sobota, 26 września 2015

Prawda



 Moi kochani czytelnicy!
Najmocniej przepraszam za tak długą nieobecność. Ten rozdział pisałam trzy razy i wciąż nie jestem zbytnio z niego zadowolona, jednak uważam, że czekacie już zbyt długo. Drugą sprawą jest moje liceum, które dopiero rozpoczęłam. Potrzebowałam trochę czasu do zapoznania się z moim nowym światem. Godziny, o których kończą mi się lekcje też nie są zbyt wygodne, ponieważ zazwyczaj wracam do domu po 16-17. 
Nie mam pojęcia, kiedy będzie nowy rozdział, ale postaram się dodać w następny weekend. 
Pozdrawiam i zapraszam do czytania 
Sheireen ♥

            Teodora zbudziło pukanie do drzwi. Przeciągnął się i rozejrzał po pokoju. Spodziewał się, że jak co dzień będzie pusty, a on obudzi się w swoim wygodnym łóżku, jednak dzisiejszy poranek go zaskoczył.
Leżał na kanapie pod kocem, a w jego łóżku leżała Hermiona. Wczoraj zemdlała, osłabiona mocą eliksiru, więc postanowił położyć ją u siebie. Wciąż miała na sobie lekką, czerwoną sukienkę, w której wczoraj była na imprezie. Jej rozczochrane włosy walały się po całej jego poduszce. Spała spokojnie, a on musiał przyznać, że już dawno nie miał tak pozytywnego poranku.
Jego przemyślenia przerwał kolejny łomot do drzwi. Zdenerwował się. Kto śmiał zakłócać jego spokój o tak wczesnej porze? Wstał z kanapy i podszedł do drzwi, aby je otworzyć. Na progu stała ta zgryźliwa przyjaciółka Hermiony, Ginny Weasley.
- Gdzie jest Hermiona? - spytała od razu, gdy tylko przed nią stanął.
- Dlaczego niby miałbym wiedzieć, gdzie się podziewa? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Policzki Ginny przybrały już krasowy kolor.
- Skoro nie ma jej ani w dormitorium, ani w bibliotece, to gdzie indziej miałaby się znajdować?
- A nie pomyślałaś, że może miała dość wścibskiego nosa swojej przyjaciółki i poszła gdzieś ochłonąć? - powiedział Teodor z kpiącym uśmieszkiem, na co Ginny spojrzała na niego z wściekłością.
- Chce wiedzieć, gdzie jest moja przyjaciółka. Nie wróciła na noc, nigdzie jej dzisiaj nie widziałam, dlatego mów, gdzie ona jest. - rozkazała Ginny, unosząc głos i zaglądając przez jego ramię w nadziei, że ujrzy Hermionę.
- O tej porze zwykłem spać, a nie odpowiadać na pytania, także żegnam - mruknął Teodor, ziewając delikatnie. W oczach rudowłosej dostrzegł dziwny błysk satysfakcji.
- Czekaj, czekaj. Nie przejąłeś się w ogóle, kiedy powiedziałam, że nie wróciła na noc... - spostrzegła Ginny z dziwnym uśmieszkiem. Nott tylko popatrzył na nią z góry, czekając aż kontynuuje swoją wypowiedź. - Jest u ciebie, prawda?
- Prawda - odrzekł krótko, nie mając ochoty na dalszą rozmowę.
- Chcę się zobaczyć z Hermioną - wtrąciła Ginny i ruszyła naprzód, ale Teodor nie pozwolił jej przestąpić progu swojego dormitorium.
- Nie wpuszczam niepożądanych do swojej rezydencji - powiedział zgryźliwie, patrząc na nią z góry. Rudowłosa wyglądała już jak niezwykle dojrzała czereśnia. Nie przepadał za Gryfonami, szczególnie takimi, którzy się panoszyli i uważali, że im wszystko wolno. A Weasley'ówna należała właśnie do takich osób.
Dziewczyna spojrzała na niego z oburzeniem.
- Hermiona będzie wściekła.
- Nie sądzę. - odpowiedział krótko. - Ta noc była dla nas obojga trudna i wyczerpująca, także chcemy mieć trochę czasu na ogarnięcie się. Nie potrzebujemy wścibskiej przyjaciółki. - emanowała z niego taka zniewaga i pewność siebie, iż Ginny miała ochotę trzasnąć go w twarz.
