- Zabiję tego rudzielca, przysięgam. – warknął Zabini, nie mogąc się pogodzić z porażką w potyczce. Przyłożył różdżkę do rany, aby zmniejszyć troszkę obrzęk, ale i tak mało co mu to pomogło.
Draco rzucił się na łóżko przyjaciela, a ten popatrzył na niego spode łba. Na jego czole pojawiły się niewielkie zmarszczki, jakby mu coś nie pasowało.
- Najpierw się odkaź, zanim na cokolwiek się położysz, a tym bardziej jak chcesz leżeć na moim łóżku.
- O co ci chodzi? – spytał Draco, nie rozumiejąc reakcji przyjaciela.
- A o to, że ta szlama Granger na tobie leżała. Ja bym chyba zwymiotował.
- Bez przesady – powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. Blaise spojrzał na niego jak na kosmitę.
- Chyba za mocno uderzyłeś się w głowę podczas upadku. – skomentował, siadając obok przyjaciela. – Co ty w ogóle jej na końcu powiedziałeś? – zainteresował się Zabini, a Malfoy uśmiechnął się.
- Wspomniałem, że na jej miejscu bałbym się zasnąć.
Blaise podniósł się do pozycji siedzącej, a na jego twarzy zagościł szatański uśmiech.
- Masz zamiar coś jej zrobić?
Malfoy uśmiechnął się tajemniczo.
- Sam jeszcze nie wiem, szczerze mówiąc nie omieszkałbym się zajrzeć do jej sypialni.
- Wyczuwam podły plan – w oczach Blaise’a tańczyły ogniki, a w głowie Dracona kumulowały się najróżniejsze myśli. Może rzeczywiście powinien przestraszyć Granger dzisiaj w nocy?
- Niee… - mruknął pod nosem. – Trzeba osłabić jej czujność, a tymczasem niech chodzi niewyspana po zamku.
- Idealnie – przybili razem piątkę, puszczając w niepamięć ślady bójki i ból.
Nagle Blaise spoważniał i spytał się go:
- Zwróciłeś może uwagę na Catherine? Patrzyła się?
- Stary, każdy się patrzył.
- Widziała moją porażkę? – jego głos jakby lekko zgasł, a w głowie zdawały się rodzić coraz to nowe myśli.
- Tak jak wszyscy – dokuczył mu Draco i po chwili wybuchnął śmiechem. – Weasley ma chyba mocny prawy sierpowy, no nie?
- Zamknij się, kretynie. – skrzywił się Blaise, ponieważ ból na policzku ponownie powrócił, na co Draco jeszcze bardziej zaczął się śmiać.
- Jak ja jej się teraz pokażę z taką twarzą.
- Wyglądasz lepiej niż wyglądałeś – zakpił sobie Malfoy, przez co oberwał w ramię. – Serio, Rudzielec zrobił ci darmową metamorfozę twarzy.
- Jesteś beznadziejny, Draco, dlaczego ja cię jeszcze nazywam swoim przyjacielem.
- Bo jestem twoim jedynym przyjacielem.
- Nieprawda.
- No dobra, w takim razie jestem najlepszym z tych wszystkich.
Zabini westchnął, nie chcąc dalej ciągnąć tego tematu. Wciąż dręczyła go myśl przegranej i to, że Catherine Roiiaz widziała jego porażkę. Dlaczego to musiało wydarzyć się na jej oczach?
Draco podniósł się z łóżka i podszedł do lustra, aby przyjrzeć się swoje twarzy. Nie było jeszcze tak źle, jeden mały siniak i pręga nic nie znaczyły. Wygrał z Potterem i gdyby nie Granger, ten już dawno leżałby u stóp martwy. Może nie powinien być tak gwałtowny, ale kiedy chodziło o bliskie mu osoby, nie potrafił się opanować. Zdał sobie sprawę, że Granger już drugi raz obroniła Pottera od zadania mu ostatecznego ciosu. On chyba by schował głowę w piasek, gdyby to dziewczyna go obroniła, ale w sumie czegoż to spodziewać się po Potterze. Zawsze chował się za plecami lepszych. A oni wszyscy nazywają go bohaterem! Już ten cały Weasley wykazał więcej odwagi w bójce niż święty Potter.
Jak on nienawidził tego człowieka…
A ta pyskata Granger powinna znać swoje miejsce! To, jak się rzuciła w obronie Harry’ego wciąż robiło na nim wrażenie, ale nie chciał się do tego przed samym sobą przyznać. Granger już od dawna była dla niego zamkniętym tematem i nie miał zamiaru, aby ten rozczochrany kołtun ponownie przysłonił mu widok na cały świat.
