem, McLaggenem, podejrzewał także ciebie i Pottera, więc dał sobie spokój.
Hermiona zagryzła wargę, a następnie uśmiechnęła się paskudnie, na co Teodor się zdziwił.
- To ci tak poprawiło nastrój? – zdumiał się. Pokiwała lekko głową.
- Bardziej to, że o tym wiem i trochę chce mi się z tego śmiać, ponieważ on pewnie nie chciałby, abym się o tym dowiedziała.
- Zapewne nie, ale chrzanić to, wracajmy do naszego stolika, bo nam jeszcze miejsca zajmą. – oznajmił Teodor.
            Na szczęście stolik czekał na nich bez żadnych niezapowiedzianych gości przy nim. Pochwyciła zainteresowane spojrzenie Malfoya, którego pewnie ciekawość zżerała, co też robiła z Nottem tak długo w kącie biblioteki za regałem. Prawie co nie wybuchła śmiechem, ale opanowała się i wróciła do pracy.
            Kiedy w bibliotece zapaliły się już pierwsze lampy, Teodor wstał i oznajmił, że idzie do swojego dormitorium. Miał już odejść, kiedy nachylił się ku niej i szepnął do ucha:
- Buziak w policzek na złość Malfoyowi? – zaproponował cicho.
- Pewnie – roześmiała się lekko i nadstawiła policzek, na którym Nott złożył delikatnego całusa.
- Niech sobie dalej myśli, że czuję do ciebie coś więcej, w sumie może być zabawnie – mruknął, a następnie pożegnał się i zniknął za regałami, zostawiając Hermionę z lekkim uśmiechem na ustach. Wiedziała, że to było tylko przyjacielskie pożegnanie i nic się za tym na szczęście nie kryło. Na spokojnie dokończyła pracę, która była zadana na kolejny tydzień. Owszem, mogła sobie to darować, ale wolała robić wszystko systematycznie, aby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę.
            Godzinę później odłożyła wszystkie pomocnicze książki na półki, spakowała swoją torbę i już miała iść, kiedy zerknęła z ciekawości w stronę Dracona Malfoya, który… najzwyczajniej w świecie spał. Zawahała się. Czy powinna go obudzić? Biła się ze swoimi myślami, aż w końcu uznała, że lepiej będzie, gdy go obudzi, nawet jeśli na nią naskoczy.
            Podeszła do stolika, przy którym zasnął mężczyzna. Położyła swoją torbę na krześle obok i delikatnie potrząsnęła jego ramieniem. Chłopak ani drgnął. Spróbowała raz jeszcze i dopiero wtedy się przebudził. Przetarł twarz dłońmi, zdawał się być przemęczony.
- Granger? Co ty tutaj robisz? – spytał, patrząc na nią chłodno.
- Miałam już wychodzić, kiedy spostrzegłam, że zasnąłeś… Pomyślałam, że może cię obudzę…
Widząc jego wzrok, spodziewała się skrytykowania i rozpoczęcia wycierania ze swojej koszuli „szlamu” tam, gdzie go dotknęła. Malfoy natomiast powiedział tylko:
- Dzięki.
            Wstał powoli, spakował byle jak swoje rzeczy. Hermiona zarzuciła torbę na ramię, ale spostrzegła, że chłopak ma na stole mnóstwo zdjętych z półek książek.
- Pomóc ci z nimi? – zaproponowała. Malfoy zdziwił się, słysząc jej propozycję.
- Okej, ale dziwi mnie jedno… Od kiedy masz ochotę na pomaganie wrogom? – zadrwił lekko blondyn, przeczesując roztargnione włosy.
- Nie mam wrogów – powiedziała Hermiona zgodnie z prawdą, biorąc pięć opasłych tomów do rąk i odstawiając na regały. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią ze zdziwieniem. Uśmiechnęła się delikatnie na widok jego miny i odeszła od niego, by wyjść z biblioteki.
Na błoniach było niezwykle chłodno. Usłyszała za sobą kroki Malfoya, który podbiegł, by zrównać z nią krok.
