Zbudziła ją poduszka, którą dostała prosto
w twarz. Cóż za przyjemną pobudkę przyszykowała jej przyjaciółka z samego rana!
-
Wstawaj, Hermiono! – usłyszała nad sobą ponaglający głos Ginny. - Za pięć minut
rozpoczynają się twoje zajęcia.
Otworzyła
oczy, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Jak to możliwe, że zaspała? Zawsze
przecież budziła się na czas, a tymczasem miła zaledwie pięć minut do dzwonów
oznaczających początek lekcji. Zerwała z siebie kołdrę. Ginny wybiegła już z
dormitorium, aby zdążyć na zajęcia, a ona została sama. Wstała z łóżka i
podniosła swoją torbę i wrzuciła do niej szybko książki potrzebne do
dzisiejszych zajęć. Och, co za nieodpowiedzialność z jej strony!
Pobiegła do łazienki, aby szybko
doprowadzić się do ładu. W tym samym czasie usłyszała dzwony na lekcje. Kiedy
stała przed lustrem myjąc zęby zauważyła coś dziwnego. A mianowicie to, że
miała na sobie wczorajsze ubrania. Zmarszczyła brwi i przez chwilę zwolniła
tempa, aby sobie przypomnieć, jak się znalazła w swoim łóżku, ponieważ do
niczego takiego nie doszło. Uznała
jednak, że pomyśli nad tym na lekcjach, ponieważ i tak już była spóźniona.
Zmieniła ciuchy na świeże i rozczesała szybko włosy. Złapała w biegu torbę i
szybko wypadła z pokoju wspólnego pierwszoklasistów.
Kiedy dotarła do klasy zajęć była
cała zasapana. Otworzyła drzwi, tym samym zwracając na siebie uwagę reszty
klasy. Zarumieniła się i przeprosiła profesora, a następnie zajęła wolne
miejsce niedaleko Pansy Parkinson, która… siedziała razem z Catherine.
Zmarszczyła brwi, ale odwróciła wzrok i spojrzała prosto w stalowoszare oczy
Dracona Malfoya, który siedział w ławce obok i uśmiechał się szelmowsko.
Westchnęła w duszy i z rozkołatanym sercem wyjęła książki z torby, aby się
przygotować do lekcji. Co prawda nic nie straciła, ponieważ profesor Carter od
zaklęć nie nauczył ich na razie niczego, czego by nie potrafiła. Mogła więc
poświęcić myśli zupełnie czemuś innemu.
Przypomniała sobie wczorajszy
wieczór. Pamiętała, że była strasznie zmęczona, a potem pojawił się Malfoy. Jak
przez mgłę słyszała w myślach rozmowę z nim. Zaczął zachowywać się dziwnie, a
potem… potem najwyraźniej zasnęła, albo nie pamiętała, co działo się dalej.
Obudziła się w swoim łóżku, ale wiedziała, że gdyby sama do niego doszła, to na
pewno przebrałaby się w piżamę.
Zerknęła ostrożnie na Malfoya, który
skrobał coś z tyłu zeszytu. Czy to możliwe, aby on… nie. Zrobiło jej się
niedobrze na samą myśl o tym. Co prawda wciąż miała w głowie jego słowa i to
jak się zachowywał, ale coś jej tu nie pasowało. Dlaczego Draco Malfoy miałby w
ogóle zanosić ją do jej łóżka? To absurd. Jednak ta opcja wydawała się
najbardziej prawdopodobna. Po chwili dotarło do niej to, że chłopak w ogóle
pojawił się na zajęciach, a przecież nie było go od ponad tygodnia.
Kiedy już razem z Harry i Ronem
wyszli z klasy, chłopcy powiedzieli jej, że nie mogli uwierzyć w jej spóźnienie
i podejrzewali najgorsze. No tak, bo przecież takie prymusy jak ona muszą
zawsze chodzić jak w zegarku.
