piątek, 28 sierpnia 2015

Nieoczekiwany obrót spraw

Rozdział trochę dłuższy niż inne, ale zamieściłam w nim wszystko, co chciałam zamieścić. Wróciłam z wakacji z głową pełną pomysłów. Nie dodawałam notki, ponieważ nie była gotowa, a musiałam pozałatwiać sprawy związane ze szkołą, dlatego cały proces się przedłużył. Zostawiam Was z nią, a sama idę przyszykować się do oglądania ostatniej części Harry'ego Pottera, która zacznie się już o 20. Pewnie znowu poryczę się jak bóbr, ostatnia część jest niezwykle poruszająca. A wy? Będziecie oglądać? ;)
Pozdrawiam
Sheireen ♥

Hermiona weszła z uniesioną głową na arenę pojedynków. Była pewna swej wygranej, nie z takimi osobami walczyła, a ten osobnik już za bardzo zaszedł jej za skórę. Nie mogła pozwolić mu wygrać. Wytężyła swoją uwagę, jej oczy śledziły każdy jego ruch, słyszała bicie serca.
- Proszę przygotować się do pojedynku! - zawołał McKinley, ich nauczyciel obrony przed czarną magią. Malfoy uśmiechnął się do niej szczerze, ale ona wiedziała, że tylko czeka na jej potknięcie.
Gdy tylko dostali sygnał, zaczęli rzucać w siebie zaklęciami. Hermiona broniła się, jednak bardziej skupiała swoją uwagę na atakowaniu. Denerwowało ją to, że Malfoy najwidoczniej doskonale się bawił, ponieważ z jego twarzy nie schodził kpiący uśmieszek, co jeszcze bardziej ją podjudzało. Słyszała przyjaciół, którzy jej kibicowali i szyderstwa osób, które były przeciwko niej.
Kolorowe promienie zaklęć latały i odbijały się od tarcz, atakując ich zaciekle. Malfoy najwidoczniej również sobie obrał za punkt honoru to, aby ją pokonać. Uśmiech zniknął z jego twarzy, która skrzywiła się w poirytowania. Napierał coraz mocniej aż w końcu...
Hermiona poczuła jak upada na podłogę, a różdżka wyskakuje z jej ręki. Widziała niczym w spowolnionym czasie jak jej źródło mocy leci w powietrzu i wskakuje prosto do rąk Malfoya. W całej sali zapadło milczenie, aż w końcu wiwat Ślizgonów i przyjaciół jej przeciwnika wypełnił salę.
Nie mogła w to uwierzyć...
To nie mogła być prawda...
Właśnie została pokonana w pojedynku przez... przez... Draco Malfoya.
Chłopak podszedł do niej i podał rękę, aby pomóc jej się podnieść z posadzki, ale ona nie miała zamiaru go dotykać. Palące poczucie przegranej wypełniło jej ciało. Co się z nią stało? Dlaczego przegrała?
Podniosła się o własnych siłach i wyrwała różdżkę blondynowi, który popatrzył na nią z rozbawieniem. Zeszli z areny, a ich miejsce zajął Ron z Catherine. Już po chwili dało się słyszeć świst latających nad głowami zaklęć.
- Bardzo miło się walczyło, Granger. - odparł Malfoy, podążając jej tropem.
- Jestem zaskoczona, że wygrałeś, nie oszukując przy tym. - w jej głosie słychać było złość. Owszem, była wściekła. Na to, że dała się pokonać, że utraciła swój honor.
- Tego nie możesz być pewna - mruknął cicho i odwrócił się, aby dołączyć do swojej paczki.
Hermiona podeszła do Harry'ego, nie mogąc spojrzeć nikomu w oczy.
- Byłem święcie przekonany, że wygrasz! Co się stało? - spytał Harry, nie mogąc uwierzyć, że jego niezwykle utalentowana przyjaciółka przegrała.
- Chyba byłam zbyt pewna siebie... - wyjąkała Hermiona, czując jak łzy napływają jej do oczu. To upokorzenie było zbyt wielkie... Nie chciała się jednak popłakać przy całej grupie. Kibicowała Ronowi, który dzisiaj miał dobrą passę i pokonał dwóch zawodników. Przynajmniej jemu się udało, co podniosło ją na duchu. Do czasu...
