piątek, 27 listopada 2015

Bliskość



            Zbudziła ją poduszka, którą dostała prosto w twarz. Cóż za przyjemną pobudkę przyszykowała jej przyjaciółka z samego rana!
- Wstawaj, Hermiono! – usłyszała nad sobą ponaglający głos Ginny. - Za pięć minut rozpoczynają się twoje zajęcia.
Otworzyła oczy, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Jak to możliwe, że zaspała? Zawsze przecież budziła się na czas, a tymczasem miła zaledwie pięć minut do dzwonów oznaczających początek lekcji. Zerwała z siebie kołdrę. Ginny wybiegła już z dormitorium, aby zdążyć na zajęcia, a ona została sama. Wstała z łóżka i podniosła swoją torbę i wrzuciła do niej szybko książki potrzebne do dzisiejszych zajęć. Och, co za nieodpowiedzialność z jej strony!
            Pobiegła do łazienki, aby szybko doprowadzić się do ładu. W tym samym czasie usłyszała dzwony na lekcje. Kiedy stała przed lustrem myjąc zęby zauważyła coś dziwnego. A mianowicie to, że miała na sobie wczorajsze ubrania. Zmarszczyła brwi i przez chwilę zwolniła tempa, aby sobie przypomnieć, jak się znalazła w swoim łóżku, ponieważ do niczego takiego nie doszło.  Uznała jednak, że pomyśli nad tym na lekcjach, ponieważ i tak już była spóźniona. Zmieniła ciuchy na świeże i rozczesała szybko włosy. Złapała w biegu torbę i szybko wypadła z pokoju wspólnego pierwszoklasistów.
            Kiedy dotarła do klasy zajęć była cała zasapana. Otworzyła drzwi, tym samym zwracając na siebie uwagę reszty klasy. Zarumieniła się i przeprosiła profesora, a następnie zajęła wolne miejsce niedaleko Pansy Parkinson, która… siedziała razem z Catherine. Zmarszczyła brwi, ale odwróciła wzrok i spojrzała prosto w stalowoszare oczy Dracona Malfoya, który siedział w ławce obok i uśmiechał się szelmowsko. Westchnęła w duszy i z rozkołatanym sercem wyjęła książki z torby, aby się przygotować do lekcji. Co prawda nic nie straciła, ponieważ profesor Carter od zaklęć nie nauczył ich na razie niczego, czego by nie potrafiła. Mogła więc poświęcić myśli zupełnie czemuś innemu.
            Przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Pamiętała, że była strasznie zmęczona, a potem pojawił się Malfoy. Jak przez mgłę słyszała w myślach rozmowę z nim. Zaczął zachowywać się dziwnie, a potem… potem najwyraźniej zasnęła, albo nie pamiętała, co działo się dalej. Obudziła się w swoim łóżku, ale wiedziała, że gdyby sama do niego doszła, to na pewno przebrałaby się w piżamę.
            Zerknęła ostrożnie na Malfoya, który skrobał coś z tyłu zeszytu. Czy to możliwe, aby on… nie. Zrobiło jej się niedobrze na samą myśl o tym. Co prawda wciąż miała w głowie jego słowa i to jak się zachowywał, ale coś jej tu nie pasowało. Dlaczego Draco Malfoy miałby w ogóle zanosić ją do jej łóżka? To absurd. Jednak ta opcja wydawała się najbardziej prawdopodobna. Po chwili dotarło do niej to, że chłopak w ogóle pojawił się na zajęciach, a przecież nie było go od ponad tygodnia.
            Kiedy już razem z Harry i Ronem wyszli z klasy, chłopcy powiedzieli jej, że nie mogli uwierzyć w jej spóźnienie i podejrzewali najgorsze. No tak, bo przecież takie prymusy jak ona muszą zawsze chodzić jak w zegarku.
 Po transmutacji czekał ich sprawdzian z eliksirów. Hermiona była przekonana o swojej klęsce, ponieważ wczoraj zasnęła zamiast się uczyć. Mimo gorąca buchającego z kociołka, potu na czole i strachu, że źle zamieszała w kociołku jej eliksir na sam koniec przybrał zadowalającą barwę, więc humor lekko jej się polepszył. Do czasu.
Wyszli z klasy eliksirów z westchnieniem pełnym ulgi. Mieli przed sobą długą przerwę na lunch. Hermiona mimo iż nie jadła śniadania nie czuła zbytnio głodu, jednak Ron jak zwykle oznajmił, że musi coś przekąsić. Szli właśnie korytarzem do jadalni, kiedy usłyszeli głos Zabiniego dobiegający po ich prawej stronie.
- Patrzcie któż to idzie. Szlama, Rudzielec i Bliznowaty. Hej, Potter! Jak tam twoja dziewczyna? Wierna, czy tylko ci się wydaje?
Hermiona poczuła nagły przypływ zdenerwowania. To już po prostu zamierzało się robić nudne i dziecinne, jednak Harry i Ron jak zwykle dali się wyprowadzić z równowagi, dlatego wiedziała, że musi zareagować. Zanim jednak zdążyła się odezwać, usłyszeli jak idący obok Malfoy mówi do Zabiniego.
- Styl pysk, Blaise i daj ludziom spokój. Przestań w końcu się pogrążać, to się robi nudne. – powiedziawszy to odłączył od grupy najwidoczniej bardzo z czegoś niezadowolony. Wszyscy osłupieli w jednej chwili i dopiero po paru sekundach wściekły Zabini ruszył się z miejsca, patrząc z pogardą na nią i jej przyjaciół.
