wtorek, 28 lipca 2015

Początek Problemów



Hermiona nie mogła przez chwilę wyksztusić ani jednego słowa. Przed nią stała czarnowłosa Millicenta Bulstrode, która jak zawsze przerażała swoją tęgą i silną sylwetką, która w niczym nie przypominała sylwetki kobiety. Patrzyła na nią chłodno, świdrując wzrokiem jak największego wroga, co zbytnio nie zdziwiło Hermiony. Millicenta patrzyła tak na każdego.
- Jest Teodor? – spytała, ignorując uwagę o szlamie, ponieważ nie miała ochoty wdawać się w kłótnie z tą dziewczyną.
- A co ciebie to obchodzi? – naskoczyła na nią, przez co w Hermionie krew się zagotowała.
- Zadałam normalne pytanie i oczekuję normalnej odpowiedzi – odpowiedziała, nie dając się wyprowadzić z równowagi.
- Teodor jest zajęty. – uśmiechnęła się krzywo i już miała zamknąć jej drzwi przed nosem, kiedy najwyraźniej ciekawość wzięła górę nad podłością. – Co od niego chcesz?
Hermiona zacisnęła usta w wąską kreskę, ale po chwili odpowiedziała:
- Nic takiego. Możesz przekazać tylko, że byłam.
- Oczywiście – uśmiechnęła się szyderczo Millicenta i zamknęła jej drzwi przed nosem. Hermiona poszła do swojego dormitorium, zastanawiając się, co też Bulstrode robiła w pokoju Teodora i dlaczego nazwała go swoim Teodorem. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że Nott i Bulstrode mają się ku sobie, ale szybko wypleniła z głowy ten pomysł. Teodor przecież wspominał, że jej nie znosi. W takim razie co ta dziewczyna robiła w jego dormitorium?
Zgarnęła książki ze swojego łóżka i pochowała je do małej półeczki, która stała obok niego. Poprawiła zasłony, aby wpuściły więcej światła. Daremnie, ponieważ niebo było wciąż szare i pochmurne. Usiadła z książką na łóżku i pogrążyła się w czytaniu. Nagle usłyszała pukanie do okna i zobaczyła za nim czarnego puchacza. Otworzyła okno, aby wpuścić sówkę, a ta z wielką gracją usiadła na jej biurku, wyciągając nóżkę. Podeszła do niej, aby odpiąć list, co nie było takie łatwe, ponieważ sówka co jakiś czas szczypała ją dziobem w palce. Po paru przekleństwach, które padły z jej ust, udało jej się odwiązać kawałek pergaminu, a puchacz spojrzał na nią z pogardą, zahuczał parę razy i machnął skrzydłami, aby od niego odeszła. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziała tak wrednej sowy.
Usiadła na łóżku i rozwinęła rulonik pergaminu. Zdziwiła się, widząc zgrabne, pochyłe pismo. List był krótki i całkowicie zrozumiały.

Przyjdź do mnie w tej chwili, mamy do wyjaśnienia pewną sprawę.
D.M.

Zżerała ją ciekawość, o co też chodzi Malfoyowi, ale wiedziała, że nie może tak po prostu stawić się na jego pierwsze zawołanie. Za kogo on się miał? Nie był panem świata. Wzięła do ręki pióro i zamoczyła je w atramencie, a następnie napisała pod spodem parę słów:

Drogi Malfoyu!
Chciałabym Cię poinformować, że na wstępie listu zawsze piszemy, do kogo on jest. Skąd mogę mieć pewność, że ta wiadomość jest do mnie, a nie przypadkiem do Luny albo Ginny? Napisz mi lepiej, o co chodzi, ponieważ nie mam czasu, a nie chcę go tracić na bezsensowne rozmowy.
Hermiona Granger

P.S: Twoja sowa ma taki sam charakter jak jej właściciel, więc naucz ją nie atakować ludzi, ponieważ następnym razem wróci bez piór.
Podeszła do sowy, która niechętnie wystawiła nóżkę, a kiedy Hermiona zawiązywała jej pergamin, ta ponownie dziabnęła ją w palec, który natychmiast oblała strużka krwi. Sówka zahukała z zadowoleniem.
- Następnym razem wyrwę ci te twoje śliczne, czarne piórka, obiecuję. – spojrzała na nią gniewnie, przez co stworzonko zrobiło wielkie oczy i siedziało posłuszne jakby nigdy nic.
Kiedy już sowa odleciała, bez problemu dając sobie zawiązać list, Hermiona wróciła do czytania, ale nie mogła się zbytnio skupić. Wciąż chodziło jej po głowie to, o czym też Malfoy chce z nią porozmawiać. Odłożyła książkę i rzuciła zaklęcie gojące na małą rankę, z której sączyła się krew. Dlatego też, kiedy puchacz ponownie wleciał przez okno, była już gotowa aby jak najszybciej odwiązać list i go przeczytać. Rzeczywiście, tym razem sówka nie sprawiała jej większych kłopotów, ale patrzyła na nią morderczym wzrokiem.

Najukochańsza Hermiono Granger!
Tak się składa, że moja sowa nie jest głupia i wie, komu ma dostarczyć list. Doprawdy przykro mi było widzieć ślady krwi na pergaminie, ale wiedz, że jeśli Emerald* wróci bez piór, dla Ciebie także źle się to skończy. Chcę porozmawiać o Teodorze. Niedawno wpadł do mnie do pokoju z pytaniem, co też Ci zrobiłem, dlatego domagam się, abyś tutaj przyszła.
D.M.