Kiedy na końcu zajęć pojawiła się tablica z najlepszymi zawodnikami, mina jej zrzedła. Harry wciąż zajmował swoje zasłużone pierwsze miejsce, Malfoy wysunął się na drugie, a Ron na trzecie. Natomiast ona spadła z drugiego na czwarte... Jak mogła do tego doprowadzić?!
Gdy tylko zabrzmiały dzwony zwiastujące koniec zajęć, wybiegła z klasy pojedynków. Nie kierowała się w stronę szkoły, tylko pobiegła w stronę jeziora, by usiąść pod jakimś drzewem. Kiedy szła szybkim krokiem, z jej oczu zaczęły płynąć łzy wielkie jak groch. Dostąpiła upokorzenia jak nigdy wcześniej, ale było coś, co bolało ją zdecydowanie bardziej. Malfoy miał rację. Obrażała się na cały świat kiedy ktoś był lepszy od niej. Wyszła na arenę z przekonaniem, iż wygra, wiedziała, że jest zbyt dobra. Skupiła się na tym tak bardzo, że nie dostrzegła tego, jak każdy dookoła niej staje się coraz lepszy. Wytarła ściekające łzy ręką, wściekła, że wciąż płyną.
Usłyszała kroki i odwróciła się. Przeklęła pod nosem. Harry i Ron szli w jej stronę wyraźnie zaniepokojeni. Nie chciała, aby widzieli, że się popłakała z tak głupiego powodu. Wytarła łzy, ale wiedziała, że zaczerwienionych oczu i zaróżowionych policzków nie da się ukryć.
- Hermiono, wszystko w porządku? - spytał Harry.
- Tak, jak najbardziej - spróbowała się uśmiechnąć, ale jakoś krzywo jej to wyszło.
- O kurczę - powiedział Ron, nie bardzo wiedząc jak się zachować, gdy zobaczył zapłakaną Hermionę. - Nie wiedziałem, że tak bardzo się tym przejęłaś. Sorry, Hermiono, w końcu to ja cię zepchnąłem z trzeciego miejsca... - zaczerwienił się lekko.
- Och, Ron, zupełnie nie o to chodzi - uśmiechnęła się do niego. - Widziałam jak walczyłeś, zdecydowanie zasłużyłeś na awans w rankingu. A ja... cóż, nie oszukujmy się. To nie jest mój dobry dzień.
- Daj spokój, na pewno na kolejnych zajęciach wyprzedzisz nawet mnie - pocieszył ją Harry, a Hermiona się uśmiechnęła. Jej przyjaciele byli niezastąpieni, ale ona wiedziała swoje. Poprawili jej humor, siedząc tu z nią i rozmawiając, ale nie uśpiło to motywacji do kształcenia się i poznania więcej zaklęć, by przy następnym pojedynku wybić się z powrotem na drugie miejsce.
Kiedy rozpadał się deszcz, trójka przyjaciół, chcąc nie chcąc musiała przenieść się z błoni do zamku. Po drodze obserwowali jak Ginny z drużyną niezłomnie trenuje w deszczu i na zimnie. Quidditch zdecydowanie nie był jej ulubionym zajęciem. Bała się latać, dlatego preferowała takie środki transportu jak teleportacja lub świstoklik. Na dodatek nie wyobrażała sobie grać o każdej porze i w każdą pogodę. Osobiście wolała siedzieć sobie w ciepłym pokoju przed kominkiem, niż taplać się w błocie i deszczu.
Kiedy weszli do Pokoju Wspólnego od razu rzuciła ich się w oczy spora grupka osób, która coś otaczała. Już po chwili mogli dostrzec, iż podczas ich nieobecności jakiś Ślizgon zdążył się pokłócić z Gryfonem i nastąpiła bójka. Jakiś były Puchon stał obok i namawiał do pogodzenia się, a była Krukonka prawiła reprymendę, recytując na pamięć punkty z regulaminu szkoły. Takie zdarzenia były na porządku dziennym, ponieważ niektórzy uczniowie nie potrafili się ze sobą dogadać, dlatego Harry, Ron i Hermiona usiedli od razu na wolnej kanapie. Ron wyciągnął z kieszeni paczki czekoladowych żab i rzucił je Harry'emu i Hermionie, którzy złapali je automatycznie.