Po transmutacji czekał ich sprawdzian z
eliksirów. Hermiona była przekonana o swojej klęsce, ponieważ wczoraj zasnęła
zamiast się uczyć. Mimo gorąca buchającego z kociołka, potu na czole i strachu,
że źle zamieszała w kociołku jej eliksir na sam koniec przybrał zadowalającą
barwę, więc humor lekko jej się polepszył. Do czasu.
Wyszli
z klasy eliksirów z westchnieniem pełnym ulgi. Mieli przed sobą długą przerwę
na lunch. Hermiona mimo iż nie jadła śniadania nie czuła zbytnio głodu, jednak
Ron jak zwykle oznajmił, że musi coś przekąsić. Szli właśnie korytarzem do
jadalni, kiedy usłyszeli głos Zabiniego dobiegający po ich prawej stronie.
-
Patrzcie któż to idzie. Szlama, Rudzielec i Bliznowaty. Hej, Potter! Jak tam
twoja dziewczyna? Wierna, czy tylko ci się wydaje?
Hermiona
poczuła nagły przypływ zdenerwowania. To już po prostu zamierzało się robić
nudne i dziecinne, jednak Harry i Ron jak zwykle dali się wyprowadzić z
równowagi, dlatego wiedziała, że musi zareagować. Zanim jednak zdążyła się
odezwać, usłyszeli jak idący obok Malfoy mówi do Zabiniego.
-
Styl pysk, Blaise i daj ludziom spokój. Przestań w końcu się pogrążać, to się
robi nudne. – powiedziawszy to odłączył od grupy najwidoczniej bardzo z czegoś
niezadowolony. Wszyscy osłupieli w jednej chwili i dopiero po paru sekundach
wściekły Zabini ruszył się z miejsca, patrząc z pogardą na nią i jej
przyjaciół.
Kiedy usiedli na ławkach przy
stołach pełnych jedzenia, Ron jeszcze bardziej ją zaskoczył. Pierwsze, co
zrobił, to wcale nie było rzucenie się na pyszną stertę jedzenia.
-
Malfoyowi chyba naprawdę coś się stało. Spodziewałem się, że zaraz naskoczy na
nas razem z tym przygłupem.
-
Tylko i wyłącznie dlatego, że wciąż jest w żałobie. Kiedy mu przejdzie znowu
będzie gnojkiem – mruknął Harry, nakładając sobie jedzenie na talerz.
„A
może on rzeczywiście się zmienił po tym wszystkim?” – chciała dodać Hermiona,
jednak wiedziała, jak na jej słowa odpowiedzą chłopcy. Oni po prostu
krytykowali Malfoya dla zasady. Chociaż czy możliwe jest to, aby Malfoy
kiedykolwiek się zmienił?
Po lekcjach udała się do biblioteki.
Zastanawiała się, co też się stało Catherine, ponieważ dzisiaj cały dzień
siedziała i śmiała się razem z Pansy Parkinson. Wiedziała, że musi być teraz
ostrożniejsza z tym, co mówi dziewczynie, ponieważ nigdy nie wiadomo, czy Pansy
nie przeciągnie jej na swoją stronę – a tak się właśnie działo.
Spacerowała po zakamarkach
biblioteki, próbując znaleźć jakąś interesującą lekturę, kiedy nagle ktoś
złapał ją delikatnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Ujrzała przed sobą
Teodora z uśmiechem na twarzy.
-
Ktoś tutaj ostatnio nie miał dla mnie czasu – w jego głosie brzmiała uraza,
jednak wiedziała, że chłopak wcale nie jest obrażony. Doskonale zdawał sobie
sprawę z tego jak ważna jest nauka. – Jak sprawdzian z eliksirów? – zagadnął.
-
Bardzo dobrze – odpowiedziała i przeczesała mu czarne włosy, które zmierzwiły
się od zimowego wiatru. – A tobie jak idzie historia magii? Podobno jest coraz
ciężej…
-
To prawda, ale jestem nienajgorszy – usłyszała w jego głosie nutkę zadowolenia.
Uśmiechnęła się.