Hermiona była zdezorientowana. W jednej chwili zaczyna się bójka, wpada na Malfoya, chwilę potem znajduje się w pokoju, gdzie Harry kłóci się zaciekle z Ginny, a jej prośby o uspokojenie się nic nie dają. Harry, gdy tylko się otrząsnął pobiegł wściekły do dziewczyny, żądając jak natychmiastowego wyjaśnienia sprawy.
- Z nikim się nie umówiłam, czy ty do reszty zwariowałeś?! – piekliła się rudowłosa.
- Jak mam ci wierzyć, skoro dookoła ciebie ciągle widzę to nowych mężczyzn?! – bulwersował się Wybraniec, nie mogąc sobie wyobrazić sytuacji, w której jego dziewczyna mogłaby trafić w ręce innego chłopaka.
- Cóż – w jej głowie dało się słyszeć nutkę ironii. – Tak się składa, że jestem na kierunku, gdzie studiują przeważnie sami chłopcy.
- Od początku nie podobał mi się ten pomysł…
- To niech ci się spodoba, bo ja nie mam zamiaru rezygnować z marzeń.
Harry milczał przez chwilę.
- Ale Malfoy…
- Malfoy gada różne rzeczy, a ja się dziwię, że wierzysz jemu a nie mi – Ginny była zawiedziona. Jej twarz była cała czerwona ze złości. Prawie nigdy nie kłóciła się z Harrym, ale kiedy przyszło co do czego, ściany pękały i sufity odpadały od ich podniesionych głosów.
Hermiona wyszła z pokoju, nie chcąc przeszkadzać w poważnych rozmowach dwojga ukochanych ludzi. Wargę miała lekko spuchniętą od uderzenia podczas upadku na ramię Malfoya. Miała nadzieję, że ten kretyn uszkodził się o wiele bardziej i bolało go dziesięć razy mocniej niż ją.
Spotkała po drodze Rona, który przykładał lód do nosa i wargi. Przestał już krwawić, ale paskudne siniaki powoli zaczynały pokrywać jego uroczą, piegowatą twarz.
- Jak się czujesz? – spytała, siadając obok niego. Uśmiechnął się.
- Bywało gorzej. Jak Harry i Ginny?
- Nie najlepiej, ale pogodzą się, zawsze to robią – powiedziała i spojrzała na przyjaciela. – Macie dziewiętnaście lat, a wciąż dajecie się prowokować do bójek.
- Proszę, nie zaczynaj… - Ron złapał się za głowę, która zaczynała go boleć od jej gadania.
- Ja się po prostu zastanawiam, kiedy wy w końcu dorośniecie, bo ja nie mam zamiaru brać udziału w waszych durnych potyczkach.
Ron obrzucił ją pełnym wyrzutu spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Machnęła na niego ręką i wstała, aby wyjść, kiedy usłyszała, jak ktoś ją woła:
- Hermiono? Masz wolną chwilkę?
Odwróciła się, dostrzegając Teodora i uśmiechnęła się lekko, co utrudniła jej boląca warga. Podeszła do chłopaka, a ten wziął ją lekko za rękę i poprowadził na górę po schodach, ku dormitorium chłopców.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- Do mojego pokoju. – odpowiedział krótko.
- Po co? – miała wielką ochotę się zatrzymać, ale podążała dalej za chłopakiem.
- Pogadamy na miejscu.
Nie naciskała. Kiedy doszli prawie do końca korytarza, Teodor otworzył drzwi i puścił ją przodem. Weszła niepewnie. Pokój wyglądał zupełnie tak samo jak pokój Malfoya, Zabiniego, Harry’ego i Rona. Innymi słowy – wyglądał jak każdy inny pokój chłopaków i Isellnar. Była wdzięczna, że nikogo nie było w środku. Zżerała ją ciekawość, co też Teodor ma jej do powiedzenia.
- Czy ty już kompletnie zwariowałaś? – spytał na wstępie i podszedł do szafki, gdzie trzymał piwo kremowe. Hermiona stanęła jak głupia, nie wiedząc, o co chłopakowi chodzi.
- Co masz na myśli? – zaczęła niepewnie.
- Wdałaś się w bójkę z Malfoyem.
- Niekoniecznie ja. – broniła się. Usiadła na kanapie, splotła palce ze sobą i spuściła wzrok na swoje dłonie. - Po prostu stanęłam w obronie przyjaciela.