            Kiedy usiedli na ławkach przy stołach pełnych jedzenia, Ron jeszcze bardziej ją zaskoczył. Pierwsze, co zrobił, to wcale nie było rzucenie się na pyszną stertę jedzenia.
- Malfoyowi chyba naprawdę coś się stało. Spodziewałem się, że zaraz naskoczy na nas razem z tym przygłupem.
- Tylko i wyłącznie dlatego, że wciąż jest w żałobie. Kiedy mu przejdzie znowu będzie gnojkiem – mruknął Harry, nakładając sobie jedzenie na talerz.
„A może on rzeczywiście się zmienił po tym wszystkim?” – chciała dodać Hermiona, jednak wiedziała, jak na jej słowa odpowiedzą chłopcy. Oni po prostu krytykowali Malfoya dla zasady. Chociaż czy możliwe jest to, aby Malfoy kiedykolwiek się zmienił?

            Po lekcjach udała się do biblioteki. Zastanawiała się, co też się stało Catherine, ponieważ dzisiaj cały dzień siedziała i śmiała się razem z Pansy Parkinson. Wiedziała, że musi być teraz ostrożniejsza z tym, co mówi dziewczynie, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy Pansy nie przeciągnie jej na swoją stronę – a tak się właśnie działo.
            Spacerowała po zakamarkach biblioteki, próbując znaleźć jakąś interesującą lekturę, kiedy nagle ktoś złapał ją delikatnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Ujrzała przed sobą Teodora z uśmiechem na twarzy.
- Ktoś tutaj ostatnio nie miał dla mnie czasu – w jego głosie brzmiała uraza, jednak wiedziała, że chłopak wcale nie jest obrażony. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak ważna jest nauka. – Jak sprawdzian z eliksirów? – zagadnął.
- Bardzo dobrze – odpowiedziała i przeczesała mu czarne włosy, które zmierzwiły się od zimowego wiatru. – A tobie jak idzie historia magii? Podobno jest coraz ciężej…
- To prawda, ale jestem nienajgorszy – usłyszała w jego głosie nutkę zadowolenia. Uśmiechnęła się.
- Jestem z ciebie dumna – oznajmiła i po chwili przypomniała sobie, co chciała zrobić. Stanęła lekko na palcach i pocałowała delikatnie chłopaka w usta. Popatrzyła mu w oczy, które automatycznie się ożywiły. – Dziękuję jeszcze raz za prezent.
- Cała przyjemność po mojej stronie – mruknął i przycisnął ją do regału, aby złożyć na jej ustach kolejny pocałunek, a Hermiona poczuła motylki w brzuchu z radosnego uniesienia.
            Przerwał im łomot upadających na podłogę książek. Oderwali się od siebie i spojrzeli prosto na rudowłosą osóbkę, która stała z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Ginny Weasley była spetryfikowana.
- Ginny… - zaczęła Hermiona, ale jej przyjaciółka od razu odzyskała zdolność poruszania się i zniknęła jej z pola widzenia, nie przejmując się leżącymi na podłodze książkami. Spojrzała na Notta, który dał jej znać, by ruszyła za przyjaciółką.
            Hermiona miała złe myśli. Wiedziała, że Ginny będzie zła, ponieważ o niczym jej nie powiedziała, a po drugie dlatego, że nie znosiła Teodora. Kolejnym powodem był fakt, że Teodor był z domu Slytherina, a dla Ginny Ślizgon zawsze pozostanie Ślizgonem.
Dogoniła przyjaciółkę przy drzwiach biblioteki. Udało jej się ją zatrzymać. Weszły do lodowego korytarza, który został zbudowany z głównego zamku do biblioteki, aby uczniowie nie musieli brnąć przez śnieg, aby dostać się do tego budynku. Pomimo otaczającego je lodu we wnętrzu było przyjemnie ciepło, a na dodatek śnieżne ściany błyszczały tak pięknie, że zapierało dech w piersiach.
- Ginny, zaczekaj – powiedziała Hermiona i zagryzła wargę ze zdenerwowania. Ginny powoli odwróciła się w jej stronę.
- Mam nadzieję, że to, co widziałam, nie było prawdziwe. Ja śnię, a to tylko głupi sen. – powiedziała do siebie Ruda, marszcząc brwi. Hermiona westchnęła ze zrezygnowaniem.
- To nie jest sen, Ginny. Ja i Teodor…
- Jesteście parą? – popatrzyła na nią surowo.
- Nie wiem, czy to można tak nazwać. Po prostu daliśmy sobie szansę, aby sprawdzić, czy to w ogóle wypali… - zdawała sobie sprawę z tego, jak to głupio brzmi. Teodor był dla niej tylko i wyłącznie przyjacielem.
- Najwyraźniej wypaliło bardzo dobrze. – mruknęła rudowłosa, wciąż nie mogąc dojść do siebie. – Ale dlaczego akurat on?! – wybuchła, nie mogąc już dłużej kontrolować swoich emocji. Hermiona uśmiechnęła się na widok jej reakcji.
- Mamy ze sobą dużo wspólnego.
- I odpowiada ci taki układ? – Ginny najwidoczniej nie mogła jej zrozumieć. Hermiona przez chwilę milczała. To było dobre pytanie.
- Nie wiem, czy jestem w stanie poczuć do niego coś więcej niż przyjaźń… - powiedziała bardzo cicho, bojąc się, że Nott może to usłyszeć. – Ale dałam nam szansę, jeśli będziemy pewni, że nic z tego nie będzie, automatycznie kończymy z tym i zostaniemy wyłącznie przyjaciółmi.
- Myślisz, że to będzie takie łatwe? – spytała z dezaprobatą.
