sobota, 9 lipca 2016

Wakacyjny Eksperyment

           Hermiona siedziała na lekcji eliksirów, notując wszystko, co mówiła ich profesorka. Pogoda była niezwykle paskudna, ponieważ padał deszcz ze śniegiem, tworząc na dworze chłodną, brudną papkę. Na szczęście w sali od eliksirów było ciepło od unoszącej się w powietrzu pary, buchającej wesoło z kociołków. Eliksir, który przygotowywali potrzebował bowiem pół godziny do kolejnego etapu warzenia. Siedziała przy jednym stoliku z Harrym i Ronem, którzy mieli wyjątkowo wesoły humor, co nie zdarzało się na lekcji eliksirów.
           Jak się później okazało, śmiali się z pewnej audycji radiowej, w której Lockhart udzielał wywiadu, opowiadając o okolicznościach utraty pamięci – co z tego, że nic nie pamiętał. W końcu historię można ułożyć na nowo, prawda?
           Rozejrzała się po klasie. Cath bawiła się swoimi lokami i flirtowała z jakimiś dwoma chłopakami, z którymi była w parze. Jeden nazywał się Fabian, a drugi chyba Carl, o ile jej pamięć nie myliła. Tak czy inaczej zamieniła z nimi może z pięć zdań w ciągu całej nauki w Isellnar i nie bardzo wiedziała, co może sądzić o ich charakterze.
           Trzy dziewczyny z ich klasy – Bianca, Flora i Tatiana – patrzyły z obrzydzeniem na swój bulgoczący leniwie eliksir i od czasu do czasu coś do siebie mówiły. Kolejnych trzech chłopaków przeglądało pod ławką jakieś czasopismo, którego wolała nie komentować.
           Dalej siedział Malfoy z Higgsem i Puceyem – bardzo z czegoś zadowoleni. Prychnęła. Miała nadzieję, że eliksir jej i chłopaków będzie dużo lepszy.
           Kiedy nadszedł czas kolejnego etapu, od razu zakasała rękawy i wzięła się do pracy, co jakiś czas upominając chłopaków i dając im jakieś wskazówki. Po dziesięciu minutach pracy ich eliksir prezentował się doskonale. Unosił się nad nim fioletowy, ledwo widoczny dymek, a kolor był wściekle zielony. O to właśnie chodziło.
           Profesorka przeszła się po klasie i z zadowolenie – albo i nie! - przyglądała się ich kociołkom. Pokiwała z uznaniem głową nad ich wywarem, a Hermiona poczuła, że triumfuje. Chociaż oczekiwała, że dostrzeże skrzywioną minę nad kociołkiem Malfoy'a, ale i oni świętowali doskonałe ukończenie eliksiru... Cóż, mogła się tego spodziewać, w końcu blondyn potrafił nie tylko doskonale mieszać w kociołku, ale również w życiu innych, niewinnych ludzi...

           Przechadzała się po bibliotece w poszukiwaniu książek i ksiąg, które pomogłyby jej w pisaniu eseju na następny tydzień z transmutacji, która powoli wykańczała zwykle najlepszą z tego przedmiotu Hermionę. Poziom był coraz trudniejszy, a ona ledwo nadążała z opanowywaniem materiału.
           Biblioteka wyglądała jak zwykle pięknie, niezależnie od pory dnia. Witraże wpuszczały sporo światła do ogromnego wnętrza, a ogromne drzewa, które były oplatane przez schody, miały na sobie sztuczny, wyczarowany śnieg, a na ich gałęziach powieszono bombki, świecidełka i sztuczne sople.            Klimat był magiczny i przepiękny. Bibliotekarka przechodziła między półkami, pilnując, aby wszystkie książki zostały odłożone na miejsce oraz żeby żaden kurz nie opadł na cenne woluminy.
Nagle usłyszała czyjeś podenerwowane głosy, dochodzące z odległego kąta biblioteki. Znała je doskonale, ale co na Merlina te dwie osoby razem robiły w bibliotece?
Zakradła się między półki, aby być bliżej głosów.
- Naprawdę nie mam pojęcia, jak ona może się z tobą przyjaźnić, jesteś kompletnym kretynem.