-
Jestem z ciebie dumna – oznajmiła i po chwili przypomniała sobie, co chciała
zrobić. Stanęła lekko na palcach i pocałowała delikatnie chłopaka w usta.
Popatrzyła mu w oczy, które automatycznie się ożywiły. – Dziękuję jeszcze raz
za prezent.
-
Cała przyjemność po mojej stronie – mruknął i przycisnął ją do regału, aby
złożyć na jej ustach kolejny pocałunek, a Hermiona poczuła motylki w brzuchu z
radosnego uniesienia.
Przerwał im łomot upadających na
podłogę książek. Oderwali się od siebie i spojrzeli prosto na rudowłosą osóbkę,
która stała z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Ginny Weasley była
spetryfikowana.
-
Ginny… - zaczęła Hermiona, ale jej przyjaciółka od razu odzyskała zdolność
poruszania się i zniknęła jej z pola widzenia, nie przejmując się leżącymi na
podłodze książkami. Spojrzała na Notta, który dał jej znać, by ruszyła za
przyjaciółką.
Hermiona miała złe myśli. Wiedziała,
że Ginny będzie zła, ponieważ o niczym jej nie powiedziała, a po drugie
dlatego, że nie znosiła Teodora. Kolejnym powodem był fakt, że Teodor był z
domu Slytherina, a dla Ginny Ślizgon zawsze pozostanie Ślizgonem.
Dogoniła
przyjaciółkę przy drzwiach biblioteki. Udało jej się ją zatrzymać. Weszły do
lodowego korytarza, który został zbudowany z głównego zamku do biblioteki, aby
uczniowie nie musieli brnąć przez śnieg, aby dostać się do tego budynku. Pomimo
otaczającego je lodu we wnętrzu było przyjemnie ciepło, a na dodatek śnieżne ściany
błyszczały tak pięknie, że zapierało dech w piersiach.
-
Ginny, zaczekaj – powiedziała Hermiona i zagryzła wargę ze zdenerwowania. Ginny
powoli odwróciła się w jej stronę.
-
Mam nadzieję, że to, co widziałam, nie było prawdziwe. Ja śnię, a to tylko głupi
sen. – powiedziała do siebie Ruda, marszcząc brwi. Hermiona westchnęła ze
zrezygnowaniem.
-
To nie jest sen, Ginny. Ja i Teodor…
-
Jesteście parą? – popatrzyła na nią surowo.
-
Nie wiem, czy to można tak nazwać. Po prostu daliśmy sobie szansę, aby sprawdzić,
czy to w ogóle wypali… - zdawała sobie sprawę z tego, jak to głupio brzmi.
Teodor był dla niej tylko i wyłącznie przyjacielem.
-
Najwyraźniej wypaliło bardzo dobrze. – mruknęła rudowłosa, wciąż nie mogąc
dojść do siebie. – Ale dlaczego akurat on?! – wybuchła, nie mogąc już dłużej
kontrolować swoich emocji. Hermiona uśmiechnęła się na widok jej reakcji.
-
Mamy ze sobą dużo wspólnego.
-
I odpowiada ci taki układ? – Ginny najwidoczniej nie mogła jej zrozumieć.
Hermiona przez chwilę milczała. To było dobre pytanie.
-
Nie wiem, czy jestem w stanie poczuć do niego coś więcej niż przyjaźń… -
powiedziała bardzo cicho, bojąc się, że Nott może to usłyszeć. – Ale dałam nam
szansę, jeśli będziemy pewni, że nic z tego nie będzie, automatycznie kończymy
z tym i zostaniemy wyłącznie przyjaciółmi.
-
Myślisz, że to będzie takie łatwe? – spytała z dezaprobatą.
-
Mam taką nadzieję… - odpowiedziała z rezygnacją Hermiona. Ginny pokręciła głową
i uśmiechnęła się po chwili.
-
Chodź, Hermiono. Musisz mi dużo o nim opowiedzieć – mrugnęła do niej znacząco,
a Hermiona uśmiechnęła się szeroko i razem z przyjaciółką ruszyła lodowym
tunelem, rozmawiając i śmiejąc się po drodze.