Hermiona zrobiła zdumioną minę. Przecież Millicenta miała przekazać Teodorowi, że była, aby się z nim zobaczyć. Najwidoczniej zaszło jedno wielkie nieporozumienie. Och, co za wstyd…
Przegnała sówkę bez odpowiedzi z powrotem do właściciela i natychmiast udała się do dormitorium Malfoya. Już miała zapukać, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Blaise Zabini.
- Szlama jest powodem, dla którego mam wyjść, bo chcesz spokojnie porozmawiać? – oburzył się, patrząc na Malfoya, który stał za nim. – Draco, ja naprawdę nie chcę spać w szlamie.
- Szlam dla ciebie to luksus, zważywszy na ten parszywy jad, który wokół siebie wytwarzasz, Zabini – warknęła zdenerwowana Hermiona, nie mogąc już znieść tego wrednego słowa.
Czarnoskóry zmrużył gniewnie oczy.
- Nie bądź taka cwana, bo kiedyś Ci się za to odwdzięczę.
Wyminął ją tak, aby tylko jej nie dotknąć, a ta pokazała w jego stronę obraźliwy gest i przeklęła go pod nosem. Weszła do środka, ale zatrzymała się przy samych drzwiach, aby po wyjaśnieniu wszystkiego od razu wyjść.
- Siadaj, Granger. – powiedział Malfoy, podchodząc do małej szafki. – Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję – odpowiedziała sztywno.
 - Rad jestem, że moja sowa wróciła cała i zdrowa. – zażartował blondyn, opierając się o biurko.
- Szkoda tylko, że oblepiona szlamem, prawda? – w jej głosie słychać było pretensje. Nie chciała tutaj przebywać. Zabini zawsze źle na nią działał.
Draco zacmokał.
- Granger, daj spokój, przecież wiesz, że mam to gdzieś…
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć – mruknęła pod nosem. – Jednak nie po to tutaj przyszłam.
- Racja. Możesz mi wyjaśnić to dziwne zachowanie Teodora?
Wzruszyła ramionami.
- Najwidoczniej się o mnie martwił, bo długo do niego nie wracałam.
Draco skrzywił się, ale nic nie odpowiedział. Nie miał jakoś ochoty słuchać o relacji Granger-Nott. Krew mu się gotowała na samą myśl o tym.
- Zapewne. Mniejsza z tym, mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy. – westchnął dość ciężko i usiadł na kanapie.
- Ja również – odpowiedziała Hermiona krótko. – Mogę już iść?
Popatrzyli na siebie przez krótką chwilkę. Draco wiedział, że oboje dziwnie się czują w swoim towarzystwie, a Granger wręcz nie ma ochoty być z nim w jednym pokoju. Natomiast on… chętnie posiedziałby z nią dłużej. To takie… niezrozumiałe. Przecież się nienawidzili. A może nadal jedna strona nienawidzi drugiej? Ciągle powtarzał sobie w głowie, że to szlama, Granger, przyjaciółka Pottera, ale jakoś nie potrafił jej nienawidzić. Wszystko przez ten jeden przeklęty dzień Balu Bożonarodzeniowego, gdzie przyćmiła inne dziewczyny. To niepojęte jak ten dzień zmienił kolejne lata. Żałował, że nigdy nie było mu dane zatańczyć z nią w tamtej chwili.
- Wszystko z porządku? – jak przez mgłę usłyszał głos Granger, która najwidoczniej zaniepokoiła się, widząc jego zamyślenie. Ocknął się i dostrzegł że nieco się do niego zbliżyła. Przejechał dłońmi po twarzy i przeczesał włosy palcami, aby się otrząsnąć.
- Tak, wszystko w jak najlepszym porządku. – mruknął i spojrzał na dziewczynę, która zagryzła delikatnie wargę i marszczyła czoło najwidoczniej mocno o czymś myśląc.
- Jesteś naprawdę blady… - zaczęła, a Draco się uśmiechnął.
- Tak się składa, że taką mam po prostu karnację.
Przewróciła oczyma.
- To nie jest ten rodzaj bladości, Malfoy, nie jestem przecież głupia. Poza tym masz podkrążone oczy, a to niecodzienny widok.
- Zaraz uznam, że mi się wnikliwie przyglądasz. – posłał jej szelmowski uśmiech, a Hermiona delikatnie się zarumieniła, co trochę go zainteresowało.
- Nie pochlebiaj sobie – zgasiła jego myśli i usiadła obok niego, ostrożnie, jakby siadała na kanapie wykonanej ze szpilek. – Naprawdę uważam, że powinieneś coś ze sobą zrobić. Wyglądasz okropnie.
- Hmm, miło z twojej strony – zauważył Malfoy z ironią. Jeszcze nikt nigdy nie powiedział mu, że wygląda źle, a co dopiero okropnie. – Nie jestem chory, tylko zmęczony. Ostatnimi czasy nie sypiam za dobrze.
Hermiona myślała przez chwilę.
- Może powinieneś pójść do Uzdrowicieli po jakiś eliksir nasenny. – zaproponowała. Trochę się martwiła o tego chłopaka, który siedział tuż obok. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Dlaczego nie dostrzegła tego wcześniej? Może to kwestia światła sprawiła, że sińce pod oczami stały się bardziej intensywne?
            Draco Malfoy uśmiechnął się do niej cwaniacko i obrzucił zaciekawionym wzrokiem.
- Dam sobie radę, nie musisz się o mnie martwić.
- Nie martwię… - zaprzeczyła, co nie zabrzmiało zbyt wiarygodnie.
- Właśnie widzę. Jestem dużym chłopcem, Granger, nie potrzebuję opiekunki.
- Dużym chłopcem... – zakpiła cicho. – Jakoś tego nie dostrzegłam.
- Doprawdy? – zainteresował się.
- Doprawdy – pokiwała głową. – Dla mnie zawsze będziesz się zachowywał jak ten wredny maminsynek, który myśli, że mu wszystko wolno.
Malfoy wyprostował się i spojrzał na nią spode łba.
- Rozwiń, Granger.
Hermiona jednak nie miała zamiaru odpowiadać.
- Ta rozmowa zeszła na złe tory – zauważyła i wstała, ale Malfoy był szybszy. Złapał ją za rękę i pociągnął, przez co niefortunnie usiadła na jego kolanach.
            W jednej chwili wszystkie odcienie czerwieni oblały jej twarz, a po ciele przeszedł dreszcz. Malfoy najwidoczniej także nie chciał do takiej sytuacji doprowadzić. Speszył się, ale po chwili musiał przyznać, że nawet mu to odpowiada. Czego nie można było powiedzieć o Hermionie. Ledwo stanęła na nogi, które były jak z waty.
- Merlinie, wyglądasz jakby ktoś cię oblał czerwoną farbą – roześmiał się Malfoy i wstał z kanapy. Hermiona zakryła twarz dłońmi i odwróciła się do niego plecami, nie chcąc, aby na nią patrzył. Nienawidziła go za to, do czego doprowadził.
- Co za żenująca sytuacja – jęknęła w dłonie, nie mogąc się otrząsnąć z tego, że siedziała na kolanach Malfoya. Usłyszała jak chłopak parska śmiechem.
- Moim zdaniem, to było ciekawe doświadczenie.
- Trzymać szlamę na kolanach? – zadrwiła, a w jej głosie słychać było lekkie zdenerwowanie. Nie wiedziała również, że tym komentarzem również niezadowoliła mężczyznę stojącego za nią.
- Przestaniesz się w końcu tak nazywać?
Hermiona odwróciła się do niego. Była oburzona. W oczach płonął ogień, a włosy się naelektryzowały. Wyglądała jak szalejąca burza.
- Pragnę przypomnieć, że byłeś pierwszą osobą, która mnie tak nazwała!
- Owszem, jednak już tego nie robię!
- Nie mówisz, ale myślisz!
- Nie wmawiaj mi czegoś, co nie istnieje!
- Przestań na mnie krzyczeć!
- Sama zaczęłaś!
- Nieprawda!
- Prawda!
- Nieważne, jesteś okropny – warknęła i popatrzyła na niego jak na coś obrzydliwego. Nie musieli krzyczeć, ponieważ dzielił ich zaledwie krok, jednak oboje byli już wyprowadzeni z równowagi.
- Brak ci argumentów, więc wyzywasz mnie od okropnych?  - zadrwił Malfoy.
- Po prostu mówię prawdę.
- W takim razie ja także powiem ci prawdę!
- Ależ proszę bardzo – zachęciła go, patrząc gniewnie.
- Jesteś zarozumiałą zołzą, Granger, która wścieka się o byle co.
- Ach tak? Odezwał się ten, który nie jest zarozumiały. Hipokryta! – spiorunowała go wzrokiem, dotknięta jego słowami.
- Ciągle zadzierasz nosa i uważasz się za lepszą!
- A ty niby nie?! Depczesz po ludziach, uważasz się za cholernego pana świata!
- Jeśli chodzi o naukę jesteś taka sama. Nie znosisz, gdy ktoś jest od ciebie lepszy i automatycznie się obrażasz.
- Za kogo ty się uważasz, że mi to wmawiasz? – spytała rozhisteryzowanym głosem.
- Hmm, pomyślmy, według ciebie za cholernego pana świata. – zironizował.
- W takim razie sam się ze mną zgadzasz – zauważyła.
- Możliwe. Widzisz, Granger, jaka świetna z nas para?
- Co ty chrzanisz?
- Panna zarozumiała i zarozumiały, ona zołza, a on cholerny pan świata. Obydwoje zachowują się jakby byli najlepsi. – zażartował, aby rozluźnić atmosferę, co niezbyt mu się udało. Granger wyglądała tak, jakby zaraz miała dokonać brutalnego morderstwa na pewnym blondynie.
- Nie masz pojęcia, jak zaraz oberwiesz.
- Czekam, skarbie.
- Słucham?
- Śmiało, uderz mnie. – zachęcił ją. Hermiona jednak rozluźniła się, ale tylko na tyle, aby nie dać w twarz Malfoyowi.
- W ten sposób nie mam z tobą szans. Rzucam ci wyzwanie. Jutro widzimy się na arenie podczas obrony przed czarną magią.
- Nie mogę się doczekać.
- Wierz mi, ja również.
Puścił jej oczko, a Hermiona tylko prychnęła niezadowolona. Wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami tak mocno, że Draco aż się zdziwił, iż nie wyleciały z zawiasów. Nie ma co, nie spodziewał się, że rozmowa może być tak zróżnicowana. Najpierw się o niego martwiła, bo wygląda na osłabionego, a skończyło się na tym, że chciała dojść do rękoczynów. I jak tutaj zrozumieć taką dziewczynę? Jak Bliznowaty i Rudzielec z nią wytrzymywali?! Była nieznośna. Nie chciał się z nią kłócić, ale każde jej słowo, ruch, doprowadzały go do białej gorączki. Musiał się przygotować do jutrzejszego pojedynku. Nie mógł wypaść źle w jej oczach. Nikt nie mógł go pokonać.
Ups…
Czyż nie o tym właśnie mówiła Granger?
Wcale nie zachowywał się jak pan świata, coś sobie ubzdurała! Ta kujonka zawsze była nienormalna i teraz się doskonale o tym przekonał.
Musiał jednak przyznać. Wściekła Hermiona Granger wyglądała naprawdę seksownie.