- Za to ty masz tyle mózgu, co niedorozwinięty gumochłon.
- Odezwał się erudyta od siedmiu boleści...
Hermiona uznała, że nie wytrzyma dłużej. Wyszła zza regałów, tym samym sprawiając, że jednocześnie Ruda i Nott mieli miny niczym "gumochłony z niedorozwiniętym mózgiem".
- Mogę wiedzieć, co tutaj się wyprawia? - spytała Hermiona, podchodząc do ich stolika. Ginny nieudolnie starała się ukryć książki, które leżały przed nią i przed Nottem.
- Rozmawiamy – wymuszony uśmiech wkradł się na jej twarz, ale szybko zniknął, kiedy Hermiona spojrzała na nią z wyrzutem.
- Nie oszukujmy się, doskonale wiem, że się nie znosicie.
- Owszem, masz rację – odpowiedział Teodor, wiedząc, że nie ma co owijać w bawełnę. Ginny chyba również uznała, że tak będzie najlepiej. Hermiona przecież nie należała do osób, które można łatwo oszukać.
- Chodzi o ten list, który dostałam od Notta. A raczej o jego prośbę – odpowiedziała Ginny.
- Wiedziałem, że jej powiesz – parsknął chłopak, przewracając stronę w leżącej przed nim książce.
- Och, zamknij się, nie mogę już cię słuchać. - warknęła rudowłosa.
Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach, coraz mniej podobała jej się cała ta sytuacja.
- Uznałam, że Nott może mieć rację... - powiedziała ostrożnie Ginny, a chłopak uśmiechnął się z satysfakcją. - Przekonał mnie do tego twój atak na Rona, ciągła złość, która w tobie siedzi... oraz to, co mówiłaś o Malfoyu.
- Chodzi o to, że może siedzieć w tobie coś, co ciągle miesza ci w głowie – dodał od siebie Teodor. Hermiona patrzyła to na niego, to na nią, próbując się nie denerwować.
- Uważacie, że zwariowałam. - podsumowała. Nott i Weasley od razu zaczęli zaprzeczać, ale ona już wiedziała swoje. Jej najlepszy przyjaciel i przyjaciółka uznali, że ma nierówno pod sufitem. Nie ma jak bliscy.
- Hermiono, usiądź, to źle wszystko zabrzmiało – zaproponował Theo, a Hermiona przystawiła sobie krzesło do ich stolika. Nie może się przecież zdenerwować – w końcu o to im chodziło, że podobno coś z nią jest nie tak.
OWSZEM, OSTATNIO CHODZIŁA NABUZOWANA, ALE TO PRZEZ CHOLERNEGO, WREDNEGO FACETA! - krzyczało w jej środku.
           Ginny odchrząknęła, jakby chciała coś powiedzieć, ale jednak nie dała rady, dlatego popatrzyła wyczekująco na Notta. Ten najwyraźniej spodziewał się takiej sytuacji, dlatego bez ogródek zaczął.
- Przyjrzałem się ostatnio twojemu zachowaniu, Hermiono i pomyślałem, że może siedzi w tobie coś z czarnej magii.
Co on jej sugerował?
- Dużo na ten temat podczas wojny czytałem. Osoby, które miały z nią kontakt stają się jakby bardziej... szalone. - nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. - Cała twoja złość się potęguje, sprawia, że nie panujesz nad tym, co robisz, twoje pomysły są coraz śmielsze... ciągnie cię do czegoś, co miało związek z czarną magią...
- Lub kogoś – wtrąciła niby od niechcenia Ginny. Hermiona chyba rozumiała, do czego oni zmierzają. I ani trochę jej się to nie podobało.
- Dlatego pytanie brzmi... czy kiedykolwiek rzucałaś jakieś zaklęcie związane z czarną magią? Coś, co...
- Wymknęło się spod kontroli? - dokończyła Hermiona z ciężkim sercem, a wzrok wbiła tępo w drewniany stolik, przy którym siedzieli.
- Powiedzmy... - odparł nieco niepewnie Nott, patrząc na przyjaciółkę z ciekawością. Ginny natomiast sprawiała wrażenie przestraszonej.