- Jesteś odrażający - skrzywiła się i obrzuciła zniesmaczonym wzrokiem.
- Wzajemnie - warknął Teodor i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Nienawidził wścibskich ludzi, a denerwowanie ich tylko poprawiało mu humor. Musiał przyznać, że dzisiejszy ranek zapowiadał się znakomicie.

            Hermiona przetarła oczy i przeciągnęła się, gotowa ujrzeć swoje dormitorium, jednak coś jej nie pasowało. Zdecydowanie nie spała w swoim łóżku, a na sobie wciąż miała czerwoną imprezową sukienkę. Co na Merlina się stało?
            Usiadła na łóżku, kiedy nagle z łazienki wyszedł Teodor Nott. Musiała przyznać, że świetnie wyglądał w białej koszuli i tych swoich zmierzwionych czarnych włosach.  Emanował taką sympatią, iż nie potrafiła źle o nim myśleć. Wiedziała oczywiście, że nie jest dla każdego miły, a sam fakt, że była jedną z nielicznym osób, które do siebie dopuszczał, jeszcze bardziej poprawiały jej humor.
- Proszę, proszę. Któż to się obudził - uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła gest. - Jak się dzisiaj czujesz?
- W porządku, jednak... - przerwała na chwilę i ściągnęła brwi, mocno nad czymś myśląc. - Niewiele pamiętam z wczorajszego wieczoru. Tylko jakieś przebłyski. Nie wiem nawet, jakim cudem znalazłam się w twoim łóżku.
Teodor nagle spoważniał, jednak zdawało się, jakby powstrzymywał się od odpowiedzi na to pytanie.
- Pójdź ogarnąć się do łazienki, może prysznic ci pomoże przypomnieć sobie o... paru sprawach - podszedł do biblioteczki i wyciągnął z niej jakiś opasły tom. Zdawał się być przygnębiony. Hermiona zastanawiała się, co też go gryzie, jednak bez słowa podeszła do drzwi.
- Gdzie się wybierasz? - zdziwił się Teodor, widząc, że ma zamiar wyjść z dormitorium.
- Do swojej łazienki, aby wziąć kąpiel. - odpowiedziała, jakby to było oczywiste.
- Tutaj także możesz, później chcę z tobą porozmawiać. - mruknął pod nosem, wciąż czytając książkę. Hermiona spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Nie mam swoich rzeczy - powiedziała.
- Jest tam wszystko, czego potrzebujesz.
            Nie za bardzo go rozumiejąc, Hermiona stanęła w drzwiach do łazienki i rozejrzała się po niej. Szczęka opadła jej ze zdziwienia, gdy zobaczyła wszystkie swoje kosmetyki i ciuchy. Odwróciła się w stronę Teodora.
- Jak...?
- Żyjemy w świecie pełnym magii, a ja lubię zaskakiwać. - powiedział tajemniczo i usiadł w fotelu z książką. Potrząsnęła głową, nie bardzo wiedząc, co o tym wszystkim myśleć i wkroczyła z powrotem do łazienki. Rozebrała się i weszła pod prysznic, próbując sobie wszystko przypomnieć. Zawsze najlepiej myślało jej się pod prysznicem, dlaczego więc teraz nic nie świtało w jej głowie? Pamiętała taniec z Malfoyem i to, że poszła się napić piwa kremowego, a potem... potem film się urywał.
            Zirytowana wyszła spod prysznica i ubrała się w spodnie i bluzkę na ramiączkach, która magicznym sposobem znalazła się w pokoju Teodora. Domyśliła się, iż chłopak musiał użyć zaklęcia przywołującego dane rzeczy, a jako że był inteligentnym czarodziejem, nie wątpiła w sukces jego starań. Związała włosy w warkocza, który nie był zbytnio udany. Nie miała przy sobie różdżki, którą zostawiła na szafce nocnej przed imprezą, więc nie mogła się nią posłużyć do związania włosów. Przemyła twarz i wyszczotkowała zęby. Podniosła swoją sukienkę z podłogi, aby ją złożyć, kiedy nagle do jej nozdrzy dostał się dość znany zapach.
