Hermiona nie mogła przez chwilę
wyksztusić ani jednego słowa. Przed nią stała czarnowłosa Millicenta Bulstrode,
która jak zawsze przerażała swoją tęgą i silną sylwetką, która w niczym nie
przypominała sylwetki kobiety. Patrzyła na nią chłodno, świdrując wzrokiem jak
największego wroga, co zbytnio nie zdziwiło Hermiony. Millicenta patrzyła tak
na każdego.
-
Jest Teodor? – spytała, ignorując uwagę o szlamie, ponieważ nie miała ochoty
wdawać się w kłótnie z tą dziewczyną.
-
A co ciebie to obchodzi? – naskoczyła na nią, przez co w Hermionie krew się
zagotowała.
-
Zadałam normalne pytanie i oczekuję normalnej odpowiedzi – odpowiedziała, nie
dając się wyprowadzić z równowagi.
-
Teodor jest zajęty. – uśmiechnęła się krzywo i już miała zamknąć jej drzwi
przed nosem, kiedy najwyraźniej ciekawość wzięła górę nad podłością. – Co od
niego chcesz?
Hermiona
zacisnęła usta w wąską kreskę, ale po chwili odpowiedziała:
-
Nic takiego. Możesz przekazać tylko, że byłam.
-
Oczywiście – uśmiechnęła się szyderczo Millicenta i zamknęła jej drzwi przed
nosem. Hermiona poszła do swojego
dormitorium, zastanawiając się, co też Bulstrode robiła w pokoju Teodora i
dlaczego nazwała go swoim Teodorem. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że
Nott i Bulstrode mają się ku sobie, ale szybko wypleniła z głowy ten pomysł.
Teodor przecież wspominał, że jej nie znosi. W takim razie co ta dziewczyna
robiła w jego dormitorium?
Zgarnęła książki ze swojego łóżka i
pochowała je do małej półeczki, która stała obok niego. Poprawiła zasłony, aby
wpuściły więcej światła. Daremnie, ponieważ niebo było wciąż szare i pochmurne.
Usiadła z książką na łóżku i pogrążyła się w czytaniu. Nagle usłyszała pukanie
do okna i zobaczyła za nim czarnego puchacza. Otworzyła okno, aby wpuścić
sówkę, a ta z wielką gracją usiadła na jej biurku, wyciągając nóżkę. Podeszła
do niej, aby odpiąć list, co nie było takie łatwe, ponieważ sówka co jakiś czas
szczypała ją dziobem w palce. Po paru przekleństwach, które padły z jej ust,
udało jej się odwiązać kawałek pergaminu, a puchacz spojrzał na nią z pogardą,
zahuczał parę razy i machnął skrzydłami, aby od niego odeszła. Jeszcze nigdy
wcześniej nie widziała tak wrednej sowy.
Usiadła na łóżku i rozwinęła rulonik
pergaminu. Zdziwiła się, widząc zgrabne, pochyłe pismo. List był krótki i
całkowicie zrozumiały.
Przyjdź do mnie w tej chwili, mamy do wyjaśnienia
pewną sprawę.
D.M.
Zżerała ją ciekawość, o co też chodzi
Malfoyowi, ale wiedziała, że nie może tak po prostu stawić się na jego pierwsze
zawołanie. Za kogo on się miał? Nie był panem świata. Wzięła do ręki pióro i
zamoczyła je w atramencie, a następnie napisała pod spodem parę słów:
Drogi Malfoyu!
Chciałabym Cię poinformować, że na wstępie listu
zawsze piszemy, do kogo on jest. Skąd mogę mieć pewność, że ta wiadomość jest
do mnie, a nie przypadkiem do Luny albo Ginny? Napisz mi lepiej, o co chodzi,
ponieważ nie mam czasu, a nie chcę go tracić na bezsensowne rozmowy.
Hermiona
Granger
P.S: Twoja sowa ma taki sam charakter jak jej
właściciel, więc naucz ją nie atakować ludzi, ponieważ następnym razem wróci
bez piór.
Podeszła do sowy, która niechętnie
wystawiła nóżkę, a kiedy Hermiona zawiązywała jej pergamin, ta ponownie
dziabnęła ją w palec, który natychmiast oblała strużka krwi. Sówka zahukała z
zadowoleniem.