- Skąd masz? - zdziwił się Harry.
- Poprosiłem George'a, aby wysłał mi parę słodkości ze sklepu - wybełkotał Ron, który zdążył już odgryźć głowę czekoladowej żabie.
- Wybieramy się gdzieś podczas tygodniowej przerwy, która niedługo będzie? - zagadnął Harry, pałaszując swoją żabę i patrząc na kartę czarodziejów.
- Jaka przerwa? - zdziwił się Ron.
- No nie, czy ty nie czytasz nawet ogłoszeń, Ron? - spytała Hermiona ze zrezygnowaniem. - Po uczczeniu Halloween w Isellnar mamy tygodniową przerwę, na której możemy się udać do domu. Ja bardzo chętnie odwiedzę rodziców.
- Super! Harry, jedziemy do mnie i wykorzystamy wolny czas, okej?
- Jasne, będę musiał się udać na Pokątną i dać do polerowania i czyszczenia błyskawicę, ponieważ skończył mi się zestaw do mioteł.
Rozmawiali w najlepsze, a Hermiona zdążyła już zapomnieć o swojej porażce. Kiedy Ron opowiadał właśnie jakąś zabawną historyjkę, obok nich stanęła Catherine, przerywając mu.
- Hermiono, mogę cię porwać na sekundkę?
- Oczywiście.
Ruszyły w stronę dormitorium Hermiony, ponieważ Catherine chciała pożyczyć od niej spinkę w perełki, którą kiedyś dostała od mamy. Dziewczyna podeszła do swojej etażerki i wyciągnęła ze skromnej biżuterii spineczkę.
- Po co ci ona? - zaciekawiła się.
- Umówiłam się z kimś, a moje włosy wyglądają tragicznie - wyjaśniła szybko Cath i wzięła spinkę od Hermiony. Podeszła do lusterka i podpięła sobie gęste loki. - O wiele lepiej, dziękuję - pocałowała ją w policzek.
- Nie ma za co - odparła Hermiona. - Z kim się wybierasz?
Uśmiech zniknął z twarzy Catherine, a przez jej twarz przeszedł ledwo zauważalny cień. Najwidoczniej nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Z nikim ważnym, nie wiem, czy to wypali, dlatego nie chcę nic mówić - uśmiechnęła się prawie szczerze. - No to do zobaczenia! - zawołała przy drzwiach i szybko zniknęła z pola widzenia.

Kiedy nadeszła pora obiadowa, udała się razem z Ginny na dół do jadalni, która wydawała się nazbyt jasna od promieni słonecznych, które pojawiły się po deszczu. Usiadły obok Harry'ego i Rona i nałożyły sobie na talerz pieczonych ziemniaków z kurczakiem. Tu i ówdzie latały sowy, które dostarczał pakunki dla uczniów. Hermiona wypiła soku dyniowego i wstała od stołu, aby udać się do biblioteki. Szła spokojnie korytarzem, kiedy nagle usłyszała czyjeś kroki i po chwili obok niej zmaterializował się Draco Malfoy, najwidoczniej wciąż bardzo z siebie zadowolony.
- Piękny dzień, prawda? - zagadnął ją, a w jego głosie usłyszała czyste rozbawienie.
- Zależy dla kogo - wzruszyła ramionami. i skręciła w kolejny korytarz. Na nieszczęście Malfoy się od niej nie odczepił, tylko ruszył za nią.
- Ja wciąż świętuję swoją wygraną, a ty, Granger? Jak świętujesz swoją... porażkę? - z lubością wypowiedział to słowo. Spojrzała na niego spode łba, mając ochotę rozszarpać go na strzępy.
- Ja również cieszę się z twojego szczęścia - mruknęła od niechcenia i wyszła na błonia. Trawa wciąż była mokra od deszczu.
- No nie wierzę! Ty znowu idziesz do biblioteki! - zawołał Malfoy niedowierzając.