- Mam taką nadzieję… - odpowiedziała z rezygnacją Hermiona. Ginny pokręciła głową i uśmiechnęła się po chwili.
- Chodź, Hermiono. Musisz mi dużo o nim opowiedzieć – mrugnęła do niej znacząco, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko i razem z przyjaciółką ruszyła lodowym tunelem, rozmawiając i śmiejąc się po drodze.
            Kiedy weszły już do zamku i przechodziły przez oświetlone świecami korytarze usłyszały dobrze znajome głosy i od razu uśmiechy zeszły z ich rumianych twarzy. Przyśpieszyły, aby szybko dotrzeć na miejsce. Już na zakręcie ukazały im się dwie wysokie sylwetki. Rudy chłopak zażarcie kłócił się o coś z blondynem.
- Jeszcze raz się odezwiesz w ten sposób, Malfoy, a mocno pożałujesz. – zagroził mu Ron, na co Malfoy tylko parsknął śmiechem.
- Bo niby co ktoś taki jak ty mógłby mi zrobić? Jesteś takim samym gamoniem jak Longbottom.
- Co tu się dzieje? – spytała ostro Hermiona, przerywając im sprzeczkę. Malfoy przewrócił oczyma.
- Jeszcze tylko Pottera tu brakuje i paczka w komplecie – zadrwił. Ron zaciskał gniewnie pięści. Malfoy patrzył na Hermionę, przeszywając ją wzrokiem, jednak nie dała się zwieść.
- Jeśli ponownie ruszysz Neville’a będziesz mógł się pożegnać ze swoją buźką, Malfoy – odwarknął, a blondyn cały się najeżył.
- Czy ty mi grozisz, Weasley? Nie masz pojęcia, w co się pakujesz – uśmiechnął się wrednie, a w jego oczach zapłonęła żądza mordu.
- Dość tego! – Hermiona stanęła bliżej Rona i mogła przysiąc, że Malfoy jeszcze bardziej się spiął.
- Proszę, proszę, coraz ciekawiej…
- O co chodzi z Nevillem? – Ginny zwróciła się do Rona, którego twarz przybrała kolor dojrzałej czereśni.
- Malfoy – wskazał palcem na blondyna, który patrzył na nich z pogardą. – Pobił się dzisiaj z Harrym, a kiedy Neville się wtrącił to oberwał jakimś zaklęciem w twarz i teraz leży w szpitalu! – rozgorączkował się rudzielec, a Hermiona popatrzyła z wyrzutem na blondyna, który widząc jej wzrok od razu się od nich oddalił.
- Co za tchórz… - szepnęła pod nosem Ginny. – Czy Neville… HERMIONO GDZIE TY IDZIESZ? – zawołała za nią, jednak dziewczyny już dawno przy nich nie było. Co tchu ruszyła za Malfoyem, który najwyraźniej słyszał jej kroki, jednak nie miał zamiaru się odwrócić ani zatrzymać.
            Wpadli do Pokoju Wspólnego, gdzie musiała się przeciskać między ludźmi, aby dopaść chłopaka. Musiała z nim poważnie porozmawiać. Zdziwiła się, kiedy Draco nie skręcił do swojego dormitorium, tylko poszedł dalej. Dogoniła go, gdy otwierał drzwi od jakiegoś nieznanego pokoju. Odwrócił się w jej stronę, a w jego pięknych szarych oczach szalała burza.
- Czego za mną idziesz, Granger? – warknął, patrząc na nią z góry. Kiedy jednak otworzyła usta, uchylił drzwi i wciągnął ją za sobą do środka. Zaniemówiła. Byli pokoju, w którym stały nierozpakowane walizki.
- Czyje to dormitorium? – spytała, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Malfoy podszedł do okna i odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
- Dostałem własny pokój.
- Ale… dlaczego? – nie rozumiała. Odwrócił się w jej stronę z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Drodzy profesorowie uznali, że jestem zbyt agresywny i nie powinienem na razie przebywać w towarzystwie swoich przyjaciół.
Hermiona milczała. Patrzyła dalej na Malfoya, który zirytowany odwrócił się w stronę okna, opierając się rękami o parapet. Jego blond włosy były potargane, jednak wyglądał naprawdę wspaniale. Jej rozczochrane włosy natomiast nie sprawiały takiego wrażenia. Jak zwykle żyły własnym życiem.
- Najwidoczniej mieli ku temu powody. Pobiłeś Harry’ego, a Neville trafił do szpitala. – powoli do niego podchodziła. Widziała, jak jego palce zaciskają się na krawędzi parapetu.
- Oczywiście, że mieli powody – odpowiedział niby spokojnie, jednak w jego głosie było tyle goryczy, że aż zmarszczyła brwi. – W końcu jestem synem pieprzonego śmierciożercy, po którym odziedziczyłem charakter. – wbił szary wzrok w krajobraz rozciągający się za oknem.
Hermiona oparła się o parapet i spojrzała na niego, widząc bok jego twarzy.
- Nieprawda. – odpowiedziała cicho. Odwrócił wzrok z nieba na nią i spojrzał prosto w oczy. Trochę się skrępowała i natychmiast spojrzała gdzieś indziej. Uśmiechnął się kpiąco.
- A co ty możesz o mnie wiedzieć, Granger?
Zagryzła dolną wargę. To prawda. Co ona mogła o nim wiedzieć? Przez wszystkie lata drwił z niej i szydził. Jednak odrzuciła wszystkie nieprzyjemne wspomnienia i starała się patrzeć na niego jak na kogoś, kto nie był jej odwiecznym nieprzyjacielem.