-
Następnym razem wyrwę ci te twoje śliczne, czarne piórka, obiecuję. – spojrzała
na nią gniewnie, przez co stworzonko zrobiło wielkie oczy i siedziało posłuszne
jakby nigdy nic.
Kiedy już sowa odleciała, bez problemu
dając sobie zawiązać list, Hermiona wróciła do czytania, ale nie mogła się
zbytnio skupić. Wciąż chodziło jej po głowie to, o czym też Malfoy chce z nią
porozmawiać. Odłożyła książkę i rzuciła zaklęcie gojące na małą rankę, z której
sączyła się krew. Dlatego też, kiedy puchacz ponownie wleciał przez okno, była
już gotowa aby jak najszybciej odwiązać list i go przeczytać. Rzeczywiście, tym
razem sówka nie sprawiała jej większych kłopotów, ale patrzyła na nią
morderczym wzrokiem.
Najukochańsza Hermiono Granger!
Tak się składa, że moja sowa nie jest głupia i wie,
komu ma dostarczyć list. Doprawdy przykro mi było widzieć ślady krwi na
pergaminie, ale wiedz, że jeśli Emerald* wróci bez piór, dla Ciebie także źle
się to skończy. Chcę porozmawiać o Teodorze. Niedawno wpadł do mnie do pokoju z
pytaniem, co też Ci zrobiłem, dlatego domagam się, abyś tutaj przyszła.
D.M.
Hermiona zrobiła zdumioną minę. Przecież
Millicenta miała przekazać Teodorowi, że była, aby się z nim zobaczyć.
Najwidoczniej zaszło jedno wielkie nieporozumienie. Och, co za wstyd…
Przegnała sówkę bez odpowiedzi z
powrotem do właściciela i natychmiast udała się do dormitorium Malfoya. Już
miała zapukać, kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich Blaise Zabini.
-
Szlama jest powodem, dla którego mam wyjść, bo chcesz spokojnie porozmawiać? –
oburzył się, patrząc na Malfoya, który stał za nim. – Draco, ja naprawdę nie
chcę spać w szlamie.
-
Szlam dla ciebie to luksus, zważywszy na ten parszywy jad, który wokół siebie
wytwarzasz, Zabini – warknęła zdenerwowana Hermiona, nie mogąc już znieść tego
wrednego słowa.
Czarnoskóry
zmrużył gniewnie oczy.
-
Nie bądź taka cwana, bo kiedyś Ci się za to odwdzięczę.
Wyminął ją tak, aby tylko jej nie
dotknąć, a ta pokazała w jego stronę obraźliwy gest i przeklęła go pod nosem.
Weszła do środka, ale zatrzymała się przy samych drzwiach, aby po wyjaśnieniu
wszystkiego od razu wyjść.
-
Siadaj, Granger. – powiedział Malfoy, podchodząc do małej szafki. – Napijesz
się czegoś?
-
Nie, dziękuję – odpowiedziała sztywno.
- Rad jestem, że moja sowa wróciła cała i
zdrowa. – zażartował blondyn, opierając się o biurko.
-
Szkoda tylko, że oblepiona szlamem, prawda? – w jej głosie słychać było
pretensje. Nie chciała tutaj przebywać. Zabini zawsze źle na nią działał.
Draco
zacmokał.
-
Granger, daj spokój, przecież wiesz, że mam to gdzieś…
-
Jakoś trudno mi w to uwierzyć – mruknęła pod nosem. – Jednak nie po to tutaj
przyszłam.
-
Racja. Możesz mi wyjaśnić to dziwne zachowanie Teodora?
Wzruszyła
ramionami.
-
Najwidoczniej się o mnie martwił, bo długo do niego nie wracałam.
Draco skrzywił się, ale nic nie
odpowiedział. Nie miał jakoś ochoty słuchać o relacji Granger-Nott. Krew mu się
gotowała na samą myśl o tym.
-
Zapewne. Mniejsza z tym, mam nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy. –
westchnął dość ciężko i usiadł na kanapie.
-
Ja również – odpowiedziała Hermiona krótko. – Mogę już iść?