Zamknęła oczy i powąchała z powrotem swoją sukienkę. Poznała w nim swoje perfumy połączone z perfumami Teodora. Zmarszczyła czoło i nagle sobie przypomniała.
- O cholera... - mruknęła pod nosem, ale mimo to uśmiechnęła się. Gdyby nie dziwne czary, pod którymi się wczoraj znalazła, nigdy nie miałaby odwagi, aby to uczynić, ale teraz... Teraz, kiedy zrobiła pierwszy krok... Musiała porozmawiać z Teodorem, ponieważ zdecydowanie mieli sobie dużo do powiedzenia.
            Otworzyła drzwi do łazienki z uśmiechem na twarzy. Nott odłożył książkę i spojrzał na nią z powagą, która bez wątpienia malowała się na jego twarzy. Podniósł brew w pytającym geście i po chwili wstał z fotela.
- I jak... pamiętasz? - spytał ostrożnie. Pokiwała radośnie głową, nie mogąc przestać się uśmiechać. - Wszystko?
- Tak mi się wydaje - odpowiedziała, podchodząc do niego bliżej. - Ale muszę wiedzieć jedno - w jej głosie usłyszał stanowczość.
- Co takiego?
- Jeśli przez to, co się wczoraj między nami wydarzyło, ucierpi nasza przyjaźń... - zaczęła, jednak Teodor przyciągnął ją do siebie i pocałował, tym samym przerywając jej wypowiedź. Najchętniej poddałaby się mu, ale musiała coś wyjaśnić, dlatego odsunęła się od niego.
- Posłuchaj - powiedziała, ale tym razem to Teodor się odezwał.
- To ty posłuchaj, Hermiono - orzekł stanowczo. - Chcę tego spróbować, może akurat nam się uda.
- Ale nasza przyjaźń... - dziewczyna wciąż miała wątpliwości.
- Jeżeli coś złego zacznie się dziać, jeśli się okaże, że to nie jest to, czego szukamy, to przerwiemy i wciąż będziemy przyjaciółmi. - położył jej dłoń na policzku i ponownie pocałował.
- To brzmi łatwo, ale rzadko kiedy tak jest - wyszeptała. - Co jeśli...
- Już w to weszliśmy. Nie ma drogi powrotnej, Hermiono, stało się. Czas pokaże...
            Nie dyskutowali już więcej, ponieważ w tej chwili nie potrafili myśleć o niczym innym jak tylko o swoich ustach. Może i nie należała do dziewczyn, dla których posiadanie chłopaka było podstawową potrzebą życiową, jednak poczuła, że coś właśnie dodało jej skrzydeł. Tęskniła za tym uczuciem i posiadaniem drugiej osoby, z którą byłaby tak blisko. Żadne uczucie, żaden przyjaciel lub przyjaciółka nie mogli tego zastąpić.
            Kolejne pukanie do drzwi sprawiło, że Hermiona odskoczyła od Teodora jak oparzona. Chłopak natomiast przeklął paskudnie pod nosem i podszedł do drzwi.
- Co znowu? - warknął.
- Dość tego, Nott, chcę się zobaczyć z Hermioną! - usłyszała głos Ginny, która jakimś cudem wyminęła Teodora i wpadła do jego dormitorium z furią, lecz kiedy tylko dostrzegła Hermionę, całą i zdrową, od razu złość ustąpiła uldze.
- Och, dzięki Merlinowi! - Ginny przytuliła przyjaciółkę, która była zaskoczona tym nagłym powitaniem. - Żyjesz? Ten łajdak nic ci nie zrobił?
- Łajdak? - powtórzyła zdezorientowana Hermiona.
- Mówię ci - Ginny ściszyła głos i powiedziała jej do ucha. - Jest bezczelny, wredny i nie pozwolił mi się z tobą zobaczyć.
Hermiona dostrzegła jak Teodora przedrzeźnia jej przyjaciółkę za plecami i wywraca oczyma. Powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, by nie zrazić do siebie Ginny.