Kiedy weszły już do zamku i
przechodziły przez oświetlone świecami korytarze usłyszały dobrze znajome głosy
i od razu uśmiechy zeszły z ich rumianych twarzy. Przyśpieszyły, aby szybko
dotrzeć na miejsce. Już na zakręcie ukazały im się dwie wysokie sylwetki. Rudy
chłopak zażarcie kłócił się o coś z blondynem.
-
Jeszcze raz się odezwiesz w ten sposób, Malfoy, a mocno pożałujesz. – zagroził
mu Ron, na co Malfoy tylko parsknął śmiechem.
-
Bo niby co ktoś taki jak ty mógłby mi zrobić? Jesteś takim samym gamoniem jak
Longbottom.
-
Co tu się dzieje? – spytała ostro Hermiona, przerywając im sprzeczkę. Malfoy
przewrócił oczyma.
-
Jeszcze tylko Pottera tu brakuje i paczka w komplecie – zadrwił. Ron zaciskał
gniewnie pięści. Malfoy patrzył na Hermionę, przeszywając ją wzrokiem, jednak
nie dała się zwieść.
-
Jeśli ponownie ruszysz Neville’a będziesz mógł się pożegnać ze swoją buźką,
Malfoy – odwarknął, a blondyn cały się najeżył.
-
Czy ty mi grozisz, Weasley? Nie masz pojęcia, w co się pakujesz – uśmiechnął
się wrednie, a w jego oczach zapłonęła żądza mordu.
-
Dość tego! – Hermiona stanęła bliżej Rona i mogła przysiąc, że Malfoy jeszcze
bardziej się spiął.
-
Proszę, proszę, coraz ciekawiej…
-
O co chodzi z Nevillem? – Ginny zwróciła się do Rona, którego twarz przybrała
kolor dojrzałej czereśni.
-
Malfoy – wskazał palcem na blondyna, który patrzył na nich z pogardą. – Pobił
się dzisiaj z Harrym, a kiedy Neville się wtrącił to oberwał jakimś zaklęciem w
twarz i teraz leży w szpitalu! – rozgorączkował się rudzielec, a Hermiona
popatrzyła z wyrzutem na blondyna, który widząc jej wzrok od razu się od nich
oddalił.
-
Co za tchórz… - szepnęła pod nosem Ginny. – Czy Neville… HERMIONO GDZIE TY
IDZIESZ? – zawołała za nią, jednak dziewczyny już dawno przy nich nie było. Co
tchu ruszyła za Malfoyem, który najwyraźniej słyszał jej kroki, jednak nie miał
zamiaru się odwrócić ani zatrzymać.
Wpadli do Pokoju Wspólnego, gdzie
musiała się przeciskać między ludźmi, aby dopaść chłopaka. Musiała z nim
poważnie porozmawiać. Zdziwiła się, kiedy Draco nie skręcił do swojego
dormitorium, tylko poszedł dalej. Dogoniła go, gdy otwierał drzwi od jakiegoś nieznanego
pokoju. Odwrócił się w jej stronę, a w jego pięknych szarych oczach szalała
burza.
-
Czego za mną idziesz, Granger? – warknął, patrząc na nią z góry. Kiedy jednak
otworzyła usta, uchylił drzwi i wciągnął ją za sobą do środka. Zaniemówiła.
Byli pokoju, w którym stały nierozpakowane walizki.
-
Czyje to dormitorium? – spytała, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Malfoy
podszedł do okna i odpowiedział, nawet na nią nie patrząc.
-
Dostałem własny pokój.
-
Ale… dlaczego? – nie rozumiała. Odwrócił się w jej stronę z sarkastycznym
uśmieszkiem.
-
Drodzy profesorowie uznali, że jestem zbyt agresywny i nie powinienem na razie
przebywać w towarzystwie swoich przyjaciół.
Hermiona
milczała. Patrzyła dalej na Malfoya, który zirytowany odwrócił się w stronę
okna, opierając się rękami o parapet. Jego blond włosy były potargane, jednak
wyglądał naprawdę wspaniale. Jej rozczochrane włosy natomiast nie sprawiały
takiego wrażenia. Jak zwykle żyły własnym życiem.