Popatrzyli na siebie przez krótką
chwilkę. Draco wiedział, że oboje dziwnie się czują w swoim towarzystwie, a
Granger wręcz nie ma ochoty być z nim w jednym pokoju. Natomiast on… chętnie
posiedziałby z nią dłużej. To takie… niezrozumiałe. Przecież się nienawidzili.
A może nadal jedna strona nienawidzi drugiej? Ciągle powtarzał sobie w głowie,
że to szlama, Granger, przyjaciółka Pottera, ale jakoś nie potrafił jej
nienawidzić. Wszystko przez ten jeden przeklęty dzień Balu Bożonarodzeniowego,
gdzie przyćmiła inne dziewczyny. To niepojęte jak ten dzień zmienił kolejne
lata. Żałował, że nigdy nie było mu dane zatańczyć z nią w tamtej chwili.
-
Wszystko z porządku? – jak przez mgłę usłyszał głos Granger, która najwidoczniej
zaniepokoiła się, widząc jego zamyślenie. Ocknął się i dostrzegł że nieco się
do niego zbliżyła. Przejechał dłońmi po twarzy i przeczesał włosy palcami, aby
się otrząsnąć.
-
Tak, wszystko w jak najlepszym porządku. – mruknął i spojrzał na dziewczynę,
która zagryzła delikatnie wargę i marszczyła czoło najwidoczniej mocno o czymś
myśląc.
-
Jesteś naprawdę blady… - zaczęła, a Draco się uśmiechnął.
-
Tak się składa, że taką mam po prostu karnację.
Przewróciła
oczyma.
-
To nie jest ten rodzaj bladości, Malfoy, nie jestem przecież głupia. Poza tym
masz podkrążone oczy, a to niecodzienny widok.
-
Zaraz uznam, że mi się wnikliwie przyglądasz. – posłał jej szelmowski uśmiech,
a Hermiona delikatnie się zarumieniła, co trochę go zainteresowało.
-
Nie pochlebiaj sobie – zgasiła jego myśli i usiadła obok niego, ostrożnie,
jakby siadała na kanapie wykonanej ze szpilek. – Naprawdę uważam, że powinieneś
coś ze sobą zrobić. Wyglądasz okropnie.
-
Hmm, miło z twojej strony – zauważył Malfoy z ironią. Jeszcze nikt nigdy nie
powiedział mu, że wygląda źle, a co dopiero okropnie. – Nie jestem chory, tylko
zmęczony. Ostatnimi czasy nie sypiam za dobrze.
Hermiona
myślała przez chwilę.
-
Może powinieneś pójść do Uzdrowicieli po jakiś eliksir nasenny. –
zaproponowała. Trochę się martwiła o tego chłopaka, który siedział tuż obok.
Wyglądał jak siedem nieszczęść. Dlaczego nie dostrzegła tego wcześniej? Może to
kwestia światła sprawiła, że sińce pod oczami stały się bardziej intensywne?
Draco Malfoy uśmiechnął się do niej
cwaniacko i obrzucił zaciekawionym wzrokiem.
-
Dam sobie radę, nie musisz się o mnie martwić.
-
Nie martwię… - zaprzeczyła, co nie zabrzmiało zbyt wiarygodnie.
-
Właśnie widzę. Jestem dużym chłopcem, Granger, nie potrzebuję opiekunki.
-
Dużym chłopcem... – zakpiła cicho. – Jakoś tego nie dostrzegłam.
-
Doprawdy? – zainteresował się.
-
Doprawdy – pokiwała głową. – Dla mnie zawsze będziesz się zachowywał jak ten
wredny maminsynek, który myśli, że mu wszystko wolno.
Malfoy
wyprostował się i spojrzał na nią spode łba.
-
Rozwiń, Granger.
Hermiona
jednak nie miała zamiaru odpowiadać.
-
Ta rozmowa zeszła na złe tory – zauważyła i wstała, ale Malfoy był szybszy.
Złapał ją za rękę i pociągnął, przez co niefortunnie usiadła na jego kolanach.
W jednej chwili wszystkie odcienie
czerwieni oblały jej twarz, a po ciele przeszedł dreszcz. Malfoy najwidoczniej
także nie chciał do takiej sytuacji doprowadzić. Speszył się, ale po chwili
musiał przyznać, że nawet mu to odpowiada. Czego nie można było powiedzieć o
Hermionie. Ledwo stanęła na nogi, które były jak z waty.