- Masz zamiar iść na kolejną imprezę u trzecioklasistów? – zagadnął ją.
- Raczej nie. – odparła krótko. Jakoś dziwnie jej się rozmawiało z Malfoyem. Nie wyobrażała sobie, żeby rozmowa z nim się kleiła.
- Nie podobało ci się? – spytał, patrząc na nią przez cały czas, najwidoczniej chcąc uchwycić jej wzrok, ale ona uparcie wpatrywała się w zamek przed nią. – Odniosłem inne wrażenie.
- Co masz na myśli? – starała się, aby jej głos brzmiał w miarę obojętnie i objęła ramiona rękoma, pocierając delikatnie, aby się rozgrzać. Mróz był nie do zniesienia.
Nastała krępująca cisza, ponieważ Malfoy nie wydawał się być chętny do odpowiedzi. Zdawało się, że temperatura na dworze opadła jeszcze bardziej, ponieważ dziewczyna zaczęła się trząść. Malfoy, widząc to, zdjął z siebie szarą bluzę i jej podał.
- Masz i przestań się tak trząść, bo mnie denerwujesz.
- Nikt ci nie karze ze mną iść – mruknęła. Nie chciała przyjąć bluzy, ponieważ trochę się krępowała, ale chłopak zarzucił ubranie na Hermionę i sam szedł z gołymi ramionami, gdyż pod spodem miał jedynie t-shirt.
            Miał niezwykle bladą cerę, wręcz mleczną, a na jego przedramieniu widniał Mroczny Znak. Zazwyczaj zakrywał go przy wszystkich, więc zdziwiła się, że zdjął bluzę, oddając jej swoje źródło ciepła i jednocześnie przykrywkę swego piętna. Odwróciła wzrok… nie chciałaby, żeby ktoś gapił się na nią w takiej sytuacji.
- Wróćmy do mojego pytania… Co miałeś na myśli, mówiąc, że odniosłeś inne wrażenie?
- Jak to co? Do niczego nie doszło między tobą na Turnerem? – dokuczył jej. Nie wytrzymała i posłała mu zabójcze spojrzenie.
- Oczywiście, że nie, co ty sobie wyobrażasz… - zdenerwowała się. Malfoy wpatrywał się w nią tak intensywnie, że musiała opuścić wzrok. Jego szare, zimne tęczówki były piękne, ale czuła się, jakby przenikały ją na wylot.
- Rozumiem, dochowujemy wierności partnerowi – odpowiedział kpiąco, odwracając wzrok. Hermiona zagryzła wargę i zmarszczyła brwi. Nie miała zielonego pojęcia, o czym mówi Malfoy, ale po chwili zrozumiała.
- Owszem. – odpowiedziała i wiedziała, że właśnie zbiła go z tropu. Może i palnęła głupstwo, które blondyn rozpowie całej szkole, ale sprawa szybko się wyjaśni, a on zostanie oskarżony za rozpowiadanie fałszywych wiadomości.
- A jednak… - mruknął chłodno Malfoy, więcej nie wnikając.
            Na szczęście szybko doszli do drzwi Isellnar i jadalni z ogromnymi stołami, ponieważ rozmowa jakoś nie potrafiła dłużej się ciągnąć, co było niezwykle krępujące. Z ulgą przyjęła fakt, że Malfoy zniknął w tłumie, który zgromadził się już w jadalni. Odnalazła płomienną czuprynę Ginny i usiadła obok niej. Nałożyła sobie na talerz trochę jedzenia. Ruda miała na sobie strój drużyny, cały uwalony w błocie. Oznajmiła, że prawie co nie pobiła się z chłopakiem z przeciwnej drużyny, który czuł się urażony po tym, że przegrał z dziewczyną i zaczął rzucać pod ich adresem różne obrazy. Na szczęście kapitan drużyny szybko zareagował i do rękoczynów nie doszło.