Malfoy zbliżył się do niej i oparł ręce o parapet po jej obydwu stronach. Był teraz tak blisko, że nie miała gdzie odwrócić wzroku. Serce mocno biło jej w klatce piersiowej, a oddech przyśpieszył. Mięśnie na ramionach chłopaka były spięte. Czuła ciepło jego ciała i słyszała spokojny oddech.
- Dlaczego wciąż tu jesteś? Nie boisz się, że tobie też bym mógł coś zrobić? – spytał cicho, jakby bardziej siebie. Popatrzyła mu w oczy, a po jej ciele przeszła fala gorąca. Był blisko. Zbyt blisko. Jej oddech był niespokojny. Dlaczego tak reagowała?
- Nie skrzywdziłbyś mnie – nie wiedziała, skąd wzięła odwagę, aby to powiedzieć. Przypomniało jej się, kiedy Malfoy zwierzył jej się, że nie skrzywdziłby nikogo, a tym bardziej jej. Jednak w ostatnich dniach pobił parę osób, skąd więc pewność, że i ona nie ostanie się jego ofiarą?
            Wstrzymała oddech, kiedy odgarnął z jej twarzy parę pasemek włosów, patrzył na jej zagryzioną wargę, a jego oddech stał się szybszy.
- Masz rację – odpowiedział cicho. – Mógłbym jednak zrobić zupełnie coś innego.
 Hermiona położyła dłonie na jego torsie, który również był cały napięty. Chciała go delikatnie odepchnąć, co najwyżej wyczuł.
- Jeśli chcesz, to mogę iść – Hermiona przełknęła ślinę. Jej głos drżał, a temperatura ciała powoli zaczynała się podnosić. Malfoy zdjął jej ręce z siebie, jednak ich nie puścił, tylko splótł jej palce ze swoimi i skrzyżował ich ręce za jej plecami. Poczuła się tak mała i bezbronna. To on tu dominował i sprawował kontrolę.
- Bardzo bym tego nie chciał, Granger. Możesz zostać tyle, ile tylko chcesz…
Czuła jego ciepły oddech na twarzy. Podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy, jednak to było błędem, bo automatycznie się zarumieniła. Nie mogła znieść tak bliskiego z nim kontaktu, ponieważ to było… złe. Nie czuła obrzydzenia, wręcz przeciwnie i właśnie dlatego powinna stamtąd pójść jak najszybciej. Draco puścił jej ręce i położył na biodrach, a ona wcale się nie wyrwała. Przyjemna fala przeszła przez jej ciało, dreszcze pieściły każdy jego skrawek. Jeszcze nigdy jej ciało tak nie reagowało. Rzadko się zdarzało, aby uczucia u niej przejmowały kontrolę nad rozumem.
Malfoy pochylił się nad nią lekko. Hermiona spanikowała i natychmiast odwróciła twarz, a serce wyskoczyło jej z piersi. Domyślała się, co chciał zrobić Malfoy i wręcz wychodziła ze skóry, aby oddać mu się, jednak wiedziała, że to by było nie w porządku w stosunku do Teodora.
            Chłopak najwyraźniej wyczuł, o co chodzi. Puścił ją i odsunął się, dając jej pełną swobodę ruchu. Nie była jednak w stanie wykrztusić ani jednego słowa, a tym bardziej się ruszyć. Było jej gorąco, ciało płonęło, a policzki były zaczerwienione. Spojrzała na chłopaka, który jak zwykle był opanowany i pewny siebie. To wszystko było jedynie pokrywką tego, co się w nim działo. Wychodził z siebie, jego zmysły były pobudzone.
- Malfoy… to wszystko... – zamknęła oczy, aby się skupić na jednej myśli. – Do tego nie powinno dojść.
- Do niczego nie doszło, Granger – uśmiechnął się szelmowsko, widząc jak nie potrafi dojść do siebie. On przynajmniej potrafił to ukryć. Niestety widok Granger w takim stanie działał na niego jeszcze bardziej pobudzająco. Odgarnęła włosy z twarzy.
- Powinnam już iść – oznajmiła i ruszyła stronę drzwi.
- Jeśli musisz… - wzruszył ramionami.
- Muszę. – powiedziała cicho i odwróciła wzrok. Nacisnęła klamkę, kiedy usłyszała jego głos za swoimi plecami.
- Będę czekać, Granger.
Spojrzała na niego. Patrzył na nią głodnym wzrokiem. Nigdy by nie pomyślała, aby mężczyzna reagował na nią w taki sposób. Poprawił przekrzywiony krawat.
- Na co? – spytała, chociaż rozum podpowiadał jej, aby uciekała stamtąd jak najszybciej.
- Na ciebie – uśmiechnął się. Nie mogła powstrzymać się od delikatnego uśmiechu.
- Chyba nie myślisz, że wrócę tutaj, aby być z tobą sam na sam?
W jego oczach zatańczyły ogniki.
- Z czasem nie wytrzymasz i sama wrócisz. Ja to wiem.
Prychnęła i wyszła, nie zaszczycając go spojrzeniem. Nie podobała jej się ta pewność, z jaką to powiedział. Im dalej od niego była, tym oddech się uspokajał, a temperatura opadała.

            Przekręcała się w łóżku z boku na bok. Wszystko jej przeszkadzało. Zrzuciła z siebie kołdrę, nie mogąc znieść gorąca. Napiła się wody stojącej obok łóżka i zamknęła oczy. Słyszała spokojne oddechy swoich przyjaciółek, które już dawno zasnęły. Próbowała wyciszyć myśli. Dochodziła druga w nocy, a ona nie potrafiła przestać myśleć o tym chłopaku. Wciąż zastanawiała się, co by było, gdyby jednak nie odwróciła głowy. To było niemożliwe. Nierealistyczne, zadziwiające.