- Nie masz pojęcia jak się tym samym naraziłaś Draconowi i Blaise’owi.
Oburzyła się. Tego było za wiele, przecież ona nic nie zrobiła, nie ona rozpoczęła tą głupią sytuację.
- Czemu niby to JA się im naraziłam? – podniosła głos zdenerwowana. – To Malfoy, ten idiota zaczął denerwować Harry’ego.
- Owszem, ale słuchałem już tego wszystkiego, co mówił po lekcjach Draco. Jest wściekły, że stanęłaś mu na drodze. Miał Pottera w garści, a ty ponownie go obroniłaś.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Malfoy najwidoczniej postradał wszelkie zdrowe komórki. Przed jej oczami stanął obraz znienawidzonego mężczyzny i to, jak na nią patrzył, kiedy razem upadli na posadzkę.
Teodor podszedł do niej i usiadł obok, a ona uniosła lekko głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Ujął delikatnie jej podbródek, aby przyjrzeć się rozciętej wardze i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Po prostu martwię się o ciebie. – mruknął. Skrzywiła się delikatnie.
- Nie masz o co, jestem dorosła, dam sobie radę. – odpowiedziała.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich blondwłosy chłopak. Nie musiała dostrzec jego twarzy, aby wiedzieć, kim on jest. Natychmiast odsunęła się od Notta, jednak nie uszło to uwadze cudownych szarych oczu.
- Proszę, proszę, czyżbym przeszkodził? – wszedł do środka, trzaskając drzwiami przy zamykaniu. Jego ton był opryskliwy, a na twarzy malował się szorstki uśmiech. Jego prawa brew była delikatnie podniesiona, gdy na nią spojrzał.
Teodor podniósł się z kanapy spokojnie i powoli. Hermiona podziwiała go, że tak bardzo panował nad emocjami. Była pewna, że wpadnięcie Malfoya go zdenerwowało.
- Do siedemnastej jeszcze trochę czasu, Draco, a nie przypominam sobie, bym ci pozwolił przybyć wcześniej – jego głos był ostry niczym brzytwa.
- Rozumiem, że byłeś zajęty swoim uroczym gościem? – podkreślił jadowicie, obrzucając ją nieodgadnionym spojrzeniem.
- W rzeczy samej, byliśmy zajęci – Nott podszedł do wielkiego kredensu, z którego wyjął parę opasłych tomów i zeszytów, a następnie położył je na biurko. Zaczął powoli przeczesywać środek książek, jakby czegoś szukał. Hermiona zupełnie nie wiedziała, co zrobić. Z jednej strony chciała zostać, aby pobyć jeszcze z Nottem, z drugiej zaś wzrok Malfoya był tak przeszywający, że uciekłaby stąd jak najdalej.
- Ładna warga, Granger. Opowiesz mi skąd masz to rozcięcie? – zaczepił ją, siadając obok niej.
- Daj mi spokój… - westchnęła.
- Zawiedziona, że przerwałem wam i przeszkodziłem w miłym spotkaniu? – zniżył głos tak, aby tylko ona mogła go usłyszeć. Spojrzała na niego z politowaniem. W jej brązowych oczach błysnęły tajemnicze iskierki, co bardzo przykuło uwagę siedzącego obok arystokraty.
- Tym razem nie miałeś szczęścia, Malfoy, ponieważ nie przeszkodziłeś nam. Zdążyliśmy już zrobić to, co chcieliśmy i był cudownie. – nie mogła się powstrzymać. Zagryzła lekko wargę i uśmiechnęła się delikatnie. Obserwowała uważnie każdy ruch Malfoya.
- Ach tak… to… dobrze – uśmiechnął się, co wyszło mu trochę krzywo. Hermiona zauważyła jak jego mięśnie się napinają i musiała przyznać, że podobało jej się wpędzanie go w taki stan. Zdmuchnął z czoła lekko opadające kosmyki włosów.
- Coś ty taki spięty, Malfoy? – nie mogła ukryć rozbawienia. Chłopak spojrzał na nią i już miał odpowiedzieć, kiedy…
- Znalazłem – usłyszeli głos Notta, który wyjął jakieś notatki z zeszytu. Malfoy wstał z kanapy i schował papiery do kieszeni spodni, skąd wystawała różdżka.
- Dzięki, stary, odwdzięczę się kiedyś – Draco klepnął go po plecach i wyszedł w pokoju, zostawiając ich samych.