- Owszem, a ty wcale nie musisz iść ze mną.
- Dlaczego nie szykujesz się na imprezę u trzecioklasistów? Myślę, że Thomas bardzo chętnie by się tobą zajął tego wieczoru. - zaproponował sugestywnie.
- Odwal się. - warknęła i przyśpieszyła kroku, aby szybciej dotrzeć do biblioteki.
- Ach, no tak, zapomniałem! - uśmiechnął się Mafoy. - Dzisiaj spadłaś w rankingu i nie załapujesz się na listę osób, które są zaproszone. Tak mi przykro.
- Jakoś tego nie widzę.
- Jeszcze nic straconego, Granger. - odparł znienacka, a Hermiona spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Co masz na myśli?
- Jeśli zależy ci by iść... no wiesz, ja nie mam jeszcze żadnej partnerki, a wiesz, że można kogoś ze sobą przyprowadzić - spojrzał na nią z góry, a ta popatrzyła na niego z politowaniem.
- I co z tego? - spytała od niechcenia.
- Zawsze mogłabyś się ze mną wybrać - zaproponował.
Roześmiała się szczerze, czym go zaskoczyła. Obrzuciła go rozbawionm spojrzeniem czekoladowych oczu, próbując się opanować.
- Cóż... - powstrzymała wybuch śmiechu i zgarnęła niechciane kosmyki włosów z twarzy. - Harry i Ron również znajdują się na tej liście, więc jeśli bym już chciała pójść, to mam z kim, nie martw się o mnie, Malfoy.
Otworzyła drzwi do biblioteki i zniknęła w jej wnętrzu. Draco nie wszedł do środka, nie mogąc uwierzyć w jej reakcję. Sam nie wiedział, co się z nim do cholery stało, że ją zaprosił, ale tym bardziej nie mógł przeżyć odmowy. Jemu nigdy nikt nie odmawiał... zawsze miał to, czego pragnął. A teraz pragnął Hermiony Granger. Merlinie, co się z nim działo? Zachowywał się jak rozkapryszone dziecko, które za wszelką cenę chce dostać upragnioną zabawkę. W tej sytuacji nie było inaczej, chociaż bardziej zastanawiało go to, czemu akurat zapragnął jej... tej szlamy, której nieznosił od dziecka. Otrząsnął się. Chyba zbyt mocno oberwał podczas walki z Potterem. Nie wszedł do biblioteki, nie wytrzymałby dłużej, gdyby siedziała niedaleko niego. Lubił obserwować jak marszczyła brwi, czytając coś ineresującego, jak z przyjemnością i zaangażowaniem odrabiała prace domowe i jak skrobała wypracowania swoim dbałym pismem. Wiedział, że wpadł. I chciał za wszelką cenę, aby pojawiła się na dzisiejszej imprezie. Zamierzał spędzić z nią więcej czasu.

Ginny latała po pokoju jak szalona, próbując się w coś ubrać, ale wszystko co nałożyła podobno na nią nie pasowało. Jak dla Hermiony jej przyjaciółka wyglądała we wszystkim dobrze.
- Czemu tak się przejmujesz tą imprezą? - oderwała wzrok od książki "Dzieje Isellnar".
- Po prostu chcę wyglądać ładnie - odpowiedziała jakby nigdy nic. Hermiona tylko wywróciła oczyma i wróciła do lektury. Owszem, rozumiała to, że przyjaciółka chce wypaść atrakcyjnie, ale ta nie była zadowolona nawet wtedy, gdy nałożyła sukienkę i wyglądała jak stos galeonów.
- Uważam, że ty również powinnaś iść, przecież Ron cię zaprosił. - mruknęła Ginny pod nosem, rozczesując swoje grube, rude włosy. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Żeby tylko on. Wciąż nie mogła wybić sobie z głowy prośby Malfoya. Za kogo on się uważał?
- Nie mam ochoty nigdzie iść... - powiedziała Hermiona. Ginny westchnęła i podeszła do niej, zabierając jej książkę.
- A ja nie chcę iść tam sama.
- Przecież idziesz z Harrym - zauważyła szatynka.