-
Najwidoczniej mieli ku temu powody. Pobiłeś Harry’ego, a Neville trafił do
szpitala. – powoli do niego podchodziła. Widziała, jak jego palce zaciskają się
na krawędzi parapetu.
-
Oczywiście, że mieli powody – odpowiedział niby spokojnie, jednak w jego głosie
było tyle goryczy, że aż zmarszczyła brwi. – W końcu jestem synem pieprzonego
śmierciożercy, po którym odziedziczyłem charakter. – wbił szary wzrok w
krajobraz rozciągający się za oknem.
Hermiona
oparła się o parapet i spojrzała na niego, widząc bok jego twarzy.
-
Nieprawda. – odpowiedziała cicho. Odwrócił wzrok z nieba na nią i spojrzał
prosto w oczy. Trochę się skrępowała i natychmiast spojrzała gdzieś indziej.
Uśmiechnął się kpiąco.
-
A co ty możesz o mnie wiedzieć, Granger?
Zagryzła
dolną wargę. To prawda. Co ona mogła o nim wiedzieć? Przez wszystkie lata drwił
z niej i szydził. Jednak odrzuciła wszystkie nieprzyjemne wspomnienia i starała
się patrzeć na niego jak na kogoś, kto nie był jej odwiecznym nieprzyjacielem.
Malfoy
zbliżył się do niej i oparł ręce o parapet po jej obydwu stronach. Był teraz
tak blisko, że nie miała gdzie odwrócić wzroku. Serce mocno biło jej w klatce
piersiowej, a oddech przyśpieszył. Mięśnie na ramionach chłopaka były spięte.
Czuła ciepło jego ciała i słyszała spokojny oddech.
-
Dlaczego wciąż tu jesteś? Nie boisz się, że tobie też bym mógł coś zrobić? –
spytał cicho, jakby bardziej siebie. Popatrzyła mu w oczy, a po jej ciele
przeszła fala gorąca. Był blisko. Zbyt blisko. Jej oddech był niespokojny. Dlaczego
tak reagowała?
-
Nie skrzywdziłbyś mnie – nie wiedziała, skąd wzięła odwagę, aby to powiedzieć.
Przypomniało jej się, kiedy Malfoy zwierzył jej się, że nie skrzywdziłby
nikogo, a tym bardziej jej. Jednak w ostatnich dniach pobił parę osób, skąd
więc pewność, że i ona nie ostanie się jego ofiarą?
Wstrzymała oddech, kiedy odgarnął z
jej twarzy parę pasemek włosów, patrzył na jej zagryzioną wargę, a jego oddech
stał się szybszy.
-
Masz rację – odpowiedział cicho. – Mógłbym jednak zrobić zupełnie coś innego.
Hermiona położyła dłonie na jego torsie, który
również był cały napięty. Chciała go delikatnie odepchnąć, co najwyżej wyczuł.
-
Jeśli chcesz, to mogę iść – Hermiona przełknęła ślinę. Jej głos drżał, a
temperatura ciała powoli zaczynała się podnosić. Malfoy zdjął jej ręce z
siebie, jednak ich nie puścił, tylko splótł jej palce ze swoimi i skrzyżował
ich ręce za jej plecami. Poczuła się tak mała i bezbronna. To on tu dominował i
sprawował kontrolę.
-
Bardzo bym tego nie chciał, Granger. Możesz zostać tyle, ile tylko chcesz…
Czuła
jego ciepły oddech na twarzy. Podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy, jednak
to było błędem, bo automatycznie się zarumieniła. Nie mogła znieść tak
bliskiego z nim kontaktu, ponieważ to było… złe. Nie czuła obrzydzenia, wręcz
przeciwnie i właśnie dlatego powinna stamtąd pójść jak najszybciej. Draco
puścił jej ręce i położył na biodrach, a ona wcale się nie wyrwała. Przyjemna
fala przeszła przez jej ciało, dreszcze pieściły każdy jego skrawek. Jeszcze nigdy jej
ciało tak nie reagowało. Rzadko się zdarzało, aby uczucia u niej przejmowały
kontrolę nad rozumem.