Teodor spojrzał na nią pytająco, widząc jej delikatny uśmiech. Poprawiła brązowe loki, które wpadały jej do oczu i na twarz.
- Skąd to zadowolenie? – spytał, a kąciki jego ust podniosły się delikatnie do góry. Hermiona spojrzała na niego lekko speszona, a na jej twarzy wciąż gościł ten słodki uśmiech. – Znam ten wzrok i uśmiech, Hermiono, co znowu przeskrobałaś? – zainteresował się.
- Zabijesz mnie… - zaczęła.
- W życiu, tego nigdy bym nie zrobił – zaprzeczył, siadając obok niej. – No gadaj, co już powiedziałaś przy Malfoyu.
Odchrząknęła, wciąż speszona. Wiedziała, że musi się przyznać Nottowi do tego, co właśnie palnęła Malfoyowi, ale było to o wiele trudniejsze niż myślała.
- Cóż… chyba niechcący powiedziałam coś nawiązującego do nas… - spuściła wzrok, doskonale wiedząc, że nie musi wyrażać się dokładniej, aby brunet zrozumiał.
- Niechcący? – w jego głosie usłyszała rozbawienie. Spojrzała na niego, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Przepraszam – wydukała niepewnie, ale Teodor tylko pokręcił głową.
- Jesteś niemożliwa, przysięgam.
- Nie gniewasz się?
- Oczywiście, że nie, niech Malfoy sobie myśli co chce. Nic dziwnego, że wyszedł stąd taki spięty – zauważył słusznie, a Hermiona spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Skąd u niego taka reakcja?
- Mogę się tylko domyślać – mruknął, a ton głosu miał niechętny. Uznała, że nie będzie naciskać. Teodorowi uśmiech zniknął z ust, był teraz jakiś przygaszony.
Uznała, że czas się zbierać, chociaż bardzo by chciała zostać z chłopakiem o wiele dłużej. Był o wiele mężniejszy i doroślejszy od Harry’ego i Rona, którzy dla niej nadal byli jeszcze dziećmi. Kochała ich jak braci i nigdy nie zamieniłaby ich na nikogo innego. To samo zaczynała czuć do Teodora i zaczynała się obawiać. Nie mogła przecież za bardzo się przywiązywać do kogoś, kogo przyjaźni nie była pewna. Jeszcze bardziej męczyła ją myśl, że w końcu przyjaźń między mężczyzną a kobietą może zostać zastąpiona przez coś zupełnie innego.
Pierwszy mecz quidditcha w tym sezonie wypadał w środku pażdziernika. Wdowy przeciwko Błyskawicom. Hermiona siedziała na trybunach, obserwując jak jej przyjaciółka Ginny Weasley mknie za chłopakiem z przeciwnej drużyny i siedzi mu na ogonie. Jeden porządny ruch i kafel był już jej. Mknęła jak błyskawica ku bramkom, kiedy nagle ktoś wyrwał jej kafla. Harry zaklął obok. Był niezwykle przejęty, chociaż Hermiona wiedziała, że jest lekko zazdrosny, gdyż i on chciałby zagrać w drużynie. Starał się o miejsce od początku roku i jak na razie dowiedział się tylko tyle, że będzie mógł zastąpić kogoś, kto z danych powodów nie będzie w stanie zagrać na miejscu szukającego.
Hermiona widziała jak Catherine dopinguje drużynę Ginny, która grała w Błyskawicach. Wynajęli ją jako nową maskotkę i jak widać całkiem dobrze jej szło, gdyż przedstawienie łączone z tańcem i magią było doskonałym rozpoczęciem tego szalonego meczu. Już teraz trafiła się jedna bójka zakończona gwizdkiem trenera. Rezultatem była mocno krwawiąca warga przeciwnika. Studenci byli bardziej bezpośredni, a co z tym idzie - w grze bardziej brutalni. Dlatego już teraz Hermionie nie spodobał się ten sport. Quiditcha w Hogwarcie tolerowała, gdyż nauczyciele dbali o bezpieczeństwo uczniów, a tutaj? Tutaj liczyła się jedynie wygrana.