            Hermiona trzasnęła drzwiami i powstrzymała okrzyk złości. Nienawidziła Dracona Malfoya, nienawidziła Dracona Malfoya. Był okropnym człowiekiem z paskudnym charakterem i nie chciała mieć już z nim do czynienia. Jakim prawem wytykał jej błędy, kiedy sam nie był idealny?! I dlaczego ona w ogóle wciąż się przejmuje słowami tej fretki?!
Musiała się uspokoić… Szybko jednak nadeszła okazja, aby wyładować na kimś swoje emocje.
- Nie trzaskaj drzwiami, szlamo, bo zaraz dostaniesz równie mocno – warknął na nią Zabini, nie wiedząc, o co się prosi. Hermiona odwróciła się natychmiast w jego kierunku i uderzyła go w twarz.
- Nigdy, przenigdy tak do mnie nie mów, bo nie dorastasz mi nawet do pięt, Zabini! Odpieprz się ode mnie raz na zawsze! Ty i twoi chorzy na umyśle przyjaciele!
            I zniknęła mu z oczu, zanim mężczyzna zdążył się otrząsnąć po mocnym ciosie. Hermiona przeszła jak piorun przez wspólny salon, potrącając po drodze paru studentów. Mruczała pod nosem jakieś przeprosiny, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Nagle wpadła na rudowłosą osóbkę, która lekko się zatoczyła, ale nie upadła.
- Hermiono! Uważaj jak chodzisz – zwróciła jej uwagę Ginny. – Na Merlina, czy ty się dobrze czujesz?
- Pomijając fakt, że właśnie miałam mocną sprzeczkę z Malfoyem, zostałam obrażona i zwyzywana od zołz, a także dałam w pysk Zabiniemu, to czuję się świetnie. – prychnęła i oparła się o ścianę.
- Musisz ochłonąć i na spokojnie mi o wszystkim opowiedzieć – odparła Ginny, zupełnie przestając się boczyć na przyjaciółkę o te korepetycje. Oczywiście wiedziała, że one się tak skończą, ale nie miała zamiaru się tym chwalić. Jeśli Hermiona naprawdę uderzyła Zabiniego, to jej nie zazdrościła. Przyjaciel Malfoya był nieobliczalny i nawet ona wolała mu się nie narażać.
            Razem z Hermioną wyszły na błonia. Padał delikatny deszcz, ale Hermiona nawet nie zwróciła na to uwagi. Powoli odzyskiwała swój spokój, a rumieńce na twarzy zniknęły. Ginny wiedziała, że nadszedł czas na wyrzuty sumienia przyjaciółki. Zdziwiła się, kiedy do tego nie doszło.
- Nie żałuję niczego – odpowiedziała Hermiona, gdy przyjaciółka postawiła przed nią pytanie. – Ani trochę. Powiedzieliśmy sobie wszystko, co o sobie myślimy i wiem, na czym stoję. Zabiniego się nie boję, cieszę się, że dostał to, na co zasłużył.
Ginny nie była jednak tak optymistycznie do tego nastawiona.
            Podczas spędzonego razem czasu na błoniach, Hermiona tryskała szczęściem, co bardzo dziwiło Ginny. Cieszyła się, że mogą nareszcie normalnie porozmawiać, bez osób trzecich. Przez inne grafiki lekcji miały dla siebie bardzo mało czasu. Teraz jednak było jak za dawnych lat. Chciało jej się śmiać, kiedy sobie wyobraziła minę Zabiniego, gdy dostał od Hermiony, jednak jej obawa była o wiele większa. Wolała nie wiedzieć, jak może się skończyć zajście temu człowiekowi za skórę.

            Hermiona czytała spokojnie książkę w bibliotece, która lada chwila miała zostać zamknięta. Zbliżał się już wieczór, a Isellnar powoli szykowało się do spania i przygotowania do następnego dnia. Zdziwiła się więc, słysząc czyjeś kroki na schodach w bibliotece.
            Chwilę potem obok jej stolika zjawił się Teodor Nott, najwidoczniej bardzo zdenerwowany.
- Jeszcze ciebie mi dzisiaj brakowało – mruknęła niezadowolona i zamknęła książkę. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.
- To nie było zbyt miłe. – skrzywił się Nott.
- Racja, wybacz.
- To raczej nie jest jeden z twoich dobrych dni, prawda? – zagadnął.
- Jakbyś zgadł. – wstała od stolika i odłożyła książkę na półkę. Teodor podążał za nią jak cień. Wyszli z biblioteki, która najwidoczniej zmieniała się wraz z porami roku. Drzewa, które w niej rosły zmieniły już barwę swoich liści z soczyście zielonych na pomarańczowe, czerwone i żółte. Biblioteka teraz wyglądała jeszcze piękniej, niż kiedy pierwszy raz ją odwiedziła.
            Pożegnali się z bibliotekarką i wyszli z budynku, co dało im możliwość głośniejszego mówienia, z czego chłopak idący tuz obok niej od razu skorzystał.
- Nie chciałbym być ta twoim miejscu. Blaise był wściekły. Już dawno nie słyszałem takich przekleństw pod adresem dziewczyny.
Hermiona popatrzyła na niego oburzona.
- Czy ja nie mam ani trochę prywatności?
- Trudno byś ją miała, kiedy Blaise wydzierał się przy wszystkich kolegach.
- Nie obchodzi mnie on, zasłużył sobie.
- Wiesz co, zaczynasz mnie irytować. – warknął. – W ogóle się tym nie przejmujesz.
- Dlaczego wy się wszyscy go boicie? – nie mogła tego zrozumieć. – Zabini jest tylko wrednym wyrostkiem, który uważa, że wszystko mu wolno i wszystko ujdzie mu na sucho.
- Nie mogłaś już sobie darować tego incydentu?
- Nie – podkreśliła jadowicie. – Nikt nie będzie mnie obrażać i mną pomiatać. Jeśli zacznie wojnę, to proszę bardzo.
            Teodor tylko pokręcił głową, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu. Martwił się o Hermionę, to oczywiste. Zadarła z niewłaściwym człowiekiem i nawet nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Była albo niezwykle głupia, albo niezwykle odważna. Jedno wiedział na pewno. Upartość to jej drugie imię.
           