Draco Malfoy naprawdę chciał ją pocałować. 

~~~~~~~~~~~~~~
Jestem, jestem! :D  
Jak obiecywałam, notka na początku weekendu. Kolejna zapewne pojawi się za tydzień. Dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Uwielbiam je czytać i poznawać Wasz punkt widzenia oraz domysły ;*
Pozdrawiam 
Sheireen ♥

sobota, 21 listopada 2015

Prezent

WRÓCIŁAM! 
Jestem taka zadowolona, że mogę znów wstawiać tutaj rozdział i się z Wami dzielić tą historią. Co prawda rozdziały miały być krótsze, ale tak zatęskniłam za pisaniem, że wyszło 7 stron xd 
Nie będę dużo gadać. Kolejny rozdział zapewne pojawi się w następny weekend ;)
Kocham Was, naprawdę jestem wdzięczna, że oczekiwaliście
Sheireen ♥

          Hermiona obudziła się w swoim łóżku całkowicie wypoczęta. Otworzyła oczy i ujrzała jasnoniebieski kolor ścian swojego pokoju. Pomimo tego, że lubiła się uczyć, doceniała dni wolne, dzięki którym mogła się wyspać i odpocząć. Popatrzyła w okno i zobaczyła jak białe płatki śniegu opadają powoli na jej parapet. Wstała natychmiast i podbiegła do okna. Uwielbiała pierwszy śnieg. Za każdym razem z zafascynowaniem patrzyła jak białe płatki powoli pokrywają świat, zmieniając jej krajobraz w białą krainę.
          Dzisiaj wieczorem jechała do Nory i miała tam spędzić ostatni dzień, aby ponownie wyjechać do Isellnar. Stos paczuszek i prezentów leżał obok jej biurka. Jak zwykle kupiła przyjaciołom i rodzicom prezenty na Mikołajki. Pościeliła łóżko i wyjęła z szafy jakieś ciepłe, wygodne i zarazem ładne ciuchy, ponieważ razem z mamą szykowała obiad dla rodziny. Około czwartej mieli zjawić się jej dziadkowie, których nie widziała od wieków, ponieważ parę lat temu przeprowadzili się do Irlandii.
          Poszła do łazienki i po porannym prysznicu ubrała się i uczesała włosy w ładnego kucyka, który wyjątkowo nie był tak bardzo puszysty. Zeszła na dół, gdzie rodzice już pili herbatę. Pan Granger siedział w fotelu, czytając jakąś mugolską gazetę sportową, natomiast pani Granger przygotowywała deser na dzisiejszy wieczór, przy okazji oglądając program kulinarny w telewizji. Przywitała się z rodzicami i zasiadła do śniadania, które stało już i czekało na nią na stole.
          Z niecierpliwością oczekiwała wieczoru, ponieważ nie mogła się już doczekać wręczenia prezentów. Poszła na górę, gdyż musiała spakować swoje rzeczy, aby po kolacji być gotową na wyjazd do Nory. Włożyła swoją ulubioną płytę i pogłośniła delikatnie, aby czas szybciej jej zleciał. Nagle usłyszała przytłumione pukanie do okna i natychmiast się odwróciła, aby wpuścić zmarzniętą sowę do środka. Nawet jako osoba nieposiadająca tego zwierzęcia miała przy sobie trochę pokarmu właśnie na takie przypadki. Wyczarowała miseczkę z wodą i nasypała trochę przysmaku dla sów na biurko, aby zwierzę mogło się ogrzać i zregenerować siły na kolejną podróż. Następnie odwiązała Proroka Codziennego od jej nóżki i wrzuciła parę knutów do małej sakiewki, którą sówka miała przy sobie.
          Wypuściła ptaka i usiadła na łóżku z gazetą. Na pierwszej stronie widniała znajoma twarz. Draco Malfoy w czarnym garniturze obok swojej matki, której twarz była zakryta czarną woalką.
Śmierć Lucjusza Malfoya – skandal na pogrzebie.

Dnia 5 grudnia pożegnaliśmy Lucjusza Malfoya, który zmarł w jednej z cel w Azkabanie, wykończony przez dementorów. Dawny wysoko postawiony urzędnik Ministerstwa Magii oraz późniejszy śmierciożerca umarł w wieku 46 lat, zostawiając na świecie żonę Narcyzę Malfoy oraz swojego jedynego potomka – Dracona Malfoya.

„Kiedy tylko reporterzy i fotografowie pojawili się na pogrzebie Lucjusza Malfoya, jego syn automatycznie wyrzucił nas z wydarzenia.” – relacjonuje oburzona Rita Skeeter, która oznajmiła również, że młody Malfoy był bardzo agresywny i bez powodu zdenerwował się na dziennikarzy. Matka Dracona nic nie powiedziała, stojąc nad trumną męża i przelewając gorzkie łzy. 
Skandal, który zaszedł na pogrzebie u rodziny Malfoyów zrodził w głowie niektórych osób jedno niepokojące pytanie. Co jeśli Draco Malfoy odziedziczył charakter i ową agresywność po ojcu? Miejmy nadzieję, że nie zejdzie na złą drogę tak jak Lucjusz Malfoy. 

          Hermiona z niedowierzaniem rzuciła gazetę na biurko. Owszem, Lucjusz Malfoy nie był może zbyt dobrym czarodziejem, jednak nawet jego śmierć nie zasługiwała na tak haniebne opisanie. Zrobiło jej się żal Dracona. „Był agresywny bez powodu”? Jakoś nie mogła w to uwierzyć, a wzmianka o Ricie Skeeter jeszcze bardziej potwierdzała fałszywość tych słów. Co za wredna jędza! Jak można oczerniać rodzinę zmarłego przed całym światem czarodziejów?