-
Merlinie, wyglądasz jakby ktoś cię oblał czerwoną farbą – roześmiał się Malfoy
i wstał z kanapy. Hermiona zakryła twarz dłońmi i odwróciła się do niego
plecami, nie chcąc, aby na nią patrzył. Nienawidziła go za to, do czego
doprowadził.
-
Co za żenująca sytuacja – jęknęła w dłonie, nie mogąc się otrząsnąć z tego, że
siedziała na kolanach Malfoya. Usłyszała jak chłopak parska śmiechem.
-
Moim zdaniem, to było ciekawe doświadczenie.
-
Trzymać szlamę na kolanach? – zadrwiła, a w jej głosie słychać było lekkie
zdenerwowanie. Nie wiedziała również, że tym komentarzem również niezadowoliła
mężczyznę stojącego za nią.
-
Przestaniesz się w końcu tak nazywać?
Hermiona
odwróciła się do niego. Była oburzona. W oczach płonął ogień, a włosy się
naelektryzowały. Wyglądała jak szalejąca burza.
-
Pragnę przypomnieć, że byłeś pierwszą osobą, która mnie tak nazwała!
-
Owszem, jednak już tego nie robię!
-
Nie mówisz, ale myślisz!
-
Nie wmawiaj mi czegoś, co nie istnieje!
-
Przestań na mnie krzyczeć!
-
Sama zaczęłaś!
-
Nieprawda!
-
Prawda!
-
Nieważne, jesteś okropny – warknęła i popatrzyła na niego jak na coś
obrzydliwego. Nie musieli krzyczeć, ponieważ dzielił ich zaledwie krok, jednak
oboje byli już wyprowadzeni z równowagi.
-
Brak ci argumentów, więc wyzywasz mnie od okropnych? - zadrwił Malfoy.
-
Po prostu mówię prawdę.
-
W takim razie ja także powiem ci prawdę!
-
Ależ proszę bardzo – zachęciła go, patrząc gniewnie.
-
Jesteś zarozumiałą zołzą, Granger, która wścieka się o byle co.
-
Ach tak? Odezwał się ten, który nie jest zarozumiały. Hipokryta! – spiorunowała
go wzrokiem, dotknięta jego słowami.
-
Ciągle zadzierasz nosa i uważasz się za lepszą!
-
A ty niby nie?! Depczesz po ludziach, uważasz się za cholernego pana świata!
-
Jeśli chodzi o naukę jesteś taka sama. Nie znosisz, gdy ktoś jest od ciebie
lepszy i automatycznie się obrażasz.
-
Za kogo ty się uważasz, że mi to wmawiasz? – spytała rozhisteryzowanym głosem.
-
Hmm, pomyślmy, według ciebie za cholernego pana świata. – zironizował.
-
W takim razie sam się ze mną zgadzasz – zauważyła.
-
Możliwe. Widzisz, Granger, jaka świetna z nas para?
-
Co ty chrzanisz?
-
Panna zarozumiała i zarozumiały, ona zołza, a on cholerny pan świata. Obydwoje
zachowują się jakby byli najlepsi. – zażartował, aby rozluźnić atmosferę, co
niezbyt mu się udało. Granger wyglądała tak, jakby zaraz miała dokonać
brutalnego morderstwa na pewnym blondynie.
-
Nie masz pojęcia, jak zaraz oberwiesz.
-
Czekam, skarbie.
-
Słucham?
-
Śmiało, uderz mnie. – zachęcił ją. Hermiona jednak rozluźniła się, ale tylko na
tyle, aby nie dać w twarz Malfoyowi.
-
W ten sposób nie mam z tobą szans. Rzucam ci wyzwanie. Jutro widzimy się na
arenie podczas obrony przed czarną magią.
-
Nie mogę się doczekać.
-
Wierz mi, ja również.
Puścił jej oczko, a Hermiona tylko
prychnęła niezadowolona. Wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami tak mocno,
że Draco aż się zdziwił, iż nie wyleciały z zawiasów. Nie ma co, nie spodziewał
się, że rozmowa może być tak zróżnicowana. Najpierw się o niego martwiła, bo
wygląda na osłabionego, a skończyło się na tym, że chciała dojść do rękoczynów.