            Tej nocy wszyscy spali spokojnie. Sowy pohukiwały, wodospady szumiały spokojnie, a deszcz bębnił w okna Isellnar. Wiatr dął gniewnie i gwizdał w szczelinach drzwi i okien.  Gwiazdy migotały, zwiastując przyjście nowych trudności w życiu uczniów. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak mocno sprawy mogą się skomplikować w najbliższym czasie…

~~~~~~~~~~~~~~
 *Emerald – imię puchacza Dracona Malfoya, które oznacza „Szmaragd” ze względu na jego oczy o tym samym kolorze.
Rozdział gotowy i cieszę się, mogąc go dzisiaj wstawić. Z weną było trochę ciężko i bałam się, że nic z niego nie wyjdzie, ale udało mi się go dokończyć przed wyjazdem.
Co do wyjazdu…
Chciałam wszystkich poinformować, że wyjeżdżam na wakacje do Anglii i będę nieobecna w dniach od 30 lipca do 23 sierpnia. Nie będę miała oczywiście czasu ani nawet możliwości pisania na miejscu, dlatego proszę Was o uzbrojenie się w cierpliwość. Wraz z moim przyjazdem pojawi się nowy rozdział.
Ściskam Was i życzę udanych wakacji
Sheireen ♥

niedziela, 19 lipca 2015

Korepetycje

Deszcz bębnił głośno o parapet, a po szybie spływały strużki wody. Na dworze nie było żywej duszy. Niebo płakało, chmury biły się ze sobą, wywołując mrożące krew w żyłach grzmoty, a pioruny rozdzielały szary nieboskłon.
Hermiona bała się burzy, chociaż uważała też, że jest w niej coś pięknego. Coś magnetyzującego, co przyciągało jej uwagę mimo lęku. Kiedy była małą dziewczynką, zawsze przychodziła do rodziców. Tata zaparzał trzy kubki gorącej czekolady, a tymczasem mama przytulała ją, aby uspokoić. To były szczęśliwe chwile.
Leżała na swoim łóżku, ucząc się do transmutacji. Teoria biła praktykę na głowę pod względem ilości do wyuczenia się. Dookoła niej leżały książki i notatki, w których powoli zaczynała się gubić. Zapowiadał się pierwszy sprawdzian, do którego już zamierzała się uczyć. Chciała zaliczyć go na Wybitny, innej opcji nie było.
Do pokoju weszła Ginny z grymasem na twarzy. Padła na łóżko obok, a Hermiona oderwała wzrok od kartek leżących przed jej nosem. Widziała, że Ginny jest wyprowadzona z równowagi. Dzisiaj spotkała się z Catherine, aby porozmawiać i spędzić ze sobą trochę czasu. Hermiona zastanawiała się, co też się stało, że jej rudowłosa przyjaciółka jest w takim stanie.
- Jak spotkanie z Catherine? - spytała, wiedząc, że w każdej chwili może rozpętać burzę. Ginny podniosła się gwałtownie z łóżka, cała rozpalona, jakby tylko czekała na to, że Hermiona się pierwsza odezwie.
- Wszystko w jak najlepszym porządku, kazała cię ucałować i pozdrowić. - powiedziała rudowłosa. - Całować cię nie będę, nie miej mi tego za złe...
- Jak najbardziej nie mam - uśmiechnęła się Hermiona, a Ginny kontynuowała.
- Catherine mówiła, że nie powinnaś siedzieć tyle w książkach, tylko wyjść przy najbliższej okazji z nami.
- Mam sprawdzian w następnym tygodniu... - zaczęła Hermiona, ale Ginny tylko przewróciła oczyma.
- Na Merlina, Hermiono, Cath też ma, a jakoś  potrafi wychodzić do ludzi.
Grzmot wstrząsnął niebem, na co obydwie dziewczyny zadrżały na ciele.
- Owszem - mruknęła z przekąsem Hermiona. - Ale u mnie nie wchodzi w grę ocena niższa niż Wybitny, sama wiesz. Czemu jesteś taka zdenerowana? - zainteresowała sie, aby zmienić temat. Ginny westchnęła ciężko.
- Harry już myślał, że się umówiłam z takim chłopakiem z mojej drużyny, jest nieznośny. Trochę się posprzeczaliśmy, chociaż już mnie przeprosił.
- W takim razie skąd nadal ten gniew?
- Mam już dość tego, że mi nie ufa. - narzekała Ginny. - Odłóż te książki i wyjdźmy gdzieś wieczorem. - zaproponowała.
- Nie mogę, o siedemnastej muszę... - urwała, przeklinając sama siebie. Miała za długi język. Jeszcze nikomu nie powiedziała o swoich korepetycjach z Malfoyem, które niemiłosiernie szybko się przybliżały.
- Co musisz? - zainteresowała się Ginny, padając z powrotem na łóżko. Hermiona milczała przez chwilę, szukając odpowiednich słów. Nie zamierzała jednak kłamać, ponieważ tak czy inaczej to musiałoby wyjść na jaw.
- Daję korepetycję Malfoyowi - powiedziała cicho i popatrzyła w książkę, aby tylko nie widzieć miny swojej przyjaciółki.
Ginny ponownie powróciła do pozycji siedzącej i wbiła w nią świdrujące spojrzenie. Hermiona czuła się tak, jakby pani Weasley patrzyła na nią z wyrzutem za zrobienie czegoś niestosownego.
- Zaraz... Chwila... Czy ja dobrze słyszałam? - wyksztusiła Ginny, próbując ogarnąć to, co powiedziała Hermiona. Dziewczyna jedynie pokiwała głową, nie mogąc się wypowiedzieć.
- Ma się rozumieć, że dajesz korepetycje Malfoyowi, który jest wrogiem twojego najlepszego przyjaciela?
- Mhm...
- Który przy każdej okazji wyśmiewa się z mojej rodziny? - kontynuowała.
- To nie tak... - brunetce zrobiło się głupio.
- Malfoyowi, który ostatnio uznał, że jestem puszczalska? - niedowierzała rudowłosa.
- Ginny...
- Osobie, która uważa cię za brudną szlamę?
- To tylko korepetycje... - tlumaczyła się Hermiona, chociaż prawda, która biła od tych słów była tak rażąca, że aż oślepiała.
- To AŻ korepetycje, Hermiono. - podniosła głos przyjaciółka. - To się nazywa także pomocą, a ten kretyn na nią nie zasługuje.
- Ja już się zgodziłam, a wiesz, że dotrzymuję słowa.
- W tym wypadku nie musisz. Daj spokój, nie będziesz siedziała z tym śmierciożercą w jednym pokoju, skąd mam wiedzieć, co mu po głowie chodzi.
- Jeśli tak naprawdę jest, to jako jedyna wiesz, gdzie szukać moich szczątek, gdybym się nie pojawiła na noc - zażartowała Hermiona mimowolnie.
- To wcale nie jest śmieszne! - skarciła ją Ginny. - Nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś.
- Założyłam się z nim, że wytrzymam z nim tyle czasu sam na sam - broniła się Hermiona.
- Myślałam, że jesteś trochę mądrzejszą osobą... - skrzywiła sie Ginny, patrząc na nią spod ściągniętych brwi. Hermiona zdawała sobie sprawę, jak to wszystko głupio brzmiało. Jednak... czy nie każdy zasługiwał na pomoc? Przecież to tylko pomoc w nauce, a nie w jakimś nikczemnym planie.
Wyszła z dormitorium, nie mogąc znieść obrażonego wzroku przyjaciółki. Cudownie. Najpierw Teodor, teraz Ginny. Nie miała zamiaru mówić o tym Harry'emu ani Ronowi, bo wiedziała, że wtedy nie przeżyje armagedonu, którzy by wybuchł. Gdyby się dowiedzieli, z kim się umówiła o 17... Ich przyjaźń byłaby wystawiona na ciężką próbę. Nie mieła zamiaru do tego doprowadzić.
Ruszyła korytarzem ku salonowi, kiedy dostrzegła Teodora, który szedł zamyślony do swojego dormitorium. Serce zabiło jej w piersi jak szalone. Chciała do niego podbiec i zacząć rozmawiać jak dawniej, ale automatycznie przypomniała sobie o tym, jak go potraktowała.
Czarnowołosy mężczyzna spojrzał na nią chłodno i bez słowa przeszedł obok niej, bez cienia uśmiechu. Zatrzymała się i wzięła głęboki oddech. Zacisnęła powieki i pięści.
Zrób to, Hermiono. Teraz.
Ale ten chłód w jego oczach...
Chłopak zasługuje na przeprosiny.
A co jeśli mnie wyśmieje?
Odwróciła się na pięcie. Zobaczyła, że jest już dosyć daleko od niej i najwidoczniej nie ma zamiaru się odwrócić. Miał już wchodzić do swojego pokoju, kiedy Hermiona odzyskała głos i zawołała:
- Teodorze!
Zamarł, ale nie odwrócił się w jej stronę. Ruszyła w jego kierunku szybkim krokiem i już po paru sekundach była tuż obok niego.
- O co chodzi? - zmierzył ją tajemniczym wzrokiem od stóp do głów. Przy jego dumnej postawie czuła się taka mała. Miała ochotę się schować.
- Ja... - zamilkła na chwilę i zagryzła wargę. Wzięła głęboki oddech i wydukała - Przepraszam za moje zachowanie na meczu. Nie zasłużyłeś na takie potraktowanie.
Przez krótką chwilę chłopak wpatrywał się w nią bez słowa. Sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał ją wyśmiać i wejść jakby nigdy nic do dormitorium, ale tego nie zrobił. Nie był tym typowym Ślizgonem, o których miała takie wyobrażenia.
- Nie ma sprawy - powiedział, ale głos miał trochę spięty. Otworzył drzwi do dormitorium i już miał wejść, kiedy coś go zatrzymało. - Zapraszam do mnie, jeśli tylko chcesz. - uśmiechnął się delikatnie, a Hermiona nie mogła się powstrzymać, aby tego nie odzwajemnić.
Weszła do środka i usiadła na kanapie, a po chwili miejsce obok niej zajął Teodor. Merlinie, jak ona za nim tęskniła! Nie mogła uwierzyć, że w końcu się odważyła i go przeprosiła. Znowu miała go przy sobie, mogli rozmawiać godzinami o nowych tematach naukowych i nie tylko... zastanawiała się, co robił przez ten czas, kiedy się do siebie nie odzywali.
- Zaliczyłem sprawdzian na Wybitny - powiedział, wręczając jej piwo kremowe, a ona przyjęła je ochoczo.
- Gratuluję! - zawołała radośnie.
- Dumna?
- Bardzo - uśmiechnęła się i stuknęli się pucharkami z piwem kremowym. Teodor nie odrywał od niej wzroku, ale tym razem jej to nie krępowało. Jeśli chłopak choć troszkę za nią tęsknił, to mu się nie dziwiła. Ona w końcu też nie była obojętna na ich znajomość.
Rozmawiali i śmiali się, opowiadając o rzeczach, które im się przytrafiły, a mimo to Teodor ciągle zdawał się być zamyślony i zamknięty w sobie. W końcu nie wytrzymała i spytała się:
- Czy coś cię gryzie?
Nie odpowiadał przez chwilkę, co dało jej natychmiastową odpowiedź.
- O co chodzi, Teodorze?
- Tak się składa, że zostałem poinformowany o tym, że udzielasz korepetycje Draconowi. - uśmiechnął się dosyć krzywo.
- Och... - Hermiona nagle nachmurzyła się. - Tak, to prawda. Powiedział, że nie miałeś cierpliwości i poprosił mnie.
- Lubię go, ale niezbyt mu ufam pod tym względem. Malfoy nie odpuszcza tak szybko, te korepetycje wydają mi się jakieś podejrzane.
- Daj spokój, nie jestem głupia, jeśli zacznie mi dokuczać, to mu nie popuszczę. - zapewniła go z delikatnym uśmiechem.
- Obawiam się, że dokuczanie, to nic takiego...
- To tylko korepety... - urwała. Jej oczy zrobiły się wielkie jak galeony.
Coś nią wstrząsnęło. Korepetycje z Malfoyem! Jak mogła zapomnieć! Spojrzała na zegarek, tykający na kominku. Było dwadzieścia minut po siedemnastej! Malfoy chyba naprawdę ją zabije!