            Hermiona opowiedziała przyjaciółce w skrócie, co robiła i z kim się widziała. Odprowadziła wzrokiem Catherine, która zdawała się być lekko przygnębiona. Uśmiechnęła się do niej, a Cath odpowiedziała tym samym, jednak o wiele bardziej ponuro.
 Ostatnimi czasy dziewczyny nie miały zbytnio okazji do rozmowy, a gdy już do niej doszło, zazwyczaj kończyło się na przywitaniu się, szybkiej wymianie informacji i pożegnaniu. Catherine nie chodziła od paru dni na zajęcia, ponieważ leżała chora u lekarza. Przeziębienia i grypa stały się wręcz epidemią, która opanowała Isellnar, na szczęście uczniowie wychodzili z tego po dwóch, trzech dniach, dzięki wspaniałym eliksirom Uzdrowicieli.
            Po skończeniu posiłku, dziewczyny odeszły od stolika. Harry i Ron zostali w tyle, ponieważ dodatkowo dorwali się do gorących, pieczonych udek kurczaka. Przy wyjściu z jadalni Ginny obrzuciła Hermionę uważnym spojrzeniem i spytała:
- Skąd masz tą bluzę? – zaciekawiła się. Hermiona spojrzała na swoje ramiona i zdała sobie sprawę, że wciąż ma na sobie szarą bluzę Malfoya, na której czuć było cudownie pachnące perfumy. Musiała przyznać, że były naprawdę idealne.
- Och, zapomniałam zupełnie – powiedziała i zdjęła bluzę z ramion. – Malfoy mi ją dał, kiedy wracaliśmy z biblioteki, bo było bardzo zimno… - wyjaśniła szybko, ale widząc minę Ginny wiedziała, że teraz będzie się musiała dodatkowo tłumaczyć z wypowiedzianego zdania.
- Poczekaj chwilkę – poprosiła Hermiona przyjaciółkę i wróciła do jadalni, jednak nigdzie nie dostrzegała blond włosów Malfoya. Najwidoczniej poszedł już do Pokoju Wspólnego.
            Jednak nawet wtedy, kiedy doszły do Pokoju Wspólnego nigdzie nie dostrzegły chłopaka. Podczas drogi do pomieszczenia w skrócie powiedziała Ginny o powrocie z Malfoyem, mimo iż nie było w tym nic ciekawego ani nadzwyczajnego… cóż, poza jednym faktem.
- Powiedziałaś mu, że jesteś z Nottem?! – Ginny nie dowierzała własnym uszom. – Jak mogłaś mu taki kit wcisnąć, Hermiono! Bo to jest kit, prawda? – zaniepokoiła się.
- CIIIiiiszej! – Hermiona przyłożyła palec do ust, nakazując Rudej ściszyć głos. – Oczywiście, że go okłamałam, ale miałam potem satysfakcję z tego, że zbiłam go z tropu oraz z tego, że się zamknął.
- Nic dziwnego, w końcu kiedyś był w tobie zauroczony, a tutaj okazuje się, że jesteś z jego przyjacielem. – roześmiała się Ginny i dodała po chwili. – Dobrze mu tak, należało się temu baranowi.
            Hermiona już wolała nie dyskutować na temat, czy mu się należało czy nie. Uznała, że musi pójść do dormitorium Malfoya i oddać mu bluzę, ponieważ dziwnie by się czuła, gdyby oddała mu ją dopiero jutro. Pewnie Ślizgon już sobie myśli, że mu ją zabrała.
            Szła korytarzem, szukając na drzwiach tabliczki z jego nazwiskiem. Kiedy znalazła się przed drzwiami podniosła pięść, by zapukać, ale zawahała się. Wraz z Malfoyem mieszkają również inni Ślizgoni. Co jeśli Malfoya nie będzie w środku, a ona zostanie wyśmiana przez nich? Zresztą… mało ją to obchodziło.
            Zapukała do drzwi i po chwili otworzył jej Terrence Higgs. Zdumiał się, widząc Hermionę Granger przed ich pokojem, lecz nie wydawał się być jakoś nieprzyjaźnie nastawiony. Przynajmniej na razie, po Ślizgonach można było się spodziewać wszystkiego.