Harry i Ron darli się w niebogłosy, dopingując drużynę białych, w której grała Ginny. Zawodnicy ubrani na czarno jednak wygrywali, co jeszcze bardziej podjudzało białych do brutalniejszej gry. Pokręciła głową i rozejrzała się po trybunach. Neville był tak podekscytowany, że prawie wypadał za barierki, Luna czytała książkę, co jakiś czas wpatrując się w niebo i na wynik gry. Teodor rozmawiał z kolegami z trzecich klas, a jego twarz była niezwykle poważna, jakby chodziło o coś ważnego. Tuż obok niego siedziała cała banda byłych Ślizgonów. Malfoy z innymi oczywiście kibicowali czarnym zawodnikom. Blaise przeklinał za każdym razem przeciwnika, kiedy ten leciał wystarczająco blisko, aby go usłyszeć. Terrence śpiewał jakąś dziwną piosenkę, której słówa rozmywały się i dochodziły do niej już jako niewyraźne echo.
Ron widząc, że Hermiona rozgląda się po trybunach i nie jest zainteresowana grą spytał się:
- Hermiono, czy mogłabyś nam przynieść trochę piwa kremowego? Tam jest budka z żarciem. - pokazał palcem na straganik z przekąskami. Hermiona uznała, że pójdzie, jednak oczekiwała jednego słowa. Rudzielec widząc, że nie idzie, domyślił się, o co chodzi i dodał:
- Bardzo cię o to proszę.
- Teraz lepiej - mruknęła z uśmiechem i wstala z ławeczek, ruszając w kierunku straganu. Przeciskała się przez uczniów, którzy denerwowali się, gdy przesłaniała im widok, ale miała to szczerze daleko gdzieś. Niestety musiała przejść przez tłum Ślizgonów, oraz wyminąć wystawioną nogę Pansy Parkinson i Milicenty Bulstrode, które bardzo chciały, aby się wywróciła. Udało jej się jednak dojść do stoiska z piciem bez potknięcia. Zakupiła trzy piwa kremowe i machnęła różdżką tak, aby utrzymały się w powietrzu. Tak będzie jej o wiele lepiej przejść przez tłum rozszalałych jak małpy w dżungli kibiców.
Szła właśnie obok gangu Malfoya, kiedy Wdowy zdobyły punkt. Podnieśli się z miejsc, aby wiwatować. Na nieszczęście nie zwróciła uwagi na ponowną przeszkodę w postaci podstawionej nogi Pansy. Potknęła się i upadła na kolana, a różdżka wypadła jej z ręki, przez co całe piwo kremowe poleciało na grupę wrednych dziewczyn. Śmiech Pansy i Milicenty natychmiast przerodził się w krzyki i przekleństwa pod jej adresem.
Odnalazła różdżkę i cała wściekła wstała. Miała odejść, kiedy mocny uścisk Milicenty, która wciąż bardziej przypominała chłopaka, złapał ją za ramię i zaciągnął z powrotem na miejsce.
- Przepraszaj nas natychmiast, szlamo! - warknęła swoim donośnym, grubym głosem, czym zwróciła uwagę paru osób siedzących obok. Nikt jednak nie mial odwagi się odezwać. Milicenta wyglądała jak córka Aresa, boga wojny. Jednym uderzeniem mogła doprowadzić kogoś do utraty przytomności.
- Niby za co? - warknęła Hermiona czując, jak rumieńce wściekłości pojawiają się na jej twarzy.
- Nie udawaj głupiej, idiotko, patrz co zrobiłaś - warknęła Pansy, szturchając ją. Hermiona nie dała się wyprowadzić z równowagi. Mocniej wbiła się w posadzkę, aby nie upaść pod wpływem pchnięcia. Czuła, jak różdżka piecze ją w dłoń. Wystarczyło jedno słowo...
- Nie będę przepraszać za coś, czego nie zrobiłam. Same do tego doprowadziłyście, podstawiając mi nogę. - odparła hardo. Malfoy, Zabini i Higgs odwrócili się, aby posłuchać, o co też kłócą się dziewczyny.
- Było patrzeć pod nogi, ślepoto - zakpiła Pansy, wyciskając piwo kremowe z mokrych włosów.
- To już wasz problem - wzruszyła ramionami Hermiona i już miała odejść, gdy Milicenta ponownie ją szarpnęła. Syknęła z bólu.
- Taka z ciebie mądralińska? Zobaczymy jak teraz się zachowasz - popchnęła ją z całych sił, a niczego nie spodziewająca się Hermiona poleciała do tyłu. Mocno zacisnęła powieki, a serco podskoczyło jej do gardła. Już szykowała się na bolesny upadek, kiedy poczuła, że ląduje w czyichś mocnych i silnych ramionach.
Otworzyła oczy, cała roztrzęsiona. Jak się okazało, tuż za nią stał Terence Higgs, który uratował ją przed połamaniem kości. Postawił ją bezpiecznie na ziemi, a jej serce wciąż szybko biło ze strachu.