           Hermiona schowała twarz w dłoniach, jakby chciała schować się przed całym światem, ale po chwili się otrząsnęła. To byli jej przyjaciele, mogła przecież im powiedzieć.
- Ja... W wakacje czytałam co nieco na ten temat... - zaczęła niepewnie, ale kontynuowała, kiedy przyjaciele spojrzeli na nią wyczekująco. - Znalazłam takie zaklęcie, które miało sprawdzić słabość czarodzieja.
           Pamiętała to teraz tak dokładnie. Po wojnie czuła się słaba, załamana psychicznie. Depresja opanowała jej umysł i nawet Ron przez pewien czas nie był w stanie przemówić jej do rozumu. Czytała książki o czarnej magii, rozmyślając o tym, jak wiele zła uczyniły te zaklęcia. Jak wiele osób zeszło na złą drogę. I wtedy natrafiła na jedno z nich... Miało sprawdzić słabość czarodzieja do zła i wyrządzenia komuś krzywdy. Podobno poznanie siebie z tej strony sprawiało, że człowiek stawał się bardziej odporny na działanie i wpływ złych czarów.
           Próbowała więc, jednak nic nie wychodziło. Kiedy w końcu ze złości machnęła różdżką, zaklęcie wyleciało strumieniem z jej końca i zaczęło się odbijać rykoszetem po całym pokoju. Przerażona ponownie machnęła różdżką, aby "pochłonąć" ponownie zaklęcie do drewienka i prawie jej się udało. Tylko jedna iskra musnęła jej skórę. Była przerażona, ale po chwili stwierdziła, że nic się nie stało. Nie zauważyła żadnych zmian, wszystko było w porządku. Teraz jednak jak coraz bardziej nad tym myślała, trochę nabierało sensu to, co działo się w ostatnich miesiącach jej życia.
           Kiedy skończyła opowiadać o tym Ginny i Teodorowi, oboje milczeli jak zaklęci. Ginny – ponieważ nie potrafiła przetrawić tej informacji, Nott – bo gorączkowo nad czyś myślał.
- Ale to głupota – odpowiedziała z uśmiechem Hermiona. Cały czas jestem taka sama, czasami złość się we mnie potęguje, kiedy...
- Przebywasz obok Malfoya, Ginny, Harry'ego. - dokończył Nott.
- A co Ginny i Harry mają do tego?
- Akurat o nas chodzi najmniej – powiedziała rudowłosa. - Jakby nie patrzeć, ja zostałam opętana przez Voldemorta w drugiej klasie, a Harry był... był horkruksem. Oboje mieliśmy styczność z czarną magią, jednak została ona z sam wypleniona.
- No dobrze, a Malfoy?
- Cały czas ma Mroczny Znak. Czarna Magia tkwi w nim i jest bardzo mocno zakorzeniona. - dodał Nott, przewracając gorączkowo strony jakiejś księgi.
- Ale... - Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć. - To głupie...
- To ma sens – zaperzyła się Ginny. - Ciągnie cię do niego, do oboje macie w sobie to świństwo – bez obrazy – dodała z uśmiechem, a Hermiona wywróciła oczyma. - Uważam, że to jedyne dobre wytłumaczenie. No i ta potęgująca się w tobie złość! Musisz przyznać, że coś w tym jest! - zawołała, a Hermiona i Nott uciszyli ją wzrokiem – w końcu byli w bibliotece.
Brunetka poczuła, że rozbolała ją głowa. To, co mówili jej przyjaciele miało jakiś sens, ale przecież nie poleciała na Malfoya tylko i wyłącznie przez to... był przystojny, miał poczucie humoru, coś co ją pociągało.
           Chociaż to uczucie, kiedy po prostu mogłaby się na niego rzucić... Nigdy tak nie reagowała. Dla niego była w stanie zniszczyć swoją reputację, chrzanić wszystko dookoła. Tak się nie zachowywała rozsądna panna Granger!
- Co ja mam z tym zrobić? - spytała załamana Hermiona. Nie chciała mieć w sobie nic wspólnego z czarną magią.
- Spokojnie – powiedział Nott, łapiąc ją za rękę, a Ginny zmrużyła oczy. On jednak się nie przejął.