I jak tutaj zrozumieć taką dziewczynę? Jak Bliznowaty i Rudzielec z nią
wytrzymywali?! Była nieznośna. Nie chciał się z nią kłócić, ale każde jej
słowo, ruch, doprowadzały go do białej gorączki. Musiał się przygotować do
jutrzejszego pojedynku. Nie mógł wypaść źle w jej oczach. Nikt nie mógł go
pokonać.
Ups…
Czyż
nie o tym właśnie mówiła Granger?
Wcale
nie zachowywał się jak pan świata, coś sobie ubzdurała! Ta kujonka zawsze była
nienormalna i teraz się doskonale o tym przekonał.
Musiał
jednak przyznać. Wściekła Hermiona Granger wyglądała naprawdę seksownie.
Hermiona trzasnęła drzwiami i
powstrzymała okrzyk złości. Nienawidziła Dracona Malfoya, nienawidziła Dracona
Malfoya. Był okropnym człowiekiem z paskudnym charakterem i nie chciała mieć
już z nim do czynienia. Jakim prawem wytykał jej błędy, kiedy sam nie był
idealny?! I dlaczego ona w ogóle wciąż się przejmuje słowami tej fretki?!
Musiała
się uspokoić… Szybko jednak nadeszła okazja, aby wyładować na kimś swoje
emocje.
-
Nie trzaskaj drzwiami, szlamo, bo zaraz dostaniesz równie mocno – warknął na
nią Zabini, nie wiedząc, o co się prosi. Hermiona odwróciła się natychmiast w
jego kierunku i uderzyła go w twarz.
-
Nigdy, przenigdy tak do mnie nie mów, bo nie dorastasz mi nawet do pięt,
Zabini! Odpieprz się ode mnie raz na zawsze! Ty i twoi chorzy na umyśle
przyjaciele!
I zniknęła mu z oczu, zanim
mężczyzna zdążył się otrząsnąć po mocnym ciosie. Hermiona przeszła jak piorun
przez wspólny salon, potrącając po drodze paru studentów. Mruczała pod nosem
jakieś przeprosiny, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Nagle wpadła na
rudowłosą osóbkę, która lekko się zatoczyła, ale nie upadła.
-
Hermiono! Uważaj jak chodzisz – zwróciła jej uwagę Ginny. – Na Merlina, czy ty
się dobrze czujesz?
-
Pomijając fakt, że właśnie miałam mocną sprzeczkę z Malfoyem, zostałam obrażona
i zwyzywana od zołz, a także dałam w pysk Zabiniemu, to czuję się świetnie. –
prychnęła i oparła się o ścianę.
-
Musisz ochłonąć i na spokojnie mi o wszystkim opowiedzieć – odparła Ginny,
zupełnie przestając się boczyć na przyjaciółkę o te korepetycje. Oczywiście
wiedziała, że one się tak skończą, ale nie miała zamiaru się tym chwalić. Jeśli
Hermiona naprawdę uderzyła Zabiniego, to jej nie zazdrościła. Przyjaciel
Malfoya był nieobliczalny i nawet ona wolała mu się nie narażać.
Razem z Hermioną wyszły na błonia.
Padał delikatny deszcz, ale Hermiona nawet nie zwróciła na to uwagi. Powoli
odzyskiwała swój spokój, a rumieńce na twarzy zniknęły. Ginny wiedziała, że
nadszedł czas na wyrzuty sumienia przyjaciółki. Zdziwiła się, kiedy do tego nie
doszło.
-
Nie żałuję niczego – odpowiedziała Hermiona, gdy przyjaciółka postawiła przed
nią pytanie. – Ani trochę. Powiedzieliśmy sobie wszystko, co o sobie myślimy i
wiem, na czym stoję. Zabiniego się nie boję, cieszę się, że dostał to, na co
zasłużył.
Ginny
nie była jednak tak optymistycznie do tego nastawiona.
Podczas spędzonego razem czasu na
błoniach, Hermiona tryskała szczęściem, co bardzo dziwiło Ginny. Cieszyła się,
że mogą nareszcie normalnie porozmawiać, bez osób trzecich. Przez inne grafiki
lekcji miały dla siebie bardzo mało czasu. Teraz jednak było jak za dawnych
lat. Chciało jej się śmiać, kiedy sobie wyobraziła minę Zabiniego, gdy dostał
od Hermiony, jednak jej obawa była o wiele większa. Wolała nie wiedzieć, jak
może się skończyć zajście temu człowiekowi za skórę.