          Około czwartej usłyszała dzwonek do drzwi i natychmiast zbiegła po schodach, aby powitać dziadków. Jej rodzice już wpuścili ich do domu i właśnie witali się w holu. Hermiona uśmiechnęła się i przytuliła babcię i dziadka, którzy wyglądali tak samo jak wtedy, kiedy ich ostatni raz widziała. Kiedy zasiedli do obiadu zaczęły się rozmowy na temat Irlandii oraz ich codziennego życia. Hermiona bardzo starała się słuchać, jednak jej myśli ciągle zaprzątał artykuł na temat śmierci Lucjusza Malfoya. Nie było jej żal tego człowieka, jednak nie mogła się pozbyć z głowy Dracona, który zapewne nie świętował tego dnia tak, jak powinien.
- Skarbie, o czym tak myślisz? – usłyszała głos swojej mamy, co natychmiast wyrwało ją z zamyślenia.
- To nic takiego, mamo, przepraszam. – powiedziała i odgoniła od siebie myśli o Draconie Malfoyu. Podniosła szklankę z napojem, aby czymś się zająć. Babcia jednak spojrzała na nią z uśmiechem.
- Powiedz mi, młoda panno, czy masz już jakiegoś kandydata na przyszłego męża? Bardzo chętnie przywitałabym prawnuki.
Hermiona zakrztusiła się piciem i natychmiast je odłożyła. Dziadek i tata automatycznie zaczęli rozmawiać o czymś innym, aby uniknąć krępującego tematu.
- Mamo! – pani Granger popatrzyła na starszą kobietę z oburzeniem. – Hermiona jest jeszcze zbyt młoda, na razie najważniejsza jest nauka.
- No to przynajmniej powinna przyprowadzić ci zięcia, na to nie jest za młoda.
- Gdyby miała, to zapewne by mi powiedziała, prawda Hermiono? – mama popatrzyła na nią znacząco, a Hermiona ochoczo pokiwała głową. – Sama widzisz.
          Dziewczyna odetchnęła z ulgą, kiedy babcia dała spokój z tym tematem. Natychmiast myślami powędrowała do Notta. Czy on liczył się teraz jako jej chłopak? Chyba tak, chociaż ciężko jej było to przełknąć. Bardziej myślała o nim jako o przyjacielu niż potencjalnym kandydacie na męża. Jeśli miała być szczera, to nikogo sobie nie wyobrażała w tej roli. Była zdecydowanie za młoda na takie tematy.
          Kiedy pożegnała się z dziadkami, pomogła mamie posprzątać w kuchni (pani Granger zdecydowanie wolała robić wszystko po mugolsku, dlatego Hermiona nie używała przy tym różdżki). Wieczorem już była gotowa do teleportowania się do Nory. Po wręczeniu sobie prezentów Hermiona pożegnała się z rodzicami i już po chwili znalazła się w ogródku Weasleyów, gdzie została zasypana przez lawinę śniegu. Przeklęła w myślach. Że też akurat musiała teleportować się prosto w zaspę.
          Państwo Weasleyowie jak i ich dzieci powitali ją z radością i od razu zaprosili na obiad, jednak grzecznie odmówiła. Ron i Harry zbiegli po schodach i wyściskali ją na powitanie. Natychmiast pomogli jej zabrać walizki i zanieśli do pokoju Ginny, która pomagała pani Weasley przy kolacji. Wręczyła Ronowi i Harry’emu prezenty, składające się przeważnie z samych słodyczy, ponieważ wiedziała, że z tego chłopcy ucieszą się najbardziej. Dla Ginny kupiła perfumy, które zamierzała jej dać, gdy tylko dziewczyna pojawi się w swojej sypialni.
- Widziałaś już najnowszego Proroka, Hermiono? – zagadnął Ron, rozkładając się na łóżku siostry. Harry usiadł w wygodnym fotelu, zajadając Fasolki Wszystkich Smaków, a Hermiona usiadła blisko pieca, aby się ogrzać.
- Tak, Ron, widziałam.
- Niezłe przedstawienie musiało być. Ten Malfoy to totalny świr, skoro zrobił awanturę na pogrzebie własnego ojca. – skomentował Ron, na co Harry wzruszył ramionami.
- Trochę mu się nie dziwie, chociaż w ogóle mu nie współczuje. Może w końcu przestanie się tak panoszyć po szkole. – mruknął Harry. Hermiona skuliła się przy piecu i ponownie się zamyśliła.
- A co ty na to, Hermiono? – spytał Ron, podpierając się na łokciu, aby lepiej ją widzieć.
- Myślę, że też nie byłabym zadowolona, gdyby Rita Skeeter przyszła szukać sensacji na pogrzebie kogoś z mojej rodziny. Malfoy nie zasłużył na to, aby napisała tak o nim w artykule.
Ron najwidoczniej chciał już coś powiedzieć, najwyraźniej oburzony, jednak po chwili zmarszczył brwi.
- Może i masz rację. Ta Skeeter to wredna baba, jednak trzeba przyznać, że Malfoy ma coś nie tak z głową.
- Możemy przestać gadać o Malfoyu? – spytał Harry zirytowany. - Widzę go codziennie w szkole i będę widywać przez kolejne trzy lata, więc przestańcie o nim mówić.