- O co chodzi? – spytał.
- Jest Malfoy?
- Tak, bierze prysznic. Malfoy?!
- Co? – usłyszała przytłumiony głos zza drzwi.
- Granger do ciebie – odkrzyknął Terrence.
- Może ja przyjdę później… - zaproponowała cicho, lekko speszona.
- Niech wejdzie – usłyszała głos Malfoya.
- W takim razie droga wolna dla pani – odpowiedział Terrence z uśmiechem, a Hermiona na drżących nogach weszła do dormitorium zamieszkiwanego przez samych Ślizgonów. Osobiście wolałaby stąd jak najszybciej wyjść.
- Siadaj, co tak stoisz – zaśmiał się Terrence, wskazując na miejsce na kanapie obok siebie. – On raczej za szybko nie wyjdzie, wszystko u niego musi być perfekcyjne, zresztą raczej znasz go pod tym względem.
- No tak, znam – uśmiechnęła się lekko, skrępowana siedziała na kanapie obok Ślizgona. Nie było jeszcze tak źle, zawsze mogła trafić na nieprzyjemnego Blaise’a. Cieszyła się, że nie ma go w pokoju.
- Dobra, ja cię tutaj zostawiam, bo jestem umówiony – powiedział Terrence. – Weź sobie coś słodkiego, bo pewnie trochę sobie tutaj poczekaj – zaśmiał się i wyszedł.
            Hermiona westchnęła i wstała z kanapy, aby podejść do drzwi łazienki.
- Malfoy? – zaczęła, wiążąc sobie włosy w warkocza z nudów.
- Co tam chcesz, Granger?
- Właściwie, to chciałam ci tylko oddać bluzę i podziękować za nią, więc już wychodzę. – oznajmiła i odeszła spod drzwi, kładąc mu ubranie na sofie.
- Poczekaj, ja już wychodzę. – zawołał, a Hermiona zniecierpliwiona przystanęła, opierając się o komodę.
            Drzwi od łazienki się otworzyły i do dormitorium wszedł Draco.
- Boże, Malfoy, mogłeś się już do końca ubrać, naprawdę, tak bardzo mi się nie śpieszyło – wybuchła, odwracając wzrok.
Malfoy zaśmiał się lekko.
- Dziewczyno, nie mam na sobie tylko koszuli.
Podszedł w jej stronę, a ona odskoczyła jak oparzona.
- Spokojnie, chciałem się dostać do komody – spojrzał na nią z cwaniackim uśmiechem. – Czasami potrafisz być zabawna, Granger.
Nie odpowiedziała, ani nie odwróciła się, ponieważ była zarumieniona na twarzy. Co prawda Malfoy miał co pokazywać, ale nie musiał tego robić publicznie, ani tym bardziej przy niej.
- Po co miałam zostać? – spytała, odwracając się po jakimś czasie. Malfoy spoważniał na twarzy.
- Chciałem wiedzieć, czy ty i Teodor naprawdę jesteście razem? – zainteresował się, a Hermiona wywróciła oczyma. Odwróciła się do niego plecami i już miała odejść, kiedy ją przytrzymał, łapiąc za ramię.
- Czas na mnie, Malfoy.
- Jedna prosta odpowiedź, Granger. – trwał uparcie przy swoim.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy – odparła stanowczo. Miała się już wyrwać z jego uścisku, kiedy drzwi od dormitorium otworzyły się i stanęła w nich Catherine.

 ~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale po wyjeździe napisałam rozdział, a potem zorientowałam się, że nie mam internetu. Mam z nim tak częste problemy, że uznaję, iż mój internet naprawdę mnie nie lubi. Udało mi się poprosić kuzynkę o laptopa i dostęp do jej sieci, więc szybko wklejam nową notkę bez sprawdzania, ponieważ nie mam na to czasu. Nowy rozdział pojawi się zapewne wraz z moim upartym Internetem. 
Ściskam wszystkich i życzę pozytywnych ostatnich dni w tym roku szkolnym 
Sheireen ♥