Zerwała się na równe nogi.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany Teodor, wstając z kanapy.
- Korepetycje z Malfoyem już się zaczęły! - zawołała z przejęciem.
- Zaczekaj...
- Naprawdę, jestem już spóźniona, nie mogę - gorączkowała się. Musiała jak najszybciej lecieć do Malfoya.
Ruszyła w stronę drzwi, kiedy poczuła, jak ktoś łapie ją za rękę i przyciąga do siebie. Zaniemówiła. Teodor jeszcze nigdy nie zrobił niczego podobnego. Wpatrywała się zdezorientowana w jego czarne oczy, tak bardzo kontrastujące z bladą cerą. Kwadratowa szczęka była zaciśnięta, a jego dłoń dosyć mocno przymała jej dłoń.
- Mówiłem, abyś zaczekała. - stwierdził ze spokojem i powoli ją puścił. Tym razem Hermionie nigdzie się nie śpieszyło. Wciąż była lekko skołowana.
- Ile będą trwały te korepetycje? - spytał.
- Godzinkę... tak sądzę. - oznajmiła.
- W takim razie za godzinę masz mi się zameldować, abym mógł ocenić, czy jesteś cała i zdrowa. - powiedział, a Hermiona uśmiechnęła się z jego żartu. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że chłopak nie żartował.
- Nie wygłupiaj się.
- Nie wygłupiam, mówię poważnie i czekam.
Hermiona patrzyła na niego z podniesioną ze zdziwienia brwią.
- Mogę już iść?
- Pewnie.
Wyszła więc z pokoju, wciąż lekko zdziwiona zaistniałą sytuacją. Teodor chyba za bardzo się nią przejmował, w końcu to tylko korepetycje, co mogło się na nich stać?
Otworzyła drzwi do dormitorium Malfoya i szybko znalazła odpowiedź.
Mina Dracona, kiedy się odwrócił, wcale nie wyglądała zachęcająco...

Draco stał przed oknem i wpatrywał się w okno, za którym szalała burza. Oto doskonałe zwierdziadło jego uczuć. Nienawidził czekać. Nienawidził, kiedy coś nie było po jego myśli.
Granger nie przychodziła od piętnastu minut, a jego już zżerała nerwica. Przecież się umówili, czyżby z niego zakpiła?
Tylko by spróbowała...
Usiadł na łóżku, ale nie wytrzymał zbyt długo. Po pięciu minutach zaczął krążyć nerwowo po pokoju, aby po chwili znowu stanąć przy oknie, by się uspokoić.
Nagle usłyszał pukanie i szczęk otwieranych drzwi. Odwrócił się natychmiast i dostrzegł ją. Stała tam, z lekko skruszoną miną, bezczelnie tłumiąc jego gniew. Jak można się denerwować na kogoś, kto wygląda tak niewinnie i uroczo?
- Spóźniłaś się... - oparł się o parapet, a od niego samego bił niewyobrażalny chłód.
- Tak, wiem, nie zauważyłam - mruknęła i powoli podeszła do biurka, gdzie leżały nieotwarte książki do numerologii i zeszyty z notatkami.
- Widzę, że bardzo zajęta byłaś - mruknął z ironią i odsunął jej krzesło, aby siadła, co zrobiła powoli, jakby miała się na baczności. Prychnął w duchu, widząc jej ostrożność, a następnie usiadł na krześle postawionym obok.
- Troszeczkę - oznajmiła, nie mając zamiaru rozwijać tematu.
- A cóż takiego robiła wiecznie spędzająca czas w książkach panna Granger? - zakpił, nie bardzo nad tym panując, chociaż wiedział, że nie powinien. Ta dziewczyna po prostu wyprowadzała go z równowagi.
- To chyba nie twój interes, prawda? - zapytała go, otwierając książkę na rozdziale drugim.
- Jestem najzwyczajniej w świecie ciekawy.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - mruknęła pod nosem i po chwili spojrzała na niego ukradkiem. - Chociaż tobie już nic nie pomoże.
- Daj spokój, nie jestem aż taki okropny - Draco oburzył się lekko tą wzmianką, co Granger przemilczała, dając mu jasno do zrozumienia, że według niej jest.
Kiedy ich wymiana zdań dobiegła końca, zaczęła mu tłumaczyć dzieje numerologii i omawiać jej zastosowania i funkcje. Z początku słuchał, ponieważ naprawdę zależało mu na podciągnięciu się z tego przedmiotu, ale po jakimś czasie bardziej skupiał się na obserwowaniu kobiety siedzącej obok.
Jej brązowe, rozczochrane loki opadały kaskadami na jej lekko opalone ramiona, które miała odkryte przez podkoszulkę, którą miała na sobie. Brązowe oczy, otoczone wachlarzem czarnych rzęs patrzyły to na książkę, to na niego, aby upewnić się, czy aby na pewno rozumie. Nos miała malutki i lekko zadarty, upstroszony paroma uroczymi piegami. Usta małe i malinowe, od których nie mógł oderwać wzroku. W jej głosie słychać było zaangażowanie i pasję, kiedy tłumaczyła mu numerologię, która powoli zaczynała nabierać sensu.
- Malfoy, czy ty mnie słuchasz? - spytała się dziewczyna, patrząc na niego uważnie. Odchrząknął.
- Jasne, mówiłaś o tym, że dzięki numerologii zdołano zdemaskować paru przestępców, którzy siedzą za strzelanie.
- Siedzą w Azkabanie - poprawiło go z naciskiem Granger, ale Draco szybko się wykręcił.
- Tak, właśnie o to mi chodziło. - mruknął, ale dziewczyna siedząca obok niego nie była wcale taka przekonana.
- Czy ty się dobrze czujesz?
- Pewnie, że tak.
- To przestań się na mnie gapić i lepiej słuchaj, bo mamy mało czasu. - powiedziała natychmiast, a Dracona zamurowało. Czy to naprawdę było aż tak widoczne?
- Chwila... Powinienem dostać tyle dodatkowych minut, o ile się spóźniłaś.
- Ach tak? - zainteresowała się Hermiona, zupełnie zapominając o numerologii. Wpatrywała się w szare oczy Malfoya, które doskonale odwzorowywały kolor burzowych chmur, wiszących teraz na niebie.
- Właśnie tak, skarbie - uśmiechnął się łobuzersko, a Hermiona spojrzała na niego z tajemniczymi iskierkami w czekoladowych oczach.
- Tak się składa, że ja tu jestem nauczycielką, Malfoy, a ty uczniem, który nie ma tu nic do powiedzenia. - uśmiechnęła się, zagryzając wargę, co od razu zbiło go z tropu. - Dlatego daruj sobie durne komentarze i wróćmy do nauki.
- Co ty taka cwana, Granger? - zaczepił ją ponownie.
- Nie chcę tracić czasu - oznajmiła, kartkując strony książki.
- Uważasz, że siedzenie ze mną jest stratą czasu? - zapytał z zainteresowaniem.
- Nie zaszczycę tego pytania odpowiedzią - mruknęła pod nosem.
- Nie ma tak dobrze - wyjął jej książkę z ręki i odłożył na bok. Hermiona wytężyła swoją czujność, patrząc na niego z ciekawością. - Jako pani profesor masz obowiązek odpowiadać na pytania. - zauważył.
- Jeżeli tylko dotyczą one naszych lekcji - odgryzła się Hermiona.
- To pytanie jest związane z lekcją - drążył Malfoy, a dziewczyna wywróciła oczyma.
Naprawdę, miała powoli dość przebywania z nim w jednym pokoju. Ginny miała rację. Te korepetycje były po to, aby ją zdenerwować, nie miały nic wspólnego z nauką. Jednak Hermiona nie zamierzała się poddawać tak łatwo.
- Malfoy - powiedziała powoli, dobitnie wymawiając jego nazwisko. - Postawmy sprawę jasno. Jestem tu, aby ci pomóc w numerologii, a nie w twoich problemach umysłowych, jasne?
- Jesteś okropna - Draco zdawał się być urażony wzmianką o swoim niezdrowym umyśle. - Chyba poważnie zastanowię się, czy na pewno chcę, abyś mnie uczyła.
- Dla mnie dużej straty nie będzie - wzruszyła ramionami i rozwinęła pergamin, na którym namazała parę skomplikowanych kresek i kodów, które nie miały dla niego sensu.
- To będzie ogromna strata, Granger. - mruknął pod nosem chłopak. - Parę dziewczyn chciałoby być na twoim miejscu i siedzieć ze mną w tym pokoju. - spojrzał na nią sugestywnie, ale ona tylko pokręciła głową nad jego głupotą i wróciła do pisania.
- Proszę bardzo - powiedziała, podsuwając mu pergamin pod nos. - Oto twoje zadanie na dzisiaj.
- Co to ma niby być?
- Rozszyfruj to. - powiedziała jakby nigdy nic. Patrzył na nią przez chwilę jak na wariatkę.
- Żartujesz sobie? Nie dam rady!
- Dla chcącego nic trudnego - uśmiechnęła się delikatnie na widok jego miny.
- Co ma mnie niby przekonać do tego, abym wziął się do roboty, hmm? Może jakaś nagroda? - spytał z ciekawością, rozbrzmiewającą w jego głosie.
- Owszem jest. Nagrodą będzie przeczytanie tego, co o tobie napisałam.
Malfoy od razu wziął się do roboty, cały rozgorączkowany, a Hermiona tylko patrzyła się na zegarek, stojący na małym kominku. Stłumiła parę razy ziewnięcie, ponieważ zrobiła się troszkę zmęczona. Za dziesięć minut mieli kończyć swoje korepetycje. Dzięki Merlinowi.
- Malfoy to filuśm...n...a zgredka? - mruknął pod nosem. - CO TO MA BYĆ?! - zdenerowował się i rzucił piórem na stół, nie mogać rozszyfrować napisu kryjącego się za znakami. Numerologia pod paroma względami była bardzo podobna do starożytnych runów.
Hermiona powstrzymała śmiech, słysząc jego zbulwersowany ton.
- Malfoy to fikuśna fretka, prawie dobrze - pochwaliła go, poprawiając mu błędy. Słyszała, jak chłopak bierze głęboki wdech i wydech, próbując się nie denerwować.
- Nie bądź taka pewna siebie, Granger. Nie wypominaj mi tego incydentu. - powiedział cicho i dość gniewnie, ale nie przejmowała się tym. Jedyne, co teraz się liczyło, to wyjście z tego pokoju.
Wstała i skierowała się w stronę wyjścia. Malfoy podniósł się powoli na równe nogi, trzymając coś w ręce. Podszedł do niej i podał kawałek papieru. Rozwinęła go i zobaczyła, że jest to pergamin z jego zadaniem. Jednak pod napisem pojawiło się coś nowego.
"Granger to rozczochrany bóbr".
- Hej! - popatrzyła na niego z wyrzutem. - Nie mam już zębów jak bóbr!
- I to dzięki komu? - podniósł pytająco brew, doskonale znając odpowiedź.
- Nikomu, to był wypadek z dobrymi konsekwencjami. - odparła i schowała mu pergamin do kieszonki wyszytej na jego koszuli w kratę, znajdującej się na prawej piersi. - Możesz sobie to zatrzymać, nie zbieram kartkówek.
Ruszyła w stronę drzwi, kiedy zatrzymał ją, delikatnie łapiąc na łokieć.
- Następnym razem nie zapomnij o korepetycjach. Oczekuję cię jutro o tej samej godzinie.
- Jeśli nic mi nie wypadnie, to pewnie przyjdę. - powiedziała, uwalniając się z jego uścisku. Uśmiechnął się tajemniczo pod nosem.
- Nie mogę się doczekać.
Nie skomentowała tego, tylko wyszła, zamykając za sobą drzwi. Westchnęła z ulgą. Pierwsza lekcja była za nią i nie była aż taka zła. Ruszyła w stronę swojego dormitorium, kiedy przypomniała sobie o Teodorze. No tak, musiała się przecież zameldować, by nie narobić bałaganu.
Zapukała do drzwi, a kiedy się otworzyły, stanęła jak wryta.
- Czemuź to szlama przeszkadza mojemu Teodorowi?