- Skoro mówimy o bezczelności, to porozmawiajmy o tym, że wtargnęłaś tutaj zupełnie nieproszona - Nott stanął obok nich, spojrzał chłodno na Ginny, która była śmiesznie mała przy jego wzroście. Złapał ją za ramię, próbując wyprowadzić z dormitorium, ale ruda się wyrwała.
- Sama potrafię chodzić! - krzyknęła oburzona. - Nie waż się mnie dotykać. Hermiono, wychodzimy - nakręciła się Ginny i złapała ją za rękę, ciągnąc w stronę drzwi. - Nie pozwolę ci przebywać w towarzystwie takiego kretyna jak on.
- Mów za siebie, Weasley - warknął Nott.
- Przestańcie obydwoje - rozkazała Hermiona. - Zaczekaj chwilkę, Ginny, zaraz do ciebie przyjdę.
            Ginny wyszła z dormitorium, trzaskając za sobą drzwiami. Nott wydawał się być wyprowadzony z równowagi, ale zobaczył wzrok Hermiony i uspokoił się. Przynajmniej troszeczkę.
- Pewnie cię zabije, jak jej o nas powiesz - powiedział, a Hermiona zagryzła delikatnie wargę.
- Wiem... Bądź dla niej milszy, proszę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo działa mi na nerwy - westchnął gniewnie, a Hermiona uśmiechnęła się do niego.
- Przynajmniej się postaraj.
Wywrócił oczyma.
- Niech będzie.
- Dziękuję - powiedziała Hermiona i wyszła, zostawiając go samego.

            Hermiona siedziała w pokoju wspólnym. Już dawno przestała borykać się z myślami, czy ma powiedzieć teraz Ginny o swojej decyzji. Ona i Teodor... owszem, był dla niej jak przyjaciel i niezastąpiony towarzysz, dlatego oboje pomyśleli, iż mogą spróbować sprawdzić się jako para. Nie widziała w tym nic złego, a gdyby się udało... Mogłaby w końcu stworzyć coś trwałego, co ma jakąkolwiek przyszłość. W sercu jednak wciąż czuła niepokój. Co jeśli ta próba zniszczy ich przyjaźń? Bardzo tego nie chciała.
            Wpatrywała się w strugi deszczu za oknem. Październik już dawno nie był tak brzydkim i pochmurnym miesiącem. Siedziała z książką otwartą na kolanach, jednak nie potrafiła się skupić na nauce, co niezwykle ją irytowało. Kręciła włosy dookoła palca i intensywnie myślała. Nie mogła dać sobie spokoju z tym, co się wydarzyło na imprezie. Ciarki przechodziły ją za każdym razem, kiedy sobie przypominała o tańcu z Malfoyem. I wcale nie podobało jej się to, iż nie było to uczucie wstrętu.
           
            Siedzieli razem w jego dormitorium. Kolejne korepetycje w żaden sposób nie poprawiały jej nastroju, jednak cieszyła się z brzydkiej pogody na dworze, ponieważ nigdy nie byłaby w stanie usiedzieć z nim w jednym pokoju, kiedy za oknem prażyłoby słońce.
Przyglądała się jak Malfoy usiłuje rozwiązać jakieś skomplikowane zadanie z numerologii. Ostatnimi czasy bardzo się poprawił, co ucieszyło Hermionę. Im lepsze były jego wyniki, tym krócej czasu musiała z nim siedzieć. Uczenie go sprawiało jej nawet przyjemność. Oczywiście, kiedy się nie kłócili, czyli tylko przez jedną trzecią spędzonego czasu.
- Coś ty taka zadowolona, Granger? - Malfoy najwidoczniej spostrzegł błąkający się po jej twarzy uśmiech, gdy skończył rozwiązywać zadanie. Hermiona od razu odgoniła od siebie myśl o Teodorze, a rozmarzenie ustąpiło powadze.
- Mam ku temu powody. Skończyłeś już? - próbowała zmienić temat, ale Malfoy nie dał się tak łatwo odczepić.
- Jakie powody? - wciąż najwidoczniej był bardzo zainteresowany.
- Od kiedy obchodzi cię moje prywatne życie? - zirytowała się Hermiona. Wyrwała mu zeszyt i sprawdziła zadanie, mając nadzieję, że popełnił błąd, aby mu go wytknąć. Niestety, zadanie wykonał bezbłędnie, więc nie miała się czego uczepić.