- Dziękuję - wyjąkała, a ten uśmiechnął się szeroko.
- Nie ma za co, panienko - puścił do niej oczko. Hermiona otrząsnęła się, kiedy usłyszała podniesione głosy dwóch dziewczyn, Notta i Malfoya. Higgs tylko machnął ręką i wrócił do oglądania meczu, a Zabini przysłuchiwał się swoim kolegom, co jakiś czas obrzucając Hermionę pełnym pogardy spojrzeniem.
- Chyba nie będziecie bronić tej szlamy, co chłopcy? - zakpiła Pansy. - Draco, daj spokój, wyzywasz ją od najgorszych i najchętniej sam byś ją popchnął, a teraz stajesz w jej obronie?
- Daj spokój, Pansy - warknął Malfoy, a mięśnie na jego rękach napięły się gwałtownie. - Sama doskonale wiesz, że nie popchnąłbym dziewczyny, ani tym bardziej nie uderzył. Nie podoba mi się jednak to, że zganiasz na kogoś winę za coś, do czego sama się przyczyniłaś.
- Tak nagle odezwało się w tobie dobre serce? - zakpiła Milicenta i uśmiechnęła się, pokazując krzywe zęby. Hermiona dostrzegła, że brak jej jednego zęba, którego zapewne straciła w bójce.
Hermiona nie usłyszała już, co Malfoy odpowiedział, ponieważ miała dość. Była wściekła na wszystkich i na wszystko. Ruszyła schodami na górę trybun, aby opuścić boisko i mecz, kiedy usłyszała za sobą głos Teodora.
- Zaczekaj! - zawołał za nią i zrównał z dziewczyną krok, ale ona nie miała ochoty z nikim rozmawiać.
- Zostaw mnie, Teodorze. - mruknęła pod nosem, ale chłopak uparcie podążał za nią, co ją zirytowało. Chciała zostać sama, uspokoić się, ponieważ już teraz traciła panowanie nad sobą. Nie mogła wybuchnąć, nie tutaj.
- Hermiono, chyba nie pójdziesz teraz obrażona na cały świat? Nie zachowały się właściwie, bo są głupie i wredne, ale...
- Nie chcę słuchać jak ich bronisz.
- Absolutnie ich nie bronię, nie znoszę tych dziewczyn - upierał się i wciąż był w stanie zrównać z nią krok.
- Odwal się, okej?! - krzyknęła i gwałtownie stanęła. Stało się. Straciła panowanie nad sobą. Dlatego chciała być jak najdalej ludzi, jak najdalej od tych dziewczyn, aby nie rozpocząć ponownej bójki, a teraz jej cała negatywna energia została wyładowana na Teodorze.
- Co ja ci zrobiłem? - zdenerował się.
- Jesteś! Tutaj, teraz przy mnie! Nie dajesz mi spokoju! - krzyczała, a jej myśli pędziły jak szalone. Po skórze przeszedł dreszcz, kiedy Teodor spojrzał na nią jak na kogoś obcego.
- Ach tak? W takim razie czego sobie życzysz, księżniczko! - machnął na nią dłonią i wrócił zdenerwowany w stronę boiska, gdzie dochodziły krzyki i wiwaty z powodu zdobytych punktów.
- Nie mów tak do mnie!
- Będę mówił jak mi się żywnie podoba - odwarknął i już go nie było. Zniknął w tłumie, zostawiając ją rozpaloną i zdenerwowaną.
Ruszyła w stronę lasu, który szumił złowieszczo. Jej kroki były gwałtowne, a oddech przyśpieszony. Po chwili jednak uspokoiła się, a kiedy doszła na skraj lasu, osunęła się po pniu drzewa i poczuła pustkę w sercu oraz ogromne wyrzuty sumienia.
Teodor był jedyną osobą, która zobaczyła, że coś się stało, która za nią poszła i chciała ją pocieszyć. A ona tak brutalnie go odrzuciła. Zabolało ją serce, kiedy przypomniała sobie jego chłodny wzrok. Właśnie pokłóciła się z przyjacielem z powodu sprzeczki z bezwartościowymi dziewczynami. Doszły ją krzyki i oklaski dla wygranej drużyny. Nawet nie chciało jej się zastanawiać, czy drużyna Ginny wygrała. Nie interesowała jej impreza dla zwycięzców, zabawy ani to, że przyjaciele będą się zastanawiać, gdzie też się podziewa.
Chłodny wzrok Teodora wciąż przewiercał jej myśli na wylot.