- Jak mam być spokojna? Malfoy i inni byli śmierciożercy nie pozbyli się tego znaku, chociaż jestem pewna, że wielu z nich chciało.
- Jak ci się wydaje, dlaczego nie zdjęli? Ponieważ sam Voldemort je rzucił. Zakorzenił w nich to tak mocno, że będą mieć znamię do końca życia. - odparł Theo. - U ciebie to będzie znacznie łatwiejsze, ponieważ – tutaj się uśmiechnął. - Nie obraź się, ale twoje umiejętności z czarnej magii są zapewne tak marne, że nie masz czego się obawiać.
           Musiała przyznać, że trochę ją tym uspokoił. Trochę. Teodor puścił jej rękę i wstał od stolika, aby pozbierać wszystkie książki i odłożyć je na swoje miejsce. Została sama z Ginny.
- Nie jesteś zła? - spytała przyjaciółka.
- Za to, że ukrywaliście coś przede mną? Byłam, ale teraz całkowicie mi przeszło, bo coś w tym dostrzegłam... - wstała od stolika, była załamana. Świadomość, że w tej czystej magii, która płynęła w jej żyłach znajduje się coś, co ją skaziło, odbierała jej dobre samopoczucie. Ale czy sama nie byłą sobie winna? Przecież zabawa z czarną magią nigdy nie przynosiła dobrych efektów, sama ostrzegała przed zaklęciem Sectumsempra Harry'ego. Jak mogła być tak głupia?
           Poczuła, jak mała istotka obejmuje ją i mocno przytula, dając tym samym dowód wsparcia. I była jej za to niezwykle wdzięczna. Teraz obydwie znały swoje sekrety – Ginny opowiedziała jej o Woodzie, a Hermiona przyznała się do tego incydentu z wakacji. Najwyraźniej sytuacja po wojnie sprawiła, że były innymi ludźmi, podejmowały dziwne decyzje, których teraz nigdy by nawet nie kwestionowały.
           Swoją drogą zrozumiała coś innego – Teodor nie był skażony czarną magią, a ją przyciągnęło do Malfoya tylko to, iż posiadał Mroczny Znak. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, co zdecydowało o jego atrakcyjności, jednak szybko odrzuciła od siebie tę myśl.
Nieprawda. To nie mogła być prawda. Miała nadzieję, że było w nim coś, co sprawiło, że była nim tak zauroczona. Jakaś cecha, która przyczyniła się do tego, że każdej nocy nie potrafiła myśleć o nikim innym, niż o Draconie Malfoyu.

~~*~~

           Weekend. Na nic tak bardzo nie czekała jak na kolejny, wspaniały weekend. Dzięki Merlinowi, że wytrzymała ten męczący tydzień. Była już prawie końcówka stycznia, mnóstwo czasu do wakacji i upragnionego wolnego czasu. Nigdy by się nie spodziewała, że będzie oczekiwać końca szkoły, ale ostatnie tygodnie nieźle dały jej w kość.
           Rzuciła się na łóżko i uśmiechnęła pod nosem. Tego właśnie potrzebowała. Spokój, cisza i...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a ona przeklęła pod nosem i wstała z posłania, które przyciągało jak magnes.
           Podeszła do drzwi i je otworzyła, ale kiedy tylko dostrzegła, że stoi w nich Malfoy, automatycznie je zamknęła i ponownie rzuciła się na łóżko. Niech on sobie pójdzie i zniknie z jej życia.
Niestety, nie zapowiadało się na to. Usłyszała, jak drzwi same się otwierają i chłopak wchodzi do środka nieproszony. Byłaby wściekła, gdyby nie fakt, że po prostu nie miała siły się gniewać po takim ciężkim tygodniu.
- Twoje dobre maniery mnie zaskakują, Granger – zaczepił ją.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie.
- Widzisz, jak do siebie pasujemy? - usłyszała rozbawienie w jego głosie. Nie skomentowała tego. - Przyszedłem oddać książkę.
- Nagle odezwało się w tobie dobre sumienie? - zakpiła Hermiona, podnosząc się z łóżka i patrząc na swoją ukochaną książkę do zaklęć.
- Miałem cichą nadzieję, że sama po nią przyjdziesz.