- Czasami zdarza mi się zainteresować takimi ludźmi jak ty, Granger.
Prychnęła.
- Naprawdę, Malfoy, wierz mi, że nie potrzebuję twojej uwagi.
- Nie przyszło ci do głowy, że chciałbym nawiązać jakiś kontakt z tobą, szczotko?
Spojrzała na niego z podniesioną brwią i zaśmiała się.
- W jakim celu?
- Przydałoby się poznać bliżej osobę, z którą przesiaduję godzinę dziennie.
- W takim razie mam dla ciebie dobrą wiadomość, bo już nie musisz - Hermiona podłożyła mu pod nos arkusz z zadaniami, na których uzyskał bezbłędny wynik. - Nasze korepetycje uważam za skończone.
            Wstała z krzesła i zarzuciła na swoje odsłonięte ramiona sweterek, zbierając się do wyjścia z jego pokoju. Musiała się przygotować do wyjazdu do domu na tydzień, ponieważ dostali tydzień na spędzenie czasu z rodziną. Dzisiaj po uczcie Halloweenowej kładli się spać, aby z samego rana zdążyć na pociąg z Isellnar do Anglii.
- Nie sądzę. - odezwał się i również wstał. Spojrzała na niego, ale on tylko tajemniczo się uśmiechnął.
- Co masz na myśli?
- Szybko zatęsknisz, Granger.
- Z pewnością - prychnęła i ruszyła się z miejsca, podchodząc do drzwi. Położyła dłoń na klamce, ale ponownie zatrzymał ją jego magnetyzujący głos.
- Nie będziesz mnie widziała cały tydzień, skarbie. - zażartował.
- Moje oczy są za to wdzięczne Merlinowi.
- Nie uważasz, że jako tak dobry uczeń zasługuję na jakąś nagrodę?
- Czy sam fakt, że szlama nie będzie już przesiadywała w twoim pokoju, nie jest wystarczającą nagrodą? - zdziwiła się.
            Nagle do dormitorium wszedł Zabini Blaise. Spojrzał na nią z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
- Witaj, Granger. Jak tam nocka? Piwo kremowe bardzo dało o sobie znać? - uśmiechnął się wrednie, a Hermionie serce stanęło przez sekundę. Wszystko było jasne. Nagle wszystkie elementy niezrozumiałej układanki ułożyły się w pewną całość, która była tak oczywista. Dlaczego wcześniej tego ze sobą nie powiązała?
- Ty... - syknęła.
- Pewnie, że ja, szlamciu - usiadł zadowolony na łóżku i spojrzał na nią wrednie. - Naprawdę byłaś aż tak naiwna i myślałaś, że chciałbym się pogodzić z kimś takim jak ty?
- Wiedziałam, że nie masz szczerych intencji - odpowiedziała mu.
- Szkoda, że tak szybko się zmyłaś z imprezy. Miałem trochę planów, co do ciebie i myślę, że Draco też. Takiego upokorzenia na pewno byś nie zapomniała.
- Jesteś potworem, Zabini - skrzywiła się Hermiona i spojrzała na Malfoya. - A ty wcale nie jesteś lepszy. - warknęła i wyszła z jego dormitorium, trzaskając drzwiami.
            Ruszyła szybkim krokiem przez korytarz. Usłyszała za sobą jak ktoś wychodzi za nią.
- Granger! Czekaj!
Nie miała takiego zamiaru. Przyśpieszyła kroku i w ułamku sekundy przecisnęła się przez pokój wspólny, znajdując się poza zasięgiem innych osób. Nie miała ochoty rozmawiać z Malfoyem i słuchać jego tłumaczeń i kłamstw. Wątpiła, aby chłopak poszedł za nią dalej, dlatego spokojnie szła korytarzem, kiedy nagle usłyszała za sobą jego głos.
- Czy ty nie rozumiesz słowa "Czekaj"?!
Zatrzymała się i odwróciła gwałtownie w jego stronę.
- A czemu niby miałabym czekać?
- Może dlatego, aby wytłumaczyć mi, o co w tym wszystkim chodzi? - podszedł do niej, a w jego głosie słychać było napięcie.