- Owszem, ale sama wiesz, że lepiej mieć przy sobie przyjaciółkę, gdyby coś się stało. Hermiono, nie daj się prosić! Pójdź razem z Ronem, nie zostawiaj go samego.
- No dobrze już, dobrze! - poddała się i niechętnie wstała z łóżka. Ginny z uśmiechem zwycięzcy zerwała się na równe nogi i bez problemu znalazła jakąś czarną sukienkę, którą wcześniej nakładała już dwa razy, a która rzekomo na nią nie pasowała.

Stała skrępowana obok Rona, który niczym dziecko z entuzjazmem poznawał wszystko i wszystkich dookoła. Zgodziła się pójść na tą imprezę, ale już tego żałowała. Miała włosy spięte w niesfornego koczka i nałożyła na siebie czerwoną, prostą sukienkę z odkrytymi ramionami. Nie była wyzywająco ubrana w porównaniu do innych dziewczyn, a mimo to ciągle miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Na początku rozmawiała z Ginny, ale po godzinie poszła z Harrym na parkiet, a następnie zniknęli jej z oczu. Została z Ronem, z którym przetańczyła parę piosenek, jednak chłopak zdecydowanie się do tego nie nadawał, ponieważ nie lubił tańczyć. Kiedy rozmawiał z jakimiś chłopakami o sklepie Weasleyów, poszła do barku, aby napić się soku.
- Witam uroczą panią - usłyszała czyjś niski głos po swojej lewej. Spojrzała w tamtą stronę, a serce zaczęło jej szybciej bić.
- Zabini? - spytała zaskoczona. Uśmiechnął się delikatnie.
- Słuchaj, Granger. Nie ukrywam, że wyprowadziłaś mnie z równowagi po ostatnim incydencie, ale uważam, że powinniśmy zakopać topór wojenny.
Wyciągnął ku niej rękę, a Hermiona patrzyła na niego podejrzliwie.
- Dlaczego miałabym wierzyć w twoje szczere intencje? - spytała, wciąż nie podając mu ręki.
- A z jakiego powodu niby miałbym wyciągnąć do ciebie przyjazną dłoń? - uśmiechnął się. Hermiona chciała mu coś odpowiedzieć, jednak powstrzymała się. Co jej szkodziło podać mu dłoń na zgodę, nawet jeśli nie miał szczerych zamiarów?
- To jak? Zgoda?
- Zgoda - potwierdziła i uścisnęła mu rękę.
- Chyba należy to uczcić - zaproponował. - Poczekaj, za chwilę przyniosę coś do picia.
Zostawił ją samą. Hermiona zupełnie nie wiedziała, co o tym myśleć, ale wiedziała jedno. Nie wypije niczego, co poda jej Zabini. Liczyła się ze słowami Moody'ego. Nigdy nie weźmie czegoś, co daje jej wróg. Jakoś nie potrafiła uwierzyć w jego dobre intencje.
- Już jestem - odparł, gdy tylko pojawił się obok niej. Miał w dłoni dwa drinki. Podał jej jeden, a sam zmoczył usta w drugim.
- Baw się dobrze - mrugnął do niej i odszedł do przyjaciół. Hermiona poczekała tylko, aż zniknie z jej pola widzenia i powąchała drinka. Nie wyczuwała niczego złego, jednak i tak nie miała zamiaru tego pić. Wylała do najbliższego dzbanka z kwiatami zawartość szklanki i nalała sobie do niej piwa kremowego. Miała już właśnie się napić, kiedy jakiś chłopak zaproponował jej taniec.
Doceniała jego szczere intencje, jednak po paru seriach nadepnięć na buta, zaczęła mieć dość. Dlatego wdzięczna była, kiedy nagle ktoś inny porwał ją do tańca. Do czasu.
- Czemu to Weasley z tobą nie tańczy? - spytał zadowolony Malfoy. Złapał ją w pasie i wrzyciągnął do siebie, przez co bardzo się spięła, a dreszcz przeszedł po jej ciele.
- Nie przepada za tym - odparła, próbując się od niego odsunąć, co niezbyt jej się udało.