- Czego chcesz zamian?
- Niczego – wzruszył ramionami.
- Coś ci się polepszył humor – zakpiła. Nie mogła uwierzyć, że oddaje jej książkę bez żadnych kłótni czy szantaży.
- Będziesz dzisiaj na imprezie? - zagadnął ją.
- Nie. - odpowiedziała krótko.
- Mogłem się spodziewać.
- To po co się pytałeś? - fuknęła zirytowana, że marnuje jej czas, który przeznaczyła na wypoczynek.
- Nieważne.
- W takim razie wynocha stąd, bo mnie tylko irytujesz!
           Nie musiała powtarzać dwa razy. Malfoy wyszedł, a ona zmarszczyła brwi. A temu co się stało? Przynosi jej podręcznik, nie jest wredny, od razu wychodzi. Szczerze, nie miała zamiaru iść na imprezę, ale zasiał w niej ziarenko ciekawości. Czemu chciał się upewnić, czy przyjdzie?
Nie zastanawiając się dłużej spojrzała na zegarek. Miała jeszcze trzy godziny do wieczora, a tymczasem mogła sobie zrobić krótką, godzinną drzemkę. Ewentualnie dwie. Tak, tego najbardziej teraz potrzebowała.

           Klasycznie, ale seksownie. Normalnie, ale z nutką drapieżności – tak by ją podsumowała Ginny, która siedziała aktualnie w łazience, myjąc włosy. Hermiona ponownie przyjrzała się w lustrze. Nałożyła na siebie czarną sukienkę. Niby zwykłą, mocno przylegającą do ciała, długość przed kolana, rękawy do łokci, ale wiedziała, że coś w niej było. Sam fakt, jak ładnie podkreślała figurę jej wystarczał.
           Chyba zupełnie zgłupiała, skoro tak zaczęła się stroić. Rozpuściła włosy i pozwoliła im swobodnie opaść na ramiona. Nałożyła delikatne, srebrne kolczyki i smagnęła usta błyszczykiem. Oczy lekko podkreślone, ale nie za mocno, aby nie było, że stroi się jak na jakąś randkę. A tymczasem czuła, że musi dobrze wyglądać. Chociażby po to, aby zdenerwować Malfoya.
Owszem, to głupie, ale naprawdę chciała dobrze przy nim wyglądać. Skoro tak bardzo się nią zachwycał, że zapomniał o charakterze, to niech sobie poogląda te widoki, ale z daleka!
- Jesteś niemądra, Hermiono – skarciła się w myślach. - On może mieć wszystkie i na pewno tak bardzo nie interesuje go twoja osoba.
           Mimo wszystko nic jej nie szkodziło dobrze wyglądać. W wysoko uniesioną głową wyszła z dormitorium i wkroczyła do głównego Salonu, gdzie od razu znalazła Harry'ego w towarzystwie (co za zaskoczenie!) Rona. Ten jednak bardziej zdawał się być zainteresowany towarzystwem jakiejś uroczej blondynki, która podeszła do niego z piwem kremowym, niżeli powitaniem Hermiony. I wcale mu się nie dziwiła – w końcu była mowa o Ronie.
           Porozmawiała chwilę z Harrym i ku swojemu zaskoczeniu dostrzegła Teodora w towarzystwie Padmy Patil. Wyglądała prześlicznie w granatowej sukience i rozpuszczonych włosach. Mocno o czymś dyskutowała z Nottem, ale po chwili oboje wybuchnęli śmiechem. Odwróciła wzrok, ponieważ na ten widok przyprawiał ją o smutek i radość jednocześnie. Dziwna mieszanka wybuchowa.

           Niecałą godzinę później dołączyła do nich Ginny, która gdy tylko zobaczyła Hermionę uśmiechnęła się szeroko.
- Wiedziałam, że gdy chcesz, to potrafisz wyskoczyć z tych szerokich worków i wyglądać doskonale. - puściła jej oczko i wyciągnęła Harry'ego na parkiet, za wszelką cenę starając się nauczyć go tańczyć, ponieważ Potter na parkiecie miał dwie lewe nogi.