- Nie udawaj głupiego. - warknęła Hermiona. Patrzyła na niego z dołu. Nieznosiła tego, że była niższa i musiała lekko unosić wzrok, aby spojrzeć mu w oczy. Skrzyżowała ręce na piersiach, przyjmując ofensywną postawę.
- O czym mówił Blaise?
- Przyznaj się, że tańczyłeś ze mną tylko po to, aby on mógł dolać mi tego specyfiku do napoju.
- Jakiego specyfiku, do jakiego napoju?
Westchnęła i machnęła na niego ręką, aby po chwili odwrócić się i ruszyć dalej korytarzem. Usłyszała kroki chłopaka i po chwili jego mocny uścisk na ramieniu.
- Do cholery, dziewczyno, czy ty jesteś głucha?!
- Zostaw mnie - wyszarpała się z jego uścisku, ale ledwo to zrobiła, aby od niego odejść, ponownie ją schwytał i postawił przed sobą.
- Zostałem oskarżony o coś, o czym nie mam pojęcia, dlatego ŻĄDAM wyjaśnień.
- Chcesz powiedzieć, że nie masz zielonego pojęcia o tym, co Zabini zrobił? - zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem.
- Był prawie przez cały czas ze mną, nie widziałem go tylko wtedy, kiedy ze sobą tańczyliśmy.
- I akurat w tym czasie dolał mi trucizny do piwa kremowego, a ty niby nie masz o tym zielonego pojęcia... - zakpiła, ale natychmiast spoważniała, kiedy zobaczyła wściekłą minę Malfoya.
- CO ZROBIŁ?!
- Ty naprawdę o tym nie wiedziałeś... - szepnęła sama do siebie. Malfoy puścił ją, a Hermiona dopiero teraz poczuła, jak bardzo bolał ją jego uścisk.
- Przyjmij do wiadomości, Granger, że od dawna nie chcę mieć do czynienia z takimi rzeczami. Nigdy bym nikogo nie otruł, ani nie działałbym w takich spiskach.
- Wydaje mi się, albo to twoją robotą było otrucie Rona i prawie wysłanie na tamten Świat Katie Bell? - mruknęła pod nosem Hermiona, jednak natychmiast tego pożałowała.
            Malfoy spojrzał na nią tak, że zmroziło jej krew w żyłach. Podszedł do niej niebezpiecznie blisko, a ona wycofała się pod ścianę. Może i zachowała się jak największy tchórz, cofając się przed Malfoyem, ale każdy widząc jego twarz by tak uczynił.
- Wiesz, Granger, czego nienawidzę w niektórych ludziach? - jego głos był cichy, a jednocześnie wypełnił każdy cal jej ciała. - Tego, że nie dają drugiej szansy i nie wierzą w zmianę drugiego człowieka.
Spuściła wzrok, nie mogąc dłużeć patrzeć w jego piękne, lecz przerażające oczy.
- Myślałem, że kto jak kto, ale ty jesteś jedną z nielicznych, które wierzą w dobrą stronę drugiego człowieka. Czy może się myliłem?
Najwyraźniej oczekiwał od niej odpowiedzi, ale Hermiona czuła, że jej gardło jest zaciśnięte. W końcu udało jej się wymamrotać:
- Nie mam pojęcia...
Malfoy odsunął się od niej, a Hermiona od razu poczuła się wolniejsza. Wzięła głębszy oddech.
- Nie oceniaj mnie, jeśli nie znasz samej siebie.
- Malfoy... - głos jej się załamał. Wiedziała, że nie postąpiła słusznie, wypominając mu jego okropną przeszłość. Nie dziwiła mu się, że tak zareagował. Po wojnie każdy stracił część siebie. Pustka i uszczerbek na psychice nawet po długim okresie czasu był nie do naprawienia.
- Na przyszłość wiedz, że nie uczestniczę już w takich rzeczach i nie mam zamiaru nikogo skrzywdzić. A tym bardziej ciebie.
Zamarła, a po jej ciele przeszedł dreszcz.
- Miłej uczty i pobytu w prawdziwym domu, Granger. - podkreślił i odwrócił się, aby zniknąć w ciemnościach innych korytarzy.