          Po chwili przyszła Ginny, więc Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy temat się zmienił. Zaczęli rozmawiać o świętach i o tym jak spędzili dni wolne. Ron jak zwykle dostał kasztanowy sweter, a Harry szmaragdowy, aby pasowało do jego oczu. Hermionie zaś pani Weasley uszyła śliczny, czerwony sweterek, który od razu na siebie zarzuciła, chcąc sprawić przyjemność tej kochanej kobiecie.
- Chyba będę musiał zaoszczędzić na ogromną szafę, bo wydaje mi się, że będę dostawać kasztanowe swetry do końca swojego życia – mruknął Ron, kiedy razem z rozweselonym Harrym wychodzili z pokoju dziewcząt. Ginny zapaliła świeczki zawieszone na malutkiej choince, stojącej w rogu pokoju. Hermiona musiała spać na rozkładanym łóżku, ponieważ na święta przyjechali wszyscy Weasleyowie, a nawet ciężarna Fleur z Billem.
          Hermiona wręczyła Ginny perfumy, które po prostu zawróciły dziewczynie w głowie, a sama wręczyła Hermionie zestaw magicznych kosmetyków. Nagle usłyszały pukanie do okna, za którym siedziała nieznajoma sówka. Ginny wpuściła ją do środka zaskoczona, a zwierzę natychmiast podleciało do Hermiony. Miało ze sobą mały pakunek i list. Zaciekawiona Ginny zamknęła okno i usiadła zaciekawiona obok Hermiony, aby zobaczyć, co też jej przyjaciółka dostała i od kogo. Hermiona rozpakowała pakunek i jej oczom ukazał się jeden z nielicznych oryginalnych egzemplarzy dzieł Williama Shakespeare’a, oraz krótki liścik.

„Przypomniało mi się, jak kiedyś opowiadałaś o swoich ulubionych mugolskich pisarzach. Sam zaopatrzyłem się w taki tom, aby bliżej poznać Twoje zafascynowanie. Mam nadzieję, że prezent Ci się spodoba, ja sam dziękuję za prezent, Sherlock Holmes jest świetny.
Nie mogę się doczekać, aż zobaczę cię w Isellnar i podzielimy się opinią i przemyśleniami na temat otrzymanych książek. – Teodor.”

          Hermiona uśmiechnęła się i przycisnęła do piersi egzemplarz dzieł Shakespeare’a. Nie mogła uwierzyć, że Nott pamiętał, o czym mu opowiadała. Ginny wychodziła ze skóry, aby dowiedzieć się, od kogo jest list.
- Od Teodora – powiedziała krótko Hermiona, nie chcąc narażać się na liczne pytania przyjaciółki.
- Dlaczego przysłał ci tak trudno dostępny prezent? – zaciekawiła się. Hermiona podeszła do stolika i położyła na nim książkę, aby Ginny nie widziała jej twarzy, ponieważ się zarumieniła.
- Jesteśmy przyjaciółmi, więc dajemy sobie prezenty tak samo jak to jest z nami, Ginny. – Hermiona nie była gotowa powiedzieć przyjaciółce o swoim związku z Teodorem.
Rudowłosa najwyraźniej odpuściła, jednak Hermiona wiedziała, że nie jest głupia i nie da się zbyć byle komentarzem.

          Isellnar wyglądało pięknie. Całe ośnieżone prezentowało się bajecznie. Jezioro były zamarznięte, a drzewa z lasu uginały się pod ciężarem śniegu. Na oknach zamku szron namalował przepiękne kształty. Korytarze i sale przyozdobione były licznymi choinkami, światełkami i śniegiem. Sople lodu zwisały z poręczy schodów. Duchy śpiewały kolendy w różnych miejscach w zamku. Niestety nauka zaczęła się pełną parą. Najwyraźniej nauczyciele uznali, że studenci wystarczająco wypoczęli, aby ponownie stawić czoła nauce i wyzwaniom. Na transmutacji uczyli się zmieniać ogromne przedmioty w zwierzęta, na eliksirach przygotowywali niezwykle skomplikowane receptury, a na obronie przed czarną magią pojedynki były zacięte jak nigdy. Jednymi słowy – Hermiona była w siódmym niebie, czego nie można było powiedzieć o innych uczniach.
          Harry przeklinał eliksiry, a Ron numerologię. Ginny jednak miała najwięcej powodów do narzekania, ponieważ codziennie przychodziła zmarznięta i przemoczona z treningów quidditcha. Powiedziała, że profesorowie postawili teraz bardziej na teorię, ponieważ nie chcą ryzykować zdrowia uczniów.
          Jednak było coś, co od razu rzuciło się w oczy po przyjeździe do Isellnar. Malfoy. Chłopak chodził po zamku jakby nieobecny. Był niemiły i odtrącał wszystkich dookoła. Hermiona usłyszała, że miał nawet sprzeczkę z Zabinim, jednak nie miała pojęcia, ile prawdy było w tych plotkach. Wszędzie, gdzie się pojawił składano mu kondolencje, co jeszcze bardziej podwyższało mu ciśnienie. Hermiona obserwowała, jak nerwowo zaciska dłonie i powstrzymuje się od przyłożenia osobie, która próbowała go przekonać, jak niezwykle przykro jej jest z powodu śmierci Lucjusza Malfoya.
Zdecydowanie mu nie zazdrościła. Gdyby była w jego skórze, schowałaby się gdzieś, gdzie nikt nie przypominałby jej o tym przykrym wydarzeniu. Nie dziwiła mu się, że chciał pobyć sam, jednak Malfoy zaczął również opuszczać zajęcia i pyskować profesorom.