~~~~~~~~~~~~~~
Przybywam po dość długiej nieobecności, ale wczoraj wróciłam do Lublina i znowu mam czas na dodawanie. Mam nadzieję, że Was zbytnio nie zawiodłam nowym rozdziałem. Kolejny na pewno pojawi się w następnym tygodniu.
Sheireen ♥

niedziela, 5 lipca 2015

Zakład


          Hermiona podniosła się na równe nogi, kiedy usłyszała cichutkie kroki i szelest gałązek. Płakała. Nie wiedziała czemu, ale po jej gniewie nastąpił taki żal i smutek, że łzy same naleciały jej do oczu. Teraz jednak uważnie słuchała, zastanawiając się, skąd też pochodzą odgłosy kroków. Nagle ku jej zdziwieniu dostrzegła postać wyłaniającą się z drzewa. Musiała wytężyć wzrok, ponieważ zapadł już zmrok, a w lesie panowała prawdziwa noc.
Istota wyszła z drzewa, a Hermiona przyjrzała jej się z uwagą.
          Była to wysoka i smukła kobieta o zielonkawej skórze. Jej oczy miały kolor czystego złota, a długie, brązowe włosy opadały jej aż do kolan. Nie miała na sobie nic poza małymi kwiatkami i listkami, które zasłaniały intymne miejsca. Na jej skórze malowały się dziwne linie, układające się w różne wzory, pokrywając jej całe ciało.
          Hermiona stała jak sparaliżowana. Łzy wciąż bezwiednie toczyły się po jej policzkach, nie chcąc przestać płynąć. Zerwał się wiatr, który plątał jej włosy i smagał ubrania. Zrobiło jej się chłodno. Chciała uciekać, jednak nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
          Driada stanęła bardzo blisko niej, przyglądając się z uwagą jej łzom. Dotknęła jej policzka, zgarniając łzę na chudego palca i uśmiechnęła się zadowolona.  Dotknęła jej policzków dłońmi i szepnęła coś pod nosem, a łzy natychmiast przestały wypływać z przeszklonych oczu Hermiony. Te, które spływały po policzkach dziewczyny wsiąknęły w skórę driady, która westchnęła głęboko i uśmiechnęła się zadowolona.
          W oddali wilk zawył w puszczy, a driada odsunęła od niej dłonie. Dotknęła jej serca, w którym natychmiast zapłonęło ciepło, a Hermiona ożywiła się. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili driada czmychnęła szybko w okolice pobliskiego strumyku i zamieniła się w wierzbę płaczącą.
          Nagle wiatr ustał, a w lesie zapanowała cisza jak makiem zasiał. Hermiona odzyskała czucie w nogach. Zamknęła oczy i otworzyła je raz jeszcze. To, co się wydarzyło nie było snem. Wierzba wciąż tam stała, chociaż jeszcze tak niedawno jej tam nie było. Łzy już nie płynęły, a w sercu nadal tlił się ciepły promyczek.
Nie zwariowała.
Chyba.