- Granger, jesteś giętka w tańcu jak kłoda - zauważył Malfoy z uśmiechem, a ta popatrzyła na niego z wyrzutem.
- Nie potrafię się wyluzować, kiedy jesteś tak blisko - odparła, a Malfoy zagwizdał i jeszcze bardziej ją do siebie przycisnął.
- Nie miałem pojęcia, że tak na ciebie działam - szepnął jej do ucha. - Tak a propos, to ładnie ci w upiętych włosach.
- Jeśli mówisz szczerze, to dziękuję - powiedziała cicho, ponieważ nastała cisza. Na nieszczęście leciała jakaś wolna piosenka sprzyjająca powolnemu tańcu.
- Powinnaś częściej chodzić na te imprezy.
- A to czemu? - popatrzyła mu w oczy, nie mogąc się nadziwić jak pięknego koloru są. Nigdy wcześniej nie widziała u kogoś tak jasnoszarych oczu.
- Miałbym więcej okazji do oglądania cię w sukienkach. Szczególnie w czerwonych ci do twarzy. - popatrzył w jej oczy, przez co się skrępowała i zarumieniona odwróciła wzrok.
- Ile wypiłeś, że tak gadasz? - próbowała zażartować, kiedy wciąż obejmował ją w tańcu.
- Nie martw się, doskonale wiem, co mówię.
Kiedy piosenka się skończyła, Hermiona chciała jak najszybciej odejść, jednak nie pozwolił jej.
- Jeszcze jedną piosenkę, Granger.
- Podobno tańczę jak kłoda - próbowała się wymigać. Uśmiechnął się tak czarująco, że wiedziała, iż nie potrafi mu odmówić.
- Nieprawda, było świetnie.
- Lecą same wolne piosenki - mruknęła niechętnie.
- Zupełnie mi to nie przeszkadza. - przyciągnął ją do siebie ponownie.
Po chwili Hermiona zupełnie zapomniała, że tańczy z Malfoyem. Nastrój i wspaniale tańczący mężczyzna obok sprawiły, iż oparła głowę na jego ramieniu, przytulając się delikatnie. Nie mogła dostrzec jak Malfoy delikatnie się uśmiecha pod nosem. Nic się teraz nie liczyło.
Kiedy piosenka się skończyła, czuła się jak zbudzona z przyjemnego snu. Nagle zdała sobie sprawę, że wciąż jest przytulona do ramienia Malfoya, więc szybko się odsunęła.
- To ja idę - odchrząsknęła, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Malfoy wziął jej rękę i ucałował lekko.
- Dzięki za taniec, Granger. - mrugnął do niej z zawadiackim uśmiechem i odszedł.
Hermiona ledwo otrząsnęła się po tym geście. Musiała przyznać, że udało mu się zgrywanie romantyka. Podeszła do stolika, gdzie zostawiła swoje piwo kremowe, które stało nietknięte. Powoli osuszyła szklankę do końca i odstawiła na stolik.
Podeszła do Rona i usiadła obok niego. Trochę kręciło jej się w głowie, ale nie zwacała na to większej uwagi. Z czasem jednak ból był nie do zniesienia. Złapała się za głowę i zamknęła oczy. Wypiła dwie szklanki piwa kremowego, ale nigdy przedtem tak się nie czuła. Próbowała włączyć się do rozmowy, jednak tłum głosów zlewał się w jedno. Wstała i lekko się zatoczyła, jednak nikt nie zauważył, albo uznał to za normalne na imprezie. Dostrzegła Ginny, całą spoconą po tańczeniu z Harrym.
- Hermiono, co za cudowna zabawa! Tańczyłaś trochę? Jakoś po tobie nie widać... Dobrze się czujesz? - zaniepokoiła się rudowłosa, a Hermiona tylko pokręciła przecząco głową.
- Hermiono... ty się upiłaś - parsknęła śmiechem Ginny, ale szybko spoważniała.
- Powiedz Ronowi, że wracam do dormitorium.
- Zaprowadzę cię. - odparła Ginny, ale szatynka jej przerwała.
- Nie trzeba, przecież sama trafię.
- Na pewno?