          Pewnego chłodnego, zimowego dnia Hermiona siedziała nad stertą esejów i książek. Studenci powoli wychodzili z salonu, aby wykąpać się i pójść spać, jednak ona musiała się uczyć, jeśli chciała zaliczyć jutrzejszy test jak najlepiej. Kiedy w pokoju już nikogo nie było, skrobała piórem po pergaminie, aby dokończyć wypracowanie na zaklęcia. Popatrzyła sennie w kominek, w którym ogień powoli dogasał. Miała ochotę pójść spać, kiedy nagle usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła się i dostrzegła ciemną, wysoką sylwetkę Dracona Malfoya, który również dostrzegł czyjąś obecność. Westchnął zirytowany.
- Co ty tutaj robisz, Granger? – spytał, opierając się o blat biurka, na którym leżały dziesiątki książek. Stłumiła ziewnięcie.
- Uczę się do egzaminu.
- Zdecydowanie za bardzo się tym przejmujesz – wzruszył ramionami blondyn. Popatrzyła na niego z degustacją.
- Może i za bardzo, ale przynajmniej choć trochę przejmuję. O ile wiem, ciebie już nic nie obchodzi od ponad tygodnia.
Uśmiechnął się.
- Jestem dorosły i nikt nie ma prawa mi mówić, kiedy i na co mam się uczyć.
Popatrzyła na niego z pobłażaniem.
- I właśnie te słowa potwierdzają, jak bardzo niedojrzały jesteś. Skoro przyjechałeś do Isellnar, automatycznie zgodziłeś się na ich warunki. – odpowiedziała i wstała z krzesła, aby spakować swoje rzeczy do torby. – W ogóle co ty tutaj robisz o tak później porze? – popatrzyła na niego, mrużąc oczy.
- Nie twoja sprawa, Granger – odpowiedział, pomagając jej zebrać ostatnie książki i papiery. – Mam ochotę wyjść na spacer.
Miała właśnie mu coś powiedzieć, ze jest niepoważny, jednak wzięła głęboki oddech i usiadła na kanapie obok kominka.
- Jak ty to wszystko wytrzymujesz z takim spokojem? – spytała, a Draco spojrzał na nią z zaciekawieniem. Po chwili usiadł obok niej. Hermiona podkuliła kolana pod brodę.
- Wierz mi, Granger, gdybym tylko się nie powstrzymywał, to przyłożyłbym już dziesiątkom ludzi w tej szkole. Nawet nie znały mojego ojca, a mówią, jak to bardzo jest im przykro – prychnął najwidoczniej się rozkręcając. – Natomiast ty go znałaś. I nic nie mówisz.
Popatrzyła na niego, marszcząc brwi. Nie bardzo wiedziała, o co Malfoyowi chodzi.
- Nie jest mi szkoda twojego ojca, tylko ciebie – powiedziała cicho, spuszczając wzrok na podłogę.
- Nie potrzebuję litości – warknął.
- To nie jest litość. – odpowiedziała. – Po prostu wiem jak to jest kogoś stracić. – położyła się lekko na kanapie, czując jak sen powoli ją dopada. Wiedziała, że głupio byłoby tu zasnąć, jednak to było silniejsze od niej.
- Może cię to zdziwi, ale ja nie żałuję jego śmierci tak, jak syn powinien żałować. Proszę bardzo, możesz sobie myśleć, że jestem okropny, ale taka jest prawda. – wzruszył ramionami, ale nie potrafił na nią spojrzeć.
- Nie mam zamiaru cię osądzać…
- To dziwne, ale jesteś jedyną osobą, której nie mam ochoty zamordować, kiedy o tym mówię. – powiedział z irytacją Draco, a Hermiona delikatnie się roześmiała.
- Cóż… - uśmiechnęła się. – Najwyraźniej jestem wyjątkowa. – zażartowała.
Popatrzył na nią i przysunął się do niej. Nie odsunęła się, ponieważ jej czujność była przytłumiona przez zmęczenie.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo – odpowiedział cicho, a Hermiona poczuła jak dreszcz przechodzi po jej ciele.
- Chyba… chyba chciałeś się gdzieś przejść, prawda? – przypomniała sobie.
- Chciałem.
- W takim razie cię nie zatrzymuję – odpowiedziała.
- Postanowiłem zostać – popatrzył na nią magnetyzująco, mówiąc ochrypłym głosem.
- Malfoy, czy ty się dobrze czujesz? - spytała lekko zaniepokojona jego zachowaniem. Jednocześnie była tak zmęczona, że powieki same jej się zamykały.
- Coraz lepiej, Granger. - wstał z kanapy i podszedł do stolika, gdzie zostały jeszcze przekąski i napoje po imprezie, aby sobie nalać piwa kremowego. Uśmiechnął się pod nosem. Kiedy był z Granger sam na sam nie myślał o tych wszystkich latach, kiedy się nienawidzili ani o tym, że jest przyjaciółką Pottera i Weasleya. Była tylko ona i wyłącznie to się liczyło.
          Odwrócił się, aby ponownie usiąść obok niej, kiedy zauważył, że dziewczyna zasnęła. To niewiarygodne z jaką łatwością jej to przyszło, podczas gdy on miał problemy z zaśnięciem. Podszedł do dziewczyny i delikatnie wziął ją w ramiona. Ostrożnie i cicho wszedł do jej sypialni, gdzie na szczęście jej towarzyszki już spały. Położył ją do pustego łóżka, nie bardzo mogąc uwierzyć w to, co właśnie zrobił. To zupełnie do niego nie pasowało. Przykrył dziewczynę kołdrą, a ona delikatnie się przeciągnęła i uśmiechnęła pod nosem. Powoli, bardzo powoli wycofał się i zamknął drzwi. Miał nadzieję, że Granger nie będzie nic z tego wszystkiego pamiętać...