          Wracając do zamku wciąż myślała o tym, co jej się przytrafiło. Czytała o driadach i nimfach oraz ich rzadko spotykanych kontaktach z czarodziejami, jednak nie mogła uwierzyć, że jej się to przytrafiło. Driady, jeśli miały okazję pobierały od ludzi energię lub uczucia, które odnawiały ich życie na nowo, jednak takie sytuacje nie zdarzały się często. Czarodzieje polowali na te piękne stworzenia dla galeonów, dlatego leśne kobiety nie pokazywały się zbyt często. Najwidoczniej driada, którą spotkała zaufała jej na tyle, aby podejść i pobrać od niej uczucia.
          Wciąż była skołowana, kiedy dostrzegła Dracona Malfoya wychodzącego z biblioteki z niezwykle zmęczoną miną. Zdziwiła się, że nie siedział na imprezie i nie świętował. Przypomniała sobie jak zaczął jej bronić przed Parkinson i Bulstrode. Ciągle ją zadziwiał. W jej głowie ponownie zabrzmiały słowa, które jej niedawno powiedział.
"- Na twoim miejscu bałbym się zasnąć tej nocy, skarbie."
          Cóż, to prawda, od tej pory nie spała zbyt spokojnie, ale powoli przyzwyczajała się do tego, że nie spełnił swojej groźby. Miała nadzieję, że tego nie zrobi.
Zauważył ją i przyśpieszył, aby ją dogonić. Nie śpieszyła się nigdzie, więc nie musiał się zbytnio wysilać.
- Cześć, Granger. Czemu nie świętujesz z innymi zwycięstwa twojej przyjaciółki? - zagadał jako pierwszy, za co była wdzięczna. Spojrzała w jego stronę. Wyglądał świetnie w świetle księżyca. Jego blada skóra zdawała się odbijać srebrne promienie.
- Chciałam się przejść i zaczerpnąć świeżego powietrza - odpowiedziała, a on skinął głową na znak, że rozumie. - Czego szukałeś w bibliotece?
Westchnął.
- Mam problemy z numerologią, nie mogę ogarnąć tych wszystkich kodów i kresek - mruknął jakby zmęczony samą myślą o przedmiocie. Hermiona zdziwiła się.
- Myślałam, że nieźle sobie radzisz. Przynajmniej jak na razie twoje oceny były zadowalające.
- Dopóki nie nakryła mnie na ściąganiu - uśmiechnął się łobuzersko, a Hermiona wywróciła oczyma.
- Kłamstwo ma krótkie nogi, Malfoy. Teraz musisz zacząć się uczyć - uśmiechnęła się cwaniacko. Patrzył uważnie na nią, jakby nad czymś myślał.
- Co jest? - spytała zestresowana i poprawiła włosy oraz przetarła twarz z myślą, że jest czymś ubrudzona. Nic takiego jednak nie było. - Czemu się na mnie patrzysz?
- Zastanawiam się...
- Nad czym? - zainteresowała się.
- Czy miałabyś coś przeciwko wytłumaczeniu mi numerologii? - spytał i poprawił swoje i tak idealne włosy.
          Hermiona aż przystanęła i spojrzała na niego jak na wariata. Również stanął obok niej, patrząc na nią z uwagą.
- Ty chyba nie mówisz poważnie. - uśmiechnęła się niepewnie, próbując obrócić to w żart.
- Jak najbardziej poważnie. - wzruszył ramionami. Zmarszczyła brwi nie bardzo wiedząc, co ma uczynić.
- Przecież my ze sobą nie wytrzymamy, Malfoy przez... ile czasu?
- Przynajmniej godzinę. - odpowiedział jakby nigdy nic, z rozbawiniem obserwując jak Granger walczy sama ze sobą. Korepetycje z numerologii były naprawdę doskonałą okazją do poprawienia ocen i do podokuczania tej nieznośniej Gryfonce.
- GODZINĘ? - załamała się i ponownie ruszyła w stronę zamku. - Czemu nie poprosisz o pomoc kogoś z twojego otoczenia, kto jest z tego dobry? - spytała, patrząc na niego podejrzliwie.
- Miałem przez pewien czas zajęcia z Theo, ale on nie ma absolutnie cierpliwości co do mnie - odpowiedział Malfoy. Hermiona uśmiechnęła się delikatnie na wzmiankę o przyjacielu, ale po chwili lekko posmutniała na myśl o tym, co mu powiedziała parę godzin temu.
- I ja niby mam mieć większą cierpliwość? Mam od niego o wiele większy temperament, nie wytrzymamy ze sobą ani godziny.
- Zakład? - spytał pewnym siebie tonem, wyciągając ku niej rękę. Parsknęła śmiechem.
- Nie wierzę. - patrzyła z rozbawieniem na wyciągniętą dłoń.
- Możmy się przekonać, wystarczy, że się zgodzisz na godzinkę niewinnych korepetycji. - zaproponował, nie zabierając dłoni.
- Jeśli nie będziesz mnie wyzywać, to sie zgadzam, ale musisz obiecać. - postawiła mu warunek, a ten od razu się zgodził. - W takim razie przyjmuję zakład.
- Z pewnością będzie ciekawie - mruknął pod nosem z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
          Hermiona nie była jednak tego taka pewna. Jednak co jej szkodziło? Jeśli to nie wypali, to nie będzie go uczyć, a jeśli będzie im się w porządku razem pracować, to może przestaniejuż mieć wroga, a Malfoy podciągnie się z numerologii. Plan idealny, czyż nie?
Westchnęła. Nie. Wszystko co związane z Malfoyem nie mogło się udać. Chyba że chodziło o bójkę albo kłótnię. Do tego nadawał się perfekcyjnie.
- To jak, Granger? Zaczynamy od zaraz? - zaproponował, kiedy weszli do Isellnar. Spojrzała na niego jak na wariata.
- Teraz? - powtórzyła.
- A co mamy do stracenia?
- Tak się składa, że zęby i skórę bez siniaków, jeśli się do tego specjalnie nie przygotuję - mruknęła Hermiona, a Malfoy uśmiechnął się pod nosem.
- W takim razie jutro o 17? - zaproponował.
- Będę musiała się uczyć - orzekła, przypominając sobie o pracy domowej, którą nauczyciele zadali na weekend.
- Pouczymy się razem, Granger - przypomniał jej.
- Niech ci będzie - zgodziła się z ciężkim sercem. Pokręciła głową nad głupotą tego planu i nadchodzącego spotkania i poszła do jadalni, gdzie akurat czarodzieje spożywali słodkie desery.
          Draco był z siebie zadowolony. Nie tylko będzie miał godzinę dręczenia Granger, ale także podciągnie się z tej okropnej numerologii, która go prześladowała w snach. Może teraz jak zacznie go uczyć Granger jego sny stanął się odrobinę słodsze. W końcu nadażyła się okazja na bliższe poznanie jej. Był z siebie niezwykle zadowolony, że wpadł na pomył korepetycji z Gryfonką. Blaise co prawda zniesmaczył się jego planem, ale przynajmniej wiedział, że przyjaciel nie wejdzie do pokoju, póki będzie w nim pełno szlamu. Terrence... cóż, z nim też da radę się dogadać.
          W końcu będzie miał sposobność na spytanie się o jej związek z Theo, który nic na ten temat nie mówił. Miał szczerą nadzieję, że przyjaciel nie jest z Granger...
Dlaczego mu na tym zależało?
Choćby dla zasady... przecież Ślizgon nie mógł być z Gryfonką!
Tak, o to właśnie chodziło. Ich związek nie miał przyszłości z tego powodu.
Jakoś słabo w to wierzył, ale wolał już ominąć ten temat, niż owijać się w bawełnę.
          Poszedł od razu do Pokoju Wspólnego, w którym siedziało zaledwie parę osób. Zasiadł w fotelu, wpatrując się w ogień w kominku. Czekał na przyjaciół, a pokój stopniowo napełniał się ludźmi, którzy wracali z kolacji.
Po paru minutach dotrzegł Blaise'a, który podążał w jego stronę wraz z Terrencem. Usiedli w fotelach na przeciwko Dracona.
- Cześć, Draco, czemu nie było cię na kolacji? - zagadnął go przyjaciel.
- Nie jestem głodny. - wzruszył ramionami.
- Czy ty w ogóle coś jesz? - zdumiał się Terrence.
- Żywi się słodką porażką swoich wrogów - wpadł mu w słowo Blaise, a Draco uśmiechnął się pod nosem. Musiał powiedzieć współlokatorom o swoich lekcjach z Granger, w końcu jeśli mieli się uczyć w ich pokoju, to potrzebował ich zgody.
- Słuchajcie, załatwiłem sobie lekcje z Granger. - powiedział, nie owijając w bawełnę.
- Ze SZLAMĄ? - obrzydził się Blaise.
- Z Gryfonką? - podniósł brew Terrence.
Draco przewrócił oczyma. Zachowali się tak jak podejrzewał.
- Tak, z nią - odpowiedział, jakby reakcja kumpli nie robiła na nim większego wrażenia. - I mam zamiar uczyć się z nią albo w bibliotece albo w naszym dormitorium.
- Nie ma mowy, nie chcę spać w szlamie - wzdrygnął sie Blaise i spojrzał na niego świdrująco. - Coś ty się jej tak uczepił, stary?
- Nie dopuszczę, aby dotknęła czegoś należącego do ciebie, jasne? - zdenerwowął się Draco, ignorując jego pytanie. Wcale nie uczepił się Granger, on po prostu... Był zły z numerologii, a ta dziewczyna jako jedyna mogła mu pomóc po klęsce Teodora.
          Blaise najwidoczniej przystał na taki układ, ponieważ wzruszył ramionami, nie protestując już zbytnio. Terrence najwidoczniej nie był zainteresowany tym wszystkim, więc wyciągnął talię wybuchowych kart, aby pograć z przyjaciółmi. Draco zgodził się, tylko i wyłącznie dlatego, by zbić dłużący mu się czas.
          Jego uwagę odciągnął wchodzący do salonu Teodor, który wyglądał tak, jakby miał roznieść kogoś jednym spojrzeniem. Draco nie byłby sobą, gdyby nie odezwał się w tej chwili. Wstał z fotela, ignorując swoją turę w losowaniu kart i poszedł za Nottem, który niczego nie zauważył, dlatego zawołał za nim:
- Hej, Theo! - Teodor odwócił się, chociaż zrobił to z lekkim ociąganiem. Draco zrównał z nim krok.
- O co chodzi? - spytał Teodor, idąc w stronę swojego dormitorium.
- Załatwiłem sobie korepetycje z twoją laską sam na sam. Nie masz nic przeciwko? - oznajmił blondyn, nie zniechęcając się tym, że wzrok Teodora byłby w stanie zrobić teraz z niego kupkę popiołu.
- Moją laskę? - podkreślił jadowicie. - Nie mam pojęcia, o kim mówisz - jego głos zlodowaciał. Draco zdziwił się, słysząc jego słowa. Jak to Teodor nie wiedział, o kogo mu chodzi. Kiedy byli już pod drzwiami Notta odezwał się:
- Mam na myśli Granger. - wyprostował Draco.
- Słuchaj, stary - Teodor przystanął, a jego mięśnie napięły się znacznie. - Po pierwsze, Granger nie jest laską, tylko dziewczyną. Po drugie, nie jest moja. Po trzecie, nic mnie to nie obchodzi.
          I jakby nigdy nic wszedł do swojego dormitorium, trzaskając drzwiami. Draco wypuścił powoli powietrze z ust. Cóż, tego się nie spodziewał. Najwidoczniej Teodor stał się kolejną ofiarą tej wiedźmy. Nie zazdrościł mu, ponieważ doskonale wiedział, przez co teraz przechodzi.
          Wrócił powoli do salonu i wypatrzył Granger. Siedziała przy biurku, odrabiając pracę domową. A przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, ponieważ dziewczyna tylko moczyła pióro w atramecie i wpatrywała się w świecę wzrokiem równie pustym jak pergamin przed nią. Nie wyglądała najlepiej. Trochę się przestraszył, kiedy wredny uśmiech mimowolnie wkradł mu się na twarz. Ruszył w jej stronę dziarskim krokiem, kiedy nagle przystanął, ponieważ drogę zagrodziła mu Pansy Parkinson, przybierając jeden z najgorszych możliwych uśmieszków.