           Poczuła lekką irytację, gdy została sama. Ron flirtował z tą samą blondynką, która uśmiechała się do niego szeroko. Harry i Ginny byli zajęci sobą, Nottowi też nie chciała przeszkadzać, zwłaszcza teraz, kiedy miał przy sobie tak śliczną dziewczynę.
Ta impreza nie była dla niej. Miała właśnie wstać, kiedy spotkało ją coś gorszego od samotności. Terrence Higgs właśnie podszedł do niej z dwoma kufami wypełnionymi piwem kremowym.
- Czyżby panna Granger znów nie miała humoru? - spytał z zawadiackim uśmiechem. - Polecam się na przyszłość – mrugnął do Hermiony, która od razu przypomniała sobie ostatnie słowa Terrence'a o tym, co najbardziej poprawia humor. Na jej policzki wpłynęły rumieńce zażenowania, co Higgs błędnie odczytał jako słodkie zawstydzenie.
           Dosiadł się do niej, a Hermiona nie protestowała. Napije się z nim tego piwa kremowego, co jej szkodziło? I tak nie miała z kim siedzieć, a skoro już się tak przyszykowała, to posiedzi przynajmniej godzinkę, nie dłużej.
Terry był miłym facetem, ale zdecydowanie nie mogła się przy nim odstresować. Rozmowa jakoś się ciągnęła, ale ona wciąż była skupiona na tym, co on wyprawiał. Czasami niby przypadkiem łapał jej dłoń, bawił się jej włosami. Okej, tolerowała to, w końcu nie zrobił żadnego przestępstwa.
- Miona, mogę tak do ciebie mówić, prawda? - spytał. Kiwnęła głową, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. - Śliczna z ciebie dziewczyna.
- Dziękuję – powiedziała po raz kolejny. Nie wiedziała, co ma odpowiadać na ciągle komplementy z jego strony. Rany, to stawało się męczące. Coraz mniej rozumiała niektóre z dziewczyn, które od razu wchodziły mu do łóżka. Uroda, elokwencja, maniery – jak najbardziej na tak, ale żeby tak dwadzieścia cztery godziny na dobę?
Jego dłoń powoli przeniosła się na jej kolano, potem udo, a to w ogóle jej się nie spodobało.
- Terry, czy mógłbyś prz...
- Przynieść kolejne piwo? Jasne! - odpowiedział, po czym pocałował ją lekko w policzek, zanim zdążyła się odsunąć i podszedł do barku, aby napełnić szklanki.
           Hermiona korzystając z okazji od razu wstała z kanapy i skierowała kroki w stronę schodów, aby uciec do swojego pokoju, zanim Higgs się skapnie. Coś jednak sprawiło, że się zatrzymała. A mianowicie czyjś bardzo irytujący śmiech. To właśnie wtedy dostrzegła Malfoy'a, który jakby nigdy nic flirtował sobie z Catherine, która śmiała się co jakiś czas i bawiła się guzikiem jego koszuli. To z nieznanych przyczyn podniosło jej ciśnienie.
           A on to dostrzegł. Doskonale zdawał sobie sprawę z jej uczuć. Wziął bliską jej osobę i wykorzystał przeciwko niej, aby była zazdrosna.
Ich spojrzenia spotkały się. Jego – pełne satysfakcji. Jej – chęci mordu. Wiedziała, że nie daruje mu tego. Odwróciła się od schodów. Nie miała zamiaru uciekać. Nie dzisiaj.

           Wściekłość opanowała każdy cal jej ciała. Zazdrość paliła. Wredny, okropny typ. Doskonale wiedział, jak się na niej odegrać. Nienawidziła go całym sercem. I za nic w świecie nie przyznałaby się, że to ona chciałaby teraz być w jego ramionach, aby to jej szeptał te wszystkie rzeczy. Chciała, aby ją całował, a nie tą głupią Catherine!
Nie panowała nad sobą, w jej głowie kotłowała się tylko jedna myśl. Zemsta. Nienawiść. Zazdrość.

           Dopadła Terrence'a, który szukał jej w tłumie, stojąc przy barku i bez zastanowienia zarzuciła mu się na szyję. Nie myśląc o tym, co robi, wpiła swoje wargi w jego i złożyła długi, namiętny pocałunek.