Malfoy
pochylił się nad nią lekko. Hermiona spanikowała i natychmiast odwróciła twarz,
a serce wyskoczyło jej z piersi. Domyślała się, co chciał zrobić Malfoy i wręcz
wychodziła ze skóry, aby oddać mu się, jednak wiedziała, że to by było nie w
porządku w stosunku do Teodora.
Chłopak najwyraźniej wyczuł, o co
chodzi. Puścił ją i odsunął się, dając jej pełną swobodę ruchu. Nie była jednak
w stanie wykrztusić ani jednego słowa, a tym bardziej się ruszyć. Było jej
gorąco, ciało płonęło, a policzki były zaczerwienione. Spojrzała na chłopaka,
który jak zwykle był opanowany i pewny siebie. To wszystko było jedynie
pokrywką tego, co się w nim działo. Wychodził z siebie, jego zmysły były
pobudzone.
-
Malfoy… to wszystko... – zamknęła oczy, aby się skupić na jednej myśli. – Do
tego nie powinno dojść.
-
Do niczego nie doszło, Granger – uśmiechnął się szelmowsko, widząc jak nie
potrafi dojść do siebie. On przynajmniej potrafił to ukryć. Niestety widok
Granger w takim stanie działał na niego jeszcze bardziej pobudzająco. Odgarnęła
włosy z twarzy.
-
Powinnam już iść – oznajmiła i ruszyła stronę drzwi.
-
Jeśli musisz… - wzruszył ramionami.
-
Muszę. – powiedziała cicho i odwróciła wzrok. Nacisnęła klamkę, kiedy usłyszała
jego głos za swoimi plecami.
-
Będę czekać, Granger.
Spojrzała na niego. Patrzył na nią głodnym wzrokiem. Nigdy by nie pomyślała, aby mężczyzna reagował na nią w taki sposób. Poprawił przekrzywiony krawat.
Spojrzała na niego. Patrzył na nią głodnym wzrokiem. Nigdy by nie pomyślała, aby mężczyzna reagował na nią w taki sposób. Poprawił przekrzywiony krawat.
-
Na co? – spytała, chociaż rozum podpowiadał jej, aby uciekała stamtąd jak
najszybciej.
-
Na ciebie – uśmiechnął się. Nie mogła powstrzymać się od delikatnego uśmiechu.
-
Chyba nie myślisz, że wrócę tutaj, aby być z tobą sam na sam?
W
jego oczach zatańczyły ogniki.
-
Z czasem nie wytrzymasz i sama wrócisz. Ja to wiem.
Prychnęła
i wyszła, nie zaszczycając go spojrzeniem. Nie podobała jej się ta pewność, z
jaką to powiedział. Im dalej od niego była, tym oddech się uspokajał, a
temperatura opadała.
Przekręcała się w łóżku z boku na
bok. Wszystko jej przeszkadzało. Zrzuciła z siebie kołdrę, nie mogąc znieść
gorąca. Napiła się wody stojącej obok łóżka i zamknęła oczy. Słyszała spokojne
oddechy swoich przyjaciółek, które już dawno zasnęły. Próbowała wyciszyć myśli.
Dochodziła druga w nocy, a ona nie potrafiła przestać myśleć o tym chłopaku.
Wciąż zastanawiała się, co by było, gdyby jednak nie odwróciła głowy. To było
niemożliwe. Nierealistyczne, zadziwiające.
Draco
Malfoy naprawdę chciał ją pocałować.
~~~~~~~~~~~~~~
Jestem, jestem! :D
Jak obiecywałam, notka na początku weekendu. Kolejna zapewne pojawi się za tydzień. Dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Uwielbiam je czytać i poznawać Wasz punkt widzenia oraz domysły ;*
Pozdrawiam
Sheireen ♥