- Tak, baw się dobrze - zapewniła ją Hermiona, czując się tak, jakby podłoga i ściany wciąż się kręciły. Wyszła z pokoju trzecioklasistów i powoli zaczęła schodzić po schodach na niższe piętra. Jacyś uczniowie patrzyli na nią krzywo, mrucząc coś o przesadzeniu z alkoholem. Nie wydawało jej się, aby alkohol miał coś wspólnego z jej stanem. Nie było jej niedobrze. Kręciło jej się w głowie i co jakiś czas świat rozmazywał jej się przed oczyma i miała ciemno przed oczami.
Wpadła do Pokoju Wspólnego pierwszoklasistów i powolnym krokiem zmierzała w stronę schodów prowadzących do dormitorium.
- Hermiona? - usłyszała pełen niedowierzania głos Teodora i zaklęła w myślach. Dlaczego akurat on musiał zwrócić na nią uwagę? Nie chciała, aby widział ją w takim stanie. - Co ci się stało?
- Nic takiego.
- Nie jestem głupi, chodź, idziemy do mnie do dormitorium. - podszedł do niej i przytrzymał, aby nie upadła. Hermiona zaczerwieniła się ze wstydu. Już dawno nie czuła się tak bardzo zażenowana swoją osobą. Co się z nią działo?!
Poczuła jak Teodor pomaga jej usiąść na łóżku, kiedy ponownie straciła zdolność widzenia.
- Czy ty się upiłaś?
- Nie wiem... wypiłam tylko dwa piwa kremowe.
- W nich nie ma prawie w ogóle alkoholu. Co jeszcze piłaś? - kucnął naprzeciw niej. Siedziała na łóżku, zakrywając twarz dłońmi.
- Sok dyniowy - odpowiedziała szczerze. - Zabini chciał mi dać jakiegoś drinka, bo się pogodziliśmy, ale nie wypiłam tego. Wylałam do jakiegoś kwiatka.
- Zabini się z tobą pogodził? - zdumiał się chłopak, a ona mruknęła potakująco. - Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Poczekaj, mam jeszcze zapas eliksiru oczyszczającego organizm z trucizn.
- Trucizn?! - Hermiona popatrzyła na niego przerażona. Przecież ona nic nie wypiła takiego, czego inni by nie pili. Dlaczego więc tylko z nią stało się coś takiego?
- Nie wiem, czegoś trzeba spróbować - wzruszył ramionami Teodor, podszedł do półki i po chwili wyjął jakąś małą buteleczkę. - Masz wypij.
Hermiona popatrzyła na niego z wdzięcznością. Odkorkowała i wypiła eliksir. Nie poczuła zbytnio różnicy, ale podniosła się na nogi po paru minutach, aby trochę pochodzić. Niestety od razu straciła równowage, jednak została złapana w ostatniej chwili przez Notta.
- Przepraszam... tak mi wstyd. - wyszeptała.
- To nie twoja wina, sama nie wiesz, co się stało.
Spojrzała mu w oczy. Był dla niej taki kochany, martwił się o nią i był w trudnych sytuacjach. Dogadywali się ze sobą, mieli mnóstwo wspólnych tematów i nigdy nie nudzili się w swoim towarzystwie. Nie potrafiła wyrazić słowami, jak bardzo była mu wdzięczna za to, że przy niej był.
Odgarnęła mu parę włosów z czoła i delikatnie założyła ręce za szyję.
Nie wiedziała, kiedy to się stało i skąd znalazła w sobie odwagę, aby to uczynić, ale po chwili przysunęła się do niego i ostrożnie pocałowała. Nott nawet jesli był zaskoczony, to nie dał tego po sobie poznać. Przytulił ją do siebie i z wzajemnością oddawał pocałunki.
- Teraz już jestem przekonany, że nie myślisz normalnie i coś jest z tobą nie tak - powiedział cicho, odsuwając ją od siebie.
- Teodorze... - szepnęła. - Chciałam tego i nie będę żałować.
Uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach czaił się smutek. Wiedziała, iż jej nie wierzył, ale ona naprawdę tego chciała. Teodor był jedynym mężczyzną, któremu nie bała się zaufać.