Hermiona czytała spokojnie książkę w
bibliotece, która lada chwila miała zostać zamknięta. Zbliżał się już wieczór,
a Isellnar powoli szykowało się do spania i przygotowania do następnego dnia.
Zdziwiła się więc, słysząc czyjeś kroki na schodach w bibliotece.
Chwilę potem obok jej stolika zjawił
się Teodor Nott, najwidoczniej bardzo zdenerwowany.
-
Jeszcze ciebie mi dzisiaj brakowało – mruknęła niezadowolona i zamknęła
książkę. Miała dość wrażeń jak na jeden dzień.
-
To nie było zbyt miłe. – skrzywił się Nott.
-
Racja, wybacz.
-
To raczej nie jest jeden z twoich dobrych dni, prawda? – zagadnął.
-
Jakbyś zgadł. – wstała od stolika i odłożyła książkę na półkę. Teodor podążał
za nią jak cień. Wyszli z biblioteki, która najwidoczniej zmieniała się wraz z
porami roku. Drzewa, które w niej rosły zmieniły już barwę swoich liści z
soczyście zielonych na pomarańczowe, czerwone i żółte. Biblioteka teraz
wyglądała jeszcze piękniej, niż kiedy pierwszy raz ją odwiedziła.
Pożegnali się z bibliotekarką i
wyszli z budynku, co dało im możliwość głośniejszego mówienia, z czego chłopak
idący tuz obok niej od razu skorzystał.
-
Nie chciałbym być ta twoim miejscu. Blaise był wściekły. Już dawno nie
słyszałem takich przekleństw pod adresem dziewczyny.
Hermiona
popatrzyła na niego oburzona.
-
Czy ja nie mam ani trochę prywatności?
-
Trudno byś ją miała, kiedy Blaise wydzierał się przy wszystkich kolegach.
-
Nie obchodzi mnie on, zasłużył sobie.
-
Wiesz co, zaczynasz mnie irytować. – warknął. – W ogóle się tym nie
przejmujesz.
-
Dlaczego wy się wszyscy go boicie? – nie mogła tego zrozumieć. – Zabini jest
tylko wrednym wyrostkiem, który uważa, że wszystko mu wolno i wszystko ujdzie
mu na sucho.
-
Nie mogłaś już sobie darować tego incydentu?
-
Nie – podkreśliła jadowicie. – Nikt nie będzie mnie obrażać i mną pomiatać.
Jeśli zacznie wojnę, to proszę bardzo.
Teodor tylko pokręcił głową, nie
chcąc dalej ciągnąć tego tematu. Martwił się o Hermionę, to oczywiste. Zadarła
z niewłaściwym człowiekiem i nawet nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.
Była albo niezwykle głupia, albo niezwykle odważna. Jedno wiedział na pewno.
Upartość to jej drugie imię.
Tej nocy wszyscy spali spokojnie.
Sowy pohukiwały, wodospady szumiały spokojnie, a deszcz bębnił w okna Isellnar.
Wiatr dął gniewnie i gwizdał w szczelinach drzwi i okien. Gwiazdy migotały, zwiastując przyjście nowych
trudności w życiu uczniów. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak mocno sprawy mogą
się skomplikować w najbliższym czasie…
~~~~~~~~~~~~~~
*Emerald – imię puchacza Dracona Malfoya,
które oznacza „Szmaragd” ze względu na jego oczy o tym samym kolorze.
Rozdział gotowy
i cieszę się, mogąc go dzisiaj wstawić. Z weną było trochę ciężko i bałam się,
że nic z niego nie wyjdzie, ale udało mi się go dokończyć przed wyjazdem.
Co do wyjazdu…
Chciałam
wszystkich poinformować, że wyjeżdżam na wakacje do Anglii i będę nieobecna w
dniach od 30 lipca do 23 sierpnia. Nie będę miała oczywiście czasu ani nawet
możliwości pisania na miejscu, dlatego proszę Was o uzbrojenie się w
cierpliwość. Wraz z moim przyjazdem pojawi się nowy rozdział.
Ściskam Was i
życzę udanych wakacji
Sheireen ♥