            Chciała za nim pobiec, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Chciała krzyczeć, ale głos zamarł jej w gardle. Chciała przeprosić, ale było już za późno. Zacisnęła mocno powieki i przeklęła samą siebie w myślach. Musiała jednak wracać do dormitorium, aby się przygotować do jutrzejszego wyjazdu.
            Kiedy przechodziła przez pokój wspólny rozejrzała się, aby zobaczyć, czy Malfoy wrócił z powrotem. Owszem, siedział razem z przyjaciółmi, którzy rozmawiali, jednak wydawał się być jakiś zamyślony. Nie zwracał nawet uwagi na to, że Pansy Parkinson coraz bliżej niego siedziała, wykorzystując jego duchową nieobecność.
            Weszła do pokoju, w którym Ginny i Luna siedziały i zajadały się słodyczami czarodziejów. Gdy tylko znalazła się w środku od razu zaproponowały jej, aby się przysiadła, jednak nie była w humorze. Odmówiła grzecznie i podeszła do szafy, aby wyjąć parę ciuchów, z którymi chciała wrócić do domu na tydzień. Ginny najwidoczniej zauważyła, że coś jest nie w porządku, ponieważ przyglądała jej się uważnie. Nie miała odwagi zapytać się, o co chodzi przy Lunie.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, Hermiona automatycznie zerwała się, aby otworzyć. Przed nią stała uśmiechnięta Catherine.
- Witaj, kochanie. Jak samopoczucie?
- W porządku - Hermiona uśmiechnęła się lekko na jej widok. Dawno nie miały okazji do rozmowy. - Co cię do nas sprowadza?
- Oddaję spinkę. Przepraszam, że dopiero teraz, jednak ciągle zapomniałam jej zabrać z pokoju.
- Nie szkodzi - powiedziała Hermiona, odbierając pożyczoną spinkę i wrzucając ją do swojej malutkiej kosmetyczki. - Coś ostatnio w ogóle nie masz czasu, Cath - uśmiechnęła się Hermiona. Jak randka z tym tajemniczym nieznajomym? - spytała cicho, aby siedzące niedaleko dziewczyny nie dosłyszały. Nie miała pojęcia, czy Catherine powiedziała o tym Ginny.
- Może przejdziemy się i porozmawiamy?
- Jasne, poczekaj chwilkę - Gryfonka zgarnęła sweterek, który leżał na wierzchu w kufrze i zarzuciła na siebie.
            Ku oczekiwaniu Hermiony nie wyszły na błonia, tylko usiadły na dziedzińcu przed szkołą. Wieczór był chłodny i niebo powoli ciemniało, rzucając ponure cienie na zamek. Lekki wiatr rozwiewał loki dziewczyn. W świetle pochodni, które już się zapaliły, skóra Hermiony była niezdrowo blada w porównaniu z oliwkową cerą Catherine. Nigdy nie uważała się za atrakcyjną dziewczynę, a przy czarnowłosej piękności zupełnie traciła pewność siebie.
- Kim jest twój książę z bajki? - zagadnęła ją Hermiona.
- Wolałabym na razie o nim nie mówić... - uśmiechnęła się delikatnie Cathrine.
- Coś z nim nie tak? - zdziwiła się szatynka.
- Och, nie. Jest cudowny... jedyny w swoim rodzaju. - na jej twarz wkradł się rozmarzony uśmiech, a myślami wydawała się błądzić w obłokach. - A u ciebie jak? Malfoy wciąż jest baranim łbem na korepetycjach?
Roześmiała się.
- Właśnie dzisiaj je zakończyliśmy, bo radzi sobie bardzo dobrze i już mnie nie potrzebuje.
- Jestem innego zdania... - mruknęła pod nosem Cath, jednak szybko skończyła swoją myśl.
- Słucham? - Hermiona zmarszczyła brwi, niedosłysząc przyjaciółki. Mocniej owinęła się sweterkiem, kiedy zerwał się mocny wiatr. Jakichś dwoje uczniów wracało szybko z błoni, aby schronić się w ciepłych murach Isellnar.
- Może też powinnyśmy wrócić? - zaproponowała Catherine, dygocząc z zimna. - Wyjście nie było dobrym pomysłem, a za chwilę rozpocznie się uczta Halloweenowa. - uśmiechnęła się i wstała z ławeczki.