          Hermiona wpatrywała się tępo w płomień świecy, migoczący tuż przed jej oczyma. Chciała odrobić pracę zadaną na kolejny tydzień, ale jakoś jej się to nie udawało. Wciąż myślała to o Teodorze, to o Malfoyu i jego propozycji. Szczerze? Miała dość swojego ognistego temperamentu, który doprowadził do takiej sytuacji. Miała dość Ślizgonów kręcących się dookoła niej. I oczywiście miała dość sterty nieodrobionej pracy domowej, która leżała przed nią.
- Och, weź się w garść - mruknęła sama do siebie, zdmuchując włosy z czoła i zabierając się do pracy. Napisała pierwsze zdanie, kiedy...
- Czy ja właśnie słyszałem, jak gadasz sama do siebie? - ktoś ją tak zaskoczył, że wdrygnęła się, co spowodowało powstanie ogromnej kreski przez całą długość pergaminu. Przeklęła pod nosem.
- Malfoy... - wzięła głęboki oddech. - Nie zachodzi się tak ludzi...
Spojrzała na chłopaka, który stał po jej lewej stronie.
- Ani nie zagląda się ludziom przez ramię - mruknęła. Malfoy posłał jej jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów.
- Tak się składa, Granger, że mam gdzieś zasady, a tym bardziej twoje zasady.
- To akurat zdążyłam zauważyć - prychnęła z niezadowoleniem. - Targeo - mruknęła, a plamy z atramentu automatycznie zostały oczyszczone przez różdżkę.
          Malfoy pochylił się nad jej lewym ramieniem, najwidoczniej ciekawy, co też pisała na kartce, dlatego zwinęła pergamin w rulonik i wrzuciła wszystko do torby.
- Powtarzam kolejny raz: nie zagląda się ludziom przez ramię. - warknęła.
- Coś ty taka drażliwa - zauważył Malfoy. Hermiona obrzuciła go niechętnym spojrzeniem. Tak się składało, że nie zamierzała się chwalić całemu światu swoją kłótnią z przyjacielem, a tym bardziej Malfoyowi.
- Nie jestem drażliwa - zaprotestowała, zarzucając torbę na ramię tak mocno, że przy okazji walnęła nią Malfoya w ramię.
- Właśnie widzę.
Obrzuciła go zmęczonym spojrzeniem.
- Widzimy się jutro o 17, a teraz jakimś magicznym sposobem zniknij z mojego pola widzenia - powiedziała, patrząc w cudowne szare oczy, które przyciągały jej wzrok jak magnes. Były nieziemskie, mogłaby patrzeć w nie godzinami...
          Tymczasem nieświadomy jej myśli Draco uśmiechnął się szelmowsko.
- Dziwię się, że jeszcze tego nie odwołałaś.
- Nie odmawiam pomocy tym, którzy jej potrzebują. - odpowiedziała jakby nigdy nic. Ruszyła w stronę stronę dormitorium, aby odłożyć wszystkie książki i torbę.
- Powiedzmy, że ja tak samo, dlatego daj torbę, pomogę ci to wszystko zanieść.
- Nie potrzebuję... pomocy... - wysapała i jak na zawołanie wszystkie książki wyleciały jej z rąk, a huk, który wytworzyły, przyciągnął uwagę większości uczniów.
- Chyba jednak jej potrzebujesz - uśmiechnął się, a Hermiona westchnęła, ale również się uśmiechnęła.
- Zawsze musi być wszystko po twojemu - mruknęła pod nosem. Schyliła się, aby pozbierać książki, a w ślad za nią poszedł Malfoy. Naprawiła torbę i wrzuciła do niej przybory. Na szczęście flakonik z atramentem się nie rozbił, więc uniknęła większego sprzątania. Miała już podnieść podręcznik do eliksirów, kiedy natrafiła na rękę Malfoya. Speszyła się, automatycznie poczerwieniała na twarzy i trochę za szybko odsunęła rękę. Spojrzała na niego, ale szybko odwróciła wzrok, gdy napotkała cudowną parę szarych i zimnych oczu.
- Spokojnie, przecież cię nie ugryzę - zażartował i podniósł nieszczęsny podręcznik do eliksirów. Hermiona wyprostowała się, a po chwili Malfoy zrobił to samo, ponownie nad nią górując.
- Dziękuję - wyksztusiła, przeklinając się za rumieńce na twarzy, które nie chciały zniknąć.
          Razem z Draconem poszli do jej dormitorium i położyli książki na swoje miejsce. Hermiona wciąż czuła palące policzki, które kontrastowały z chłodem dłoni, która zetknęła się z ręką chłopaka.
- Skoro ci pomogłem, to teraz nie możesz mi odmówić tych korepetycji - Zauważył Malfoy, wyglądając przez okno w ich dormitorium.
- Wiedziałam, że ty zawsze masz jakieś ukryte intencje. Coś za coś, to takie typowe dla Dracona Malfoya - powiedziała, opierając się o etażerkę stojącą obok łóźka. Malfoy spojrzał na nią z dziwnym uśmieszkiem. Obrzucił jej postać uważnym spojrzeniem, od którego po jej ciele przeszedł dreszcz.
- Nie martw się, Granger, mam mnóstwo ukrytych intencji. - uśmiechnął się tajemniczo, widząc jak jej oczy powiększają się.
- Zaczynam się bać tych korepetycji, Malfoy... - próbowała zażartować, ale głos jej zadrżał. Wydawała się być zlękniona. Podszedł do drzwi, aby wyjść z dormitorium, ale zatrzymał się na chwilę.
- Nie masz czego. Na pewno nie tylko ja się czegoś na nich nauczę - mrugnął do niej, a po ciele Hermiony przeszedł kolejny, dość nieprzyjemny dreszcz.
- Do zobaczenia jutro - powiedział i zniknął za drzwiami. Hermiona nie była w stanie się wysłowić, aby mu odpowiedzieć. Malfoy całkowicie odebrał jej słowa i dech w piersiach.

~~~~~~~~~~~~~~
Co tu dużo mówić... 10 rozdział za nami i mam nadzieję, że będzie ich jak najwięcej xd Dziękuję za wszystkie opinie i komentarze oraz za to, że wciąż przy mnie trwacie. 
Zawsze Wasza
